Ktoś może wedrzeć się do twojego domu, mieszkać w nim bez twojej zgody, a potem się jeszcze w nim zameldować. A wszystko zgodnie z polskimi przepisami, które za nic mają prawo własności.
Ewa Kaczmarczyk przed laty wyjechała do USA do pracy. Zarobione pieniądze wysłała ojcu na wykup mieszkania. Potem ten atrakcyjny, trzypokojowy lokal w pobliżu Teatru Wielkiego w Warszawie ojciec zapisał jej w testamencie. Ale brat pani Ewy, Krzysztof J., też miał klucze do mieszkania. Po śmierci ojca wprowadził się tam wraz z żoną i synami.
W marcu 2010 roku sąd potwierdził, że Ewa Kaczmarczyk jest jedynym prawnym właścicielem mieszkania. Brat jednak nie zamierzał się wyprowadzać. Złożyła więc pozew o eksmisję. Ale to trwa, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia przez pięć miesięcy nie wyznaczył terminu pierwszej rozprawy.
W tym czasie Krzysztof J. złożył wniosek o zameldowanie siebie i rodziny. I urzędnicy 28 lipca podjęli decyzję o zameldowaniu ich na pobyt stały. – Bo zobowiązuje nas do tego ustawa o ewidencji ludności i dowodach osobistych – tłumaczy Wiesław Grzebień, naczelnik delegatury Biura Administracji i Spraw Obywatelskich Dzielnicy Warszawa-Śródmieście, który podpisał decyzję. Powołuje się na przepis, który mówi, że ewidencja ludności „nie jest formą kontroli nad legalnością zamieszkania i pobytu”. Przyznaje: te przepisy ograniczają prawa właścicieli. Ale Grzebień rozkłada ręce – urzędnik może jedynie stwierdzić stan faktyczny. A policja i sąsiedzi potwierdzili: J. z rodziną zamieszkuje lokal.
A co z przepisem, że „uprawniać do zameldowania w lokalu może jedynie pobyt legalny (...), za wiedzą i zgodą osoby uprawnionej do dysponowania lokalem”?
Grzebień tłumaczy, że rodzina J. mieszkała tam 5 lat, więc „nie może być mowy o nielegalności pobytu”. – Taką wykładnię przepisów dał Trybunał Konstytucyjny w 2002 roku – mówi. Inna sprawa, że przepisy są niespójne, bo przewidują też możliwość zameldowania kogoś bez tytułu prawnego do mieszkania i bez zgody właściciela. Jak tłumaczy Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA, zgodnie z art. 47 ustawy o ewidencji ludności w takiej sytuacji wszczyna się postępowanie administracyjne, by stwierdzić, czy ktoś faktycznie pod danym adresem na stałe przebywa. Jeśli tak – trzeba go zameldować. Więc brata Ewy Kaczmarzyk zameldowali. Ona nie może mieszkać w tym mieszkaniu, wynająć go ani sprzedać, bo jest zajęte przez lokatorów którzy nie mają do niego prawa, ale mają meldunek.
To niejedyny przypadek kłopotów właścicieli z „waletami”, którzy wmeldowali się im na siłę. W tym roku do opuszczonego punktu informacyjnego, własności warszawskiego ratusza, wprowadził się mężczyzna i złożył wniosek o zameldowanie. Urząd dzielnicy mu odmówił, ale wojewoda już nie. Teraz miasto procesuje się z lokatorem o „przywrócenie stanu posiadania”.
Katarzyna P. kupiła mieszkanie w Lublinie. Gdy je wyremontowała, przyszedł do niej mężczyzna, krzycząc, że go okradła. Wezwała policję. Okazało się, że natręt ma w starym dowodzie wpisany meldunek w tym lokalu. I policja stwierdziła, że meldunek to meldunek, więc się nie będą wtrącać.
Kinga ze Szczecina ma podobny kłopot. Byłemu partnerowi matki dała klucze, by pomieszkał w jej mieszkaniu. A ten się zameldował. I nie można się go pozbyć, dopóki nie znajdzie się mu lokalu zastępczego. Można iść do sądu, ale – co podkreśla Dawid Sześciło, koordynator Kliniki Prawa Własności w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka – na wyrok czeka się latami. A kiedy już zapadnie, gminy nie potrafią zapewnić lokali zastępczych dla dzikich lokatorów. – I prawa ludzkie są łamane – mówi Sześciło.
W 2014 obowiązek meldunkowy ma być zniesiony. Ale czy wtedy będzie się łatwiej pozbywać dzikich lokatorów, dziś nikt nie powie.
Mit meldunku
OPINIA
prof. Hubert Izdebski
Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
Formalnie meldunek to tylko stwierdzenie, że ktoś na stałe gdzieś mieszka. Wywołuje jednak konkretne skutki. Bo o ile policja może na naszą prośbę wyrzucić z naszego mieszkania nieproszonego gościa pod zarzutem naruszenia miru domowego, nie ruszy takiego, który ma tam zameldowanie. Działa tu prawo zwyczajowe. Spółdzielnie pobierają np. opłaty za wodę i wywóz nieczystości od ilości osób zameldowanych pod danym adresem. A w lokalu, do którego nie ma prawa własności, można zarejestrować działalność gospodarczą.