Kraków, Katowice, Rzeszów, Gdańsk, Gdynia, Sopot, Łódź, Lublin, Toruń, Częstochowa – rodzice z między innymi z tych miast mogą być pozytywnie zaskoczeni, że w ich okolicy nie przebywają osoby, które teoretycznie mogłyby skrzywdzić ich dzieci. Gdy wpiszemy bowiem nazwy wskazanych wyżej miejscowości w publicznym Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym (pole miejscowość, w której osoba przebywa) otrzymamy komunikat, że ten nie posiada „informacji o osobach, dla których są spełnione warunki zawarte w zapytaniu”.
W sieci pojawiają się też głosy, że w spisie nie znajdziemy księży skazanych za pedofilię. Dlaczego?
Zacznijmy od uporządkowania informacji.
Dwa rejestry
Ministerstwo Sprawiedliwości uruchomiło nie jeden, lecz dwa rejestry: Rejestr z dostępem ograniczonym oraz Rejestr publiczny. Jaka jest między nimi różnica?
Do tego pierwszego, zawierającego około 2600 nazwisk, dostęp mają jedynie przedstawiciele organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, a także instytucji zajmujących się opieką nad dziećmi. Oznacza to, że np. dyrektorzy szkół czy organizatorzy wypoczynku dla dzieci będą musieli sprawdzać, czy nowo zatrudniane przez nich osoby figurują w tym rejestrze. Podmiot, który nie dopełni nałożonych na niego obowiązków lub zatrudni osobę, o której wie, że figuruje ona w rejestrze, narazi się na karę aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1000 zł.
Druga część rejestru to Rejestr publiczny zawierający obecnie 768 nazwisk. Jest on ogólnodostępny w internecie na stronie Biuletynu Informacji Publicznej Ministerstwa Sprawiedliwości.
Kto trafia do rejestru?
Odpowiedź na to pytanie pozwoli zrozumieć, dlaczego w spisie nie znajdziemy całego szeregu osób prawomocnie skazanych za seksualne wykorzystanie małoletnich – w tym właśnie także księży. Szczególnie istotne w tym przypadku jest rozróżnienie rejestrów na ograniczony i publiczny.
Należy jednak podkreślić, że do obu spisów trafili jedynie niektórzy sprawcy przestępstw na tle seksualnym.
Rejestr publiczny
Znajdują się tu nazwiska najgroźniejszych według resortu przestępców, czyli tych, którzy skazani zostali za gwałt ze szczególnym okrucieństwem lub gwałciciele, których ofiarami były dzieci poniżej 15 roku życia. Co ciekawe, każdy z tych sprawców, jeśli został skazany przed 1 października 2017 r. ma jednak prawo wystąpić do sądu z wnioskiem o wyłączenie jego danych z Rejestru publicznego.
W przypadku sprawców czynów popełnionych od 1 października 2017 r. do Rejestru publicznego mogą trafić sprawcy zgwałceń popełnionych ze szczególnym okrucieństwem, gwałciciele, których ofiarami były dzieci poniżej 15 roku życia oraz recydywiści - jeśli którekolwiek przestępstwo na tle seksualnym popełnili na szkodę małoletniego (do 18 roku życia) i zostali uprzednio skazani na karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia jej wykonania. Decyzję o umieszczeniu tych sprawców w Rejestrze publicznym podejmują przy orzekaniu wyroków.
Rejestr ograniczony
Trafili tam sprawcy, którzy dokonali przed 1 października 2017 gwałtu ze szczególnym okrucieństwem oraz gwałciciele, których ofiary nie miały więcej niż 15 lat. Osoby te nie mogą złożyć wniosku o wyłączenie zamieszczenia ich danych w Rejestrze z dostępem ograniczonym. Spośród sprawców czynów popełnionych przed 1 października 2017 r. do Rejestru z dostępem ograniczonym mogą trafić również gwałciciele, których ofiary miały więcej niż 15 lat, ale mniej niż 18 lat. Tej kategorii sprawców przysługuje jednak uprawnienie do złożenia wniosku o wyłączenie z Rejestru z dostępem ograniczonym. Jak czytamy na stronie ministerstwa, ich sprawy muszą co do zasady zostać rozstrzygnięte przez sądy w ciągu roku od wejścia w życie ustawy – do 30 września 2018 r.
Rejestr ograniczony funkcjonuje na innych zasadach w przypadku czynów popełnionych po 1 października 2017 r. Trafiają tam, co do zasady wszyscy gwałciciele i pedofile, a także stręczyciele dzieci i skazani, którzy posługiwali się pornografią na szkodę dzieci. Tylko w wyjątkowych przypadkach sądy będą mogły orzec, że dane skazanego nie trafią do Rejestru. Chodzi głównie o sytuacje, kiedy mogłoby ucierpieć dobro poszkodowanych, zwłaszcza dziecka (np. gdy skutkiem ujawnienia danych pedofila byłoby publiczne wskazanie ofiary) albo umieszczenie danych w Rejestrze wywołałoby niewspółmiernie surowe skutki dla skazanego.
Już na podstawie tych informacji możemy więc wywnioskować, dlaczego nie warto kierować się rejestrami podczas oceny poziomu bezpieczeństwa naszych dzieci.
W publicznej bazie nie znajdziemy bowiem skazanych za seksualne wykorzystywanie małoletnich, jeśli nie popełnili oni przestępstwa gwałtu (chyba, że będą to recydywiści). Do rejestru z ograniczonym dostępem z kolei pedofile i stręczyciele dzieci będą dopiero sukcesywnie dopisywani, gdyż aby się tam znaleźli, musieliby popełnić przestępstwo po 1 października 2017 r.
Czy sprawca jest na wolności?
Nie zawsze na podstawie dostępnego Rejestru publicznego istnieje możliwość przeprowadzenia skutecznej weryfikacji tej informacji. Ministerstwo Sprawiedliwości nie było w stanie przekazać nam danych dotyczących tego, ile osób znajdujących się w Rejestrze publicznym znajduje się na wolności. Jak tłumaczy resort, brak efektów wyszukiwań po wpisaniu informacji w polu „miejscowość, w której przebywa” może wynikać z tego, że osoba przebywa w jednostce penitencjarnej lub osoba nie zgłosiła się do właściwej jednostki Policji celem zgłoszenia faktycznego adresu pobytu.
- Dane osób w rejestrze publicznym są uzupełniane na bieżąco. Rejestr ten został uruchomiony 1 stycznia 2018 roku i policja dokładnie weryfikuje jeszcze miejsce pobytu niektórych sprawców – wskazuje Milena Domachowska, Główny Specjalista w Wydziale Komunikacji Społecznej i Promocji w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Zgodnie bowiem z Ustawą o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym ujęci w rejestrze przestępcy – pod groźbą kary aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny – muszą informować policję o faktycznym miejscu swego pobytu i o każdej zmianie tego adresu najpóźniej w trzecim dniu tego pobytu. Czy służbom udaje się ustalić pobyt takich osób? Zgodnie z odpowiedzią przekazaną przez MS, „takie kroki są i będą podejmowane”. O efektach jeszcze nie zostaliśmy poinformowani.
Jak resort wyjaśnia natomiast fakt dotyczący niskiej liczby wyników wyszukiwań?
- To, że po wpisaniu słowa „Warszawa” w polu „Miejscowość, w której osoba przebywa”, wyświetlają się dane kilku osób, nie oznacza, że są to jedyne osoby skazane za przestępstwo na tle seksualnym, których adres faktycznego pobytu znajduje się w Warszawie. W rejestrze publicznym nie zamieszcza się danych wszystkich osób skazanych za tego typu przestępstwa, ale tylko części z nich, zgodnie z art. 6 ust. 2 ustawy o przeciwdziałaniu zagrożeniom na tle seksualnym. Ponadto pole „Miejscowość, w której osoba przebywa” wypełniane jest danymi w chwili zgłoszenia się osoby zamieszczonej w rejestrze do właściwej dla miejsca pobytu jednostki Policji – wyjaśnia Domachowska.