Na stronie internetowej Senatu opublikowano przekazaną przez resort sprawiedliwości zbiorczą informację na temat tego, jak często w 2016 r. służby sięgały po nasze dane telekomunikacyjne i dane internetowe. To pierwsze takie sprawozdanie (obowiązek jego składania wprowadziła tzw. ustawa inwigilacyjna), ale przedstawione liczby można porównać z danymi zbieranymi wcześniej przez Fundację Panoptykon.
Ich zestawienie, na pierwszy rzut oka, pokazuje, że służby dużo rzadziej interesowały się danymi telekomunikacyjnymi. W minionym roku sięgały po nie 1,147 mln razy, podczas gdy rok wcześniej 1,981 mln razy. - Dane te nie są jednak porównywalne. Zgodnie z ustawą inwigilacyjną zestawienie ministra sprawiedliwości nie obejmuje danych abonenckich, czyli mówiąc w uproszczeniu do kogo należy np. telefon komórkowy. A jak wynika z naszych informacji za wcześniejsze lata to ok. 40 proc. wszystkich zapytań służb – mówi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.
Można natomiast porównać zapytania na temat samych bilingów, czyli połączeń między numerami. Tu można zaobserwować spadek, ale dużo mniejszy. Z raportu MS wynika, że w 2016 r. służby prosiły o te dane 881 tys. razy, a z informacji Panoptykonu za rok 2015 r., że 976 tys. razy. Danych geolokalizacyjnych (gdzie znajdowała się osoba dzwoniąca) żądały w 2016 r. 156 tys. razy, a w 2015 r. - 192 tys. razy. Jak wynika z raportu MS najczęściej o nasze dane pyta policja (73 proc.), na drugi miejscu jest Straż Graniczna (11,6 proc.).
Jeszcze trudniej porównać zapytania dotyczące tego co robimy w internecie. Z danych Panoptykonu za 2015 r. wynikało, że służby wystąpiły do usługodawców internetowych aż 215 tys. razy. Tymczasem informacja MS za 2016 r. wskazuje na 23 tys. takich zapytań. Znów można domniemywać, że do pełnego obrazu brakuje danych abonenckich czyli sprawdzania do kogo należy dany numer IP.
Wspomniana już ustawa inwigilacyjna nie tylko nakazała MS zbieranie i przekazywanie Senatowi danych zbiorczych. Ustanowiła też kontrolę sądową. - Tyle że jest ona iluzoryczna. Sądy mogą co najwyżej sprawdzić czy wskazana przez policję podstawa prawna jest prawidłowa. Nie są już jednak w stanie wychwycić czy policjant przy okazji zbierania danych o podejrzanym, przy okazji nie sprawdził bilingów swojej żony – zauważa Wojciech Klicki.
Potwierdzają to zresztą sami sędziowie. W odpowiedzi na pytanie zadane przez Panoptykon w trybie dostępu do informacji publicznej Sąd Okręgowy w Gdańsku przyznał wprost, że przepisy nie dają „możliwości zweryfikowania, czy sięgnięcie po informacje było niezbędne, celowe i należycie uzasadnione w kontekście subsydiarności działań operacyjnych, a więc nie dają podstawy do przeprowadzenia realnej – spełniającej standardy ochrony praw człowieka - kontroli uzyskiwania przez policję danych telekomunikacyjnych, pocztowych lub internetowych”.