Rząd nie ma wątpliwości, że należy szybko znowelizować ustawę o spółdzielniach mieszkaniowych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1222 ze zm.). Cele są dwa. Po pierwsze, trzeba zmienić przepisy, by umożliwić spółdzielniom uczestnictwo w programie „Mieszkanie plus”. Po drugie, najwyższy czas wykonać wyroki Trybunału Konstytucyjnego, który w ostatnich latach kilkukrotnie orzekał o niezgodności przepisów ustawy z konstytucją.
Zdaniem organizacji spółdzielczych nie ma jednak powodów do radości. Większość z nich w toku konsultacji projektu nowelizacji podnosiła, że najwyższy czas rozprawić się z nadmiernie silną pozycją prezesów spółdzielni. I że przygotowana przez Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa ustawa zupełnie ten wątek pomija. Przez co raczej należy mówić o nowelizacji straconych nadziei niż pakiecie potrzebnych reform.
Dowód?
„Nowelizacja nie spełnia pokładanych nadziei, ponieważ nie usuwa kategorycznie istniejących wad, a w niektórych wypadkach wręcz je pogłębia. Przede wszystkim nie podnosi standardu ochrony prawnej członków spółdzielni, członek spółdzielni pozostaje nadal przedmiotem, jak to było przez wiele, wiele lat” – wskazało w swej opinii Mazowieckie Stowarzyszenie Obrony Praw Lokatorów i Spółdzielców „Nasz Dom”. Toruńskie Stowarzyszenie „Niezależni na Skarpie” uznało zaś, że można mówić o utrwaleniu istniejących w spółdzielczości mieszkaniowej patologii.
Zmiana dotycząca możliwości uczestnictwa spółdzielni w programie „Mieszkanie plus” jest stricte techniczna i nie powinna wpłynąć na prawa ogółu spółdzielców. Przy podejmowaniu nowych inwestycji spółdzielnie będą bowiem mogły określić termin, po upływie którego możliwe będzie przeniesienie własności lokalu. Dzięki temu możliwe stanie się uczestnictwo w rządowym programie.
W zakresie zmian wynikających z problemów natury konstytucyjnej resort jako wzorzec zmian przyjął wyroki TK z 14 lutego 2012 r. (sygn. akt P 17/10), z 27 czerwca 2013 r. (sygn. akt K 36/12) oraz z 5 lutego 2015 r. (sygn. akt K 60/13). Wszystkie je łączy to, że sędziowie wskazali, iż obowiązujące przepisy są niekorzystne dla spółdzielców, zaś w zbyt dobrym położeniu stawiają zarządzających.
Kluczowa kwestia to pozbycie się tzw. członków oczekujących. W wielu betonowych molochach było bowiem tak, że władze spółdzielni wpływały na decyzje walnego zgromadzenia poprzez przyjmowanie w poczet spółdzielców osób niezwiązanych ze spółdzielnią, za to związanych z osobami w niej decyzyjnymi. W efekcie zapewniano sobie głosy osób, które decydowały często wbrew woli mieszkańców. TK w wyroku z 5 lutego 2015 r. uznał, że niezgodne z konstytucją są m.in. art. 3 ust. 1 i 3 ustawy o spółdzielniach, które stanowią, że członkiem spółdzielni może być osoba fizyczna, choćby nie miała zdolności do czynności prawnych lub miała ograniczoną zdolność do czynności prawnych, oraz osoba prawna. Dawało to zbyt dużą dowolność zarządzającym w decydowaniu o tym, kto może być przyjęty.
– Spółdzielnia nie powinna mieć nadmiernego wpływu na kształt osobowy jej członków. Ma realizować cel główny, czyli zaspokajać potrzeby mieszkaniowe – mówił wówczas sędzia Leon Kieres.
Po ponad 2 latach rządzący postanowili ten wyrok wykonać. Projekt, co do którego jest konsensus w rządzie, przewiduje przyznanie członkostwa w spółdzielni wyłącznie osobom związanym węzłem prawnym ze spółdzielnią, czyli posiadającym prawo do lokalu lub ekspektatywę tego prawa.
Nowelizacja doprecyzuje także zasady głosowania na walnych zgromadzeniach przez pełnomocnika. Wprowadzony zostanie jednoznacznie brzmiący przepis, że taka możliwość jest dopuszczalna, przy czym jeden pełnomocnik będzie mógł reprezentować tylko jednego spółdzielcę. Pierwotnie resort kierowany przez Andrzeja Adamczyka chciał wprowadzić zasadę „jeden pełnomocnik – nieograniczona liczba spółdzielców”. Po naszym tekście projekt został jednak skorygowany. Eksperci zwrócili bowiem uwagę na to, że wstępna propozycja mogła doprowadzić do nadużywania swej pozycji przez władze molochów. Przykładowo mogłyby one przyznawać ulgi w spłacie zaległości tym, którzy zgodziliby się podpisać pełnomocnictwo.