Zacytujmy ministra sprawiedliwości z wywiadu dla naszej gazety (21 lipca 2016 r., DGP nr 140/2016) poświęconego walce z lichwą: „Wypracowanie progu, który z jednej strony będzie opłacalny dla firm pożyczkowych, a z drugiej odpowiednio zabezpieczy interesy obywateli, to zadanie dla ministra finansów, Narodowego Banku Polskiego czy Komisji Nadzoru Finansowego”.





Ziobro mówił o limicie kosztów pozaodsetkowych. Czyli o kluczowym parametrze dla firm pożyczkowych. A wkrótce po udzieleniu wywiadu przedstawił gotowy projekt ustawy. Próg maksymalnych kosztów pozaodsetkowych z 55 proc. wartości pożyczki rocznie został zredukowany do 20 proc. Branża finansowa podniosła lament: „to nas zabije”. Ale po co krytykować Ziobrę, skoro „wypracowanie progu to zadanie ministra finansów, NBP i KNF”?
No to zajrzyjmy teraz do stanowisk, które instytucje te właśnie przedstawiły do projektu stworzonego w resorcie sprawiedliwości.
Leszek Skiba, wiceminister finansów: „potrzeba rozwiązań proponowanych w projekcie ministra sprawiedliwości nie została w sposób wystarczający uzasadniona”.
Piotr Wiesiołek, pierwszy zastępca prezesa NBP: „wejście w życie projektowanej ustawy, której celem jest zapewnienie takiej ochrony [właściwej ochrony konsumentów – red.], może jednak wywołać, niewspółmierne do potencjalnych korzyści, negatywne skutki dla akcji kredytowej, stabilności finansowej oraz dla samych konsumentów”.
Przewodniczący KNF Marek Chrzanowski co do zasady chwali projekt stworzony w resorcie Zbigniewa Ziobry. Choć i on zaznacza, że „ograniczenia kosztów kredytu mogą prowadzić do zwiększenia liczby negatywnie rozpatrywanych wniosków o udzielenie kredytu i wzrostu kosztów kredytów dla pozostałych klientów”.
Jak się więc stało, że z jednej strony minister sprawiedliwości wskazał wyraźnie, kto będzie odpowiadał za ustalenie limitu kosztów pozaodsetkowych, a z drugiej przez tych, którzy to mieli uczynić, jest krytykowany?
Wydaje się, że możliwości są dwie. Pierwsza – kłamczuch – jest taka, że Zbigniew Ziobro wyszedł przed szereg. Jedno powiedział, a drugie zrobił. Zapewnił, że za kwestie gospodarcze projektu nowej ustawy antylichwiarskiej będą odpowiadali fachowcy z zakresu gospodarki, a potem sprawę wziął we własne ręce. I potraktował firmy pożyczkowe jak typowych lichwiarzy, nie bacząc na to, że w gospodarce i dla tego typu przedsiębiorców musi być miejsce.
Druga ewentualność – ofiara politycznej rozgrywki – to działania wicepremiera Morawieckiego wymierzone w osłabienie pozycji Ziobry. Najpierw udał, że pomaga, a teraz wbił nóż w plecy. To by pasowało do kogoś, kto wspiera lichwiarzy i ich złodziejski proceder. Jakby coś: to nie ja się tak niepochlebnie wypowiadam o panu premierze. To urzędnicy resortu sprawiedliwości. Przekonywali oni przecież w ostatnich miesiącach, że każdy, kto krytykuje projekt nowej ustawy, stoi tam, gdzie stała lichwa.
A jak się zakończy ta cała historia, mogę zdradzić Państwu już teraz. Resort sprawiedliwości poinformuje za kilka tygodni, że wsłuchał się w głos przedsiębiorców i postanowił zwiększyć progi, powiedzmy do 35–40 proc. Biznes będzie skakał do góry z radości i wychwalał Ziobrę (metoda kozy). Chwalić będą też konsumenci, bo bądź co bądź próg o kilkanaście punktów procentowych zostanie obniżony w stosunku do obecnie obowiązującego.