- Jeżeli dociążymy kina opłatami, to zmniejszą się też dochody budżetu państwa. A małe kina w ogóle mogą nie osiągnąć zysku - uważa Joanna Kotłowska, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nowe Kina, zrzeszającego największe sieci multipleksów w Polsce, menedżer i doradca w Cinema City Cinemas.

prezes Polskiego Stowarzyszenia Nowe Kina, zrzeszającego największe sieci multipleksów w Polsce, menedżer i doradca w Cinema City Cinemas / Materiały prasowe
Ustawa o prawach autorskich i prawach pokrewnych nakazuje kinom dzielenie się wpływami z biletów z twórcami: filmowcami, aktorami, muzykami, scenarzystami itp. Obowiązuje od trzech lat – a mimo to nie wszystkim płacicie, a dziś konflikt z uprawnionymi do pobierania tych opłat organizacjami (OZZ) nabrzmiewa. Dlaczego?
Stawki dla organizacji nie zostały jeszcze określone, mimo że ustawa weszła w życie w 2018 r. Od 15 lat kina płacą części organizacji, z którymi zostały zawarte umowy. Wszystkie kina wnoszą opłatę licencyjną i tzw. wynagrodzenie dodatkowe na rzecz kompozytorów muzyki filmowej, których reprezentuje ZAIKS. Jest to standard w większości krajów, chociaż płatności nie muszą być dokonywane za pośrednictwem organizacji. Poza opłatą licencyjną polska ustawa przewiduje wypłatę tzw. wynagrodzenia dodatkowego, którego wysokość należy ustalić albo administracyjnie, albo w wyniku zawartych umów. Nie wszystkie kina i nie wszystkie organizacje mają takie umowy zawarte. A bałagan w ustaleniu stawek pod poprzednią ustawą spowodował liczne procesy sądowe. Dzisiaj liczymy na to, że pod nową ustawą zostaną określone stawki dla tych tantiem na realnym poziomie.
A co z organizacjami reprezentującymi twórców, które oczekują zapłaty?
Łączne oczekiwania wszystkich organizacji były nierealne, tym bardziej że tantiemy pobierane są od przychodów, bez żadnego uwzględnienia faktu, iż prawie 50 proc. wpływów z biletu oddawane jest producentowi za pośrednictwem dystrybutora, a koszty działalności kin jedynie rosną. W dalszym ciągu kina realizują umowy zawarte przed wielu laty z organizacjami, ale nowe stawki, uwzględniające wszystkie organizacje, którym minister kultury przyznał licencje, muszą być na realnym poziomie.
Obecnie, zależnie od tego, z iloma organizacjami kino ma umowy, oddaje twórcom ok. 2 proc. wpływów z biletów. I przed pandemią był to opłacalny biznes.
Poziom realnej stawki wypłacanej od kilkunastu lat zależy od kina. Nasze stowarzyszenie na podstawie opinii prof. Ryszarda Markiewicza, eksperta w dziedzinie prawa autorskiego, przedstawiło przed Komisją Prawa Autorskiego stanowisko, iż łączna stawka na rzecz wszystkich organizacji nie powinna przekraczać 1,7 proc. Nawet tej wysokości stawka powinna być dzielona pomiędzy kina i dystrybutorów, właśnie z uwagi na to, iż dystrybutor pobiera ok. 50 proc. przychodu z biletów. Skoro średnio w Europie płaci się 1 proc., to i tak będzie dużo. Wyższe stawki wypłacane w krajach europejskich dzielone są pomiędzy kina i dystrybutorów, ale nigdy nie osiągają takich poziomów. Nie tylko w pandemii, ale w ogóle. W obecnych realiach to my ze swojej części wpływów z biletów płacimy de facto podwójną stawkę.
Jak pani to oblicza?
Powiedzmy, że kino sprzedało bilet za 20 zł. Z tego ok. 10 zł oddaje producentowi filmu, bo takie są poziomy wypłat w Polsce. W kinowej kasie zostaje więc 10 zł. Opłata dla organizacji reprezentujących twórców – gdyby zaproponowane przez nich stawki przeszły – wyniosłaby w sumie 4,1 proc. Ale jest naliczana od pełnych 20 zł, więc w naszych 10 zł stanowiłaby 8,2 proc. Ponadto płacimy 1,5 proc. na Polski Instytut Sztuki Filmowej. To też jest naliczane od całości wpływów, ale pokrywamy tę daninę ze swojej części, producenci w niej nie partycypują, za kilkoma wyjątkami, więc faktycznie to 3 proc. przychodów kin. Czyli razem byłoby już 11,2 proc. Takie opłaty nie mieszczą się w rachunku ekonomicznym. I proszę pamiętać: jeżeli dociążymy nimi kina, to zmniejszą się też dochody budżetu państwa: nasze dochody spadną, więc odprowadzimy niższe podatki. A niektórzy, szczególnie małe kina, w ogóle mogą nie osiągnąć zysku. Przy czym większość z kilkuset małych kin w kraju (ok. 70 proc.) należy do samorządów i nie chodzi w nich o zysk, tylko o kulturę.
4,1 proc. dla organizacji twórców aż tak bardzo odbije się na budżetach kin?
Średnia rentowność kina w Polsce wynosi kilka procent, sieci mają trochę wyższą. Jeśli nagle ubędzie kinom kolejne ponad 8 proc. z części przychodów zostającej po wypłacie dla dystrybutorów, to szczególnie w przypadku małych kin oznacza to utratę rentowności. A organizacje twórców są kompletnie zamknięte na rozmowy o obniżeniu swoich oczekiwań. Są monopolistami na swoim polu, reprezentując twórców z danej dziedziny, bo występują też w imieniu osób, które nie mają z nimi umów. Na przykład organizacja reprezentująca scenarzystów zbiera tantiemy za filmy, do których scenariusze napisali twórcy mający z nią umowę oraz od wszystkich innych. Jeszcze w przypadku polskich filmów ktoś zawsze może się zgłosić do organizacji. Ale zagraniczni? W przypadku SFP-ZAPA wiadomo, że niewypłacane są tantiemy pobierane za wyświetlanie filmów amerykańskich. Gdzie trafiają te pieniądze, jak wygląda poziom kosztów działania tych organizacji, jakie wynagrodzenia pobierają osoby zarządzające nimi? To wcale nie jest transparentny system.
Trzeba jasno powiedzieć, że organizacje pobierające tantiemy pobierają prowizje od tych kwot. To są duże kwoty. Stąd nacisk na ustalenie tak wysokiego procentu od przychodów z biletów.
Wobec kin organizacje dochodzą tylko prawa twórców do zapłaty.
Zawsze tak było i kina płaciły, i chcą płacić, ale przecież twórcy otrzymują już od producentów wynagrodzenie za swoją pracę – więc pośrednio kina, które tym producentom płacą, utrzymują też twórców. Od lat naczynia są połączone. Jak mówiłam, toczy się rozgrywka o ogromne kwoty. I to wszystko zderza się z sytuacją, że udało nam się w Polsce zbudować dobrze funkcjonującą sieć kin, małych i dużych, dzięki której polskie filmy mogą zaistnieć na 1,5 tys. ekranów. Jako branża wydaliśmy miliardy złotych na infrastrukturę, dzięki której polscy twórcy mogą wyjść na świat. Zatrudniamy ludzi, otwieramy nowe obiekty – pracujemy ciężko i na tym zarabiamy, ale jest to też z pożytkiem dla kultury i widzów oraz twórców, bo dzięki temu możemy im płacić. Należy zadbać o kurę znoszącą dla twórców i organizacji złote jaja.
Obecne żądania organizacji zbiorowego zarządzania na poziomie 4,1 proc. przychodów ze sprzedaży biletów dla kin mogą oznaczać 2–3-krotną zwyżkę opłaty. OZZ-y pomijają fakt, że cały czas ponosimy rosnące koszty utrzymania kin. W Polsce zatrudniamy w nich ponad 10 tys. osób, wiele kin jest źródłem utrzymania całych rodzin albo prowadzą je NGO. Jeśli część z nich upadnie, twórcy też na tym stracą, bo ich filmy będą miały mniejszy zasięg. Tantiemy im się należą, kwestią jest tylko wysokość stawek.
Dwie z trzech sieci multipleksów zawarły niedawno ugody z organizacją zbiorowego zarządzania przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich (SFP-ZAPA). Cinema City nie.
Działo się to w czasie pandemii, gdy nie mogliśmy prowadzić swoich biznesów. To dość szczególny czas na takie negocjacje. Dlatego jako stowarzyszenie wskazujemy, że pomimo zawartych ugód operatorzy kin nadal oczekują uzgodnienia stawek na rozsądnym poziomie. Jest też oczywiste, że praktyka zawierania ugód nie jest uznaniem wysokości stawek, tylko wynegocjowanych kwot.
W przypadku innych organizacji często nie wiadomo nawet, czy mają prawo do tego, by reprezentować określoną część branży. Taki problem jest ze STOART i SAWP (Związek Artystów Wykonawców oraz Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Muzyczno-Słownych), które walczyły między sobą o ten sam obszar. Jeśli ulegalibyśmy każdej organizacji bez właściwej podstawy prawnej, to narażalibyśmy nasze kina na wydatki w nieuzasadnionych kwotach i wbrew obowiązującemu prawu.
Jakiego rozstrzygnięcia tego sporu branża kinowa spodziewa się od ministerstwa?
Organizacje twórców nie spełniły wymaganego ustawą obowiązku przedstawienia jednej wspólnej stawki. Do Komisji Prawa Autorskiego przy Ministerstwie Kultury złożono trzy osobne wnioski na trzy różne stawki, łącznie wynoszące 4,1 proc. przychodów z biletów. Komisja odmownie załatwiła wszystkie wnioski i organizacje złożyły odwołanie do ministra kultury. Teraz są trzy możliwości. Stawki dla wszystkich może ustalić sam minister. Może też podtrzymać decyzję Zespołu Orzekającego Komisji Prawa Autorskiego (ZOKPA), który odmownie załatwił wnioski organizacji – albo ją odrzucić i wtedy sprawa wróci do komisji.
A może odpowiada wam obecna sytuacja, gdy z braku zatwierdzonych tabel wszystko można podważać i nie płacić tantiem?
Nie pasuje nam głęboko, bo w zasadzie każdy miał lub ma dziś z OZZ jakieś procesy sądowe. A więc i wiele niewiadomych w prowadzonych biznesach. Obecnie obowiązują stare umowy przy nowej ustawie. A nie na tym polega prowadzenie kina, żeby siedzieć w sądzie. Kiedy w lipcu 2018 r. pojawiła się ustawa o prawach autorskich, mieliśmy nadzieję, że będzie można ustalić jedną stawkę i nie będą się co chwila pojawiały nowe organizacje domagające się pieniędzy. Liczyliśmy, że ta kwestia zostanie uporządkowana. Zamiast tego do dziś mamy bałagan i nierealistyczne żądania. ©℗
Jutro w DGP rozmowa z Dominikiem Skoczkiem, dyrektorem Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych (SFP-ZAPA), organizacji zbiorowego zarządzania przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich