Zazwyczaj sądy stosują wręcz łopatologiczne zabezpieczenia, zakazując po prostu określonego działania. Tutaj sąd podjął próbę ucieczki od takiej drogi - twierdzi Andrzej Michałowski.
Jak informował DGP, film „Jesteś Bogiem”, przedstawiający historię grupy Paktofonika, zgodnie z decyzją poznańskiego sądu nie może być dystrybuowany, rozpowszechniany ani udostępniany poza wyświetlaniem w kinach. Sąd doszedł do wniosku, że obraz zawiera treści, które mogą godzić w dobra osobiste Krzysztofa Kozaka i w taki sposób postanowił zabezpieczyć jego powództwo o naruszenie dóbr osobistych. Jak ocenia pan takie działanie?
To bardzo wyjątkowa sytuacja. Zazwyczaj sądy bardzo ostrożnie podchodzą do wydawania zabezpieczeń związanych z ochroną dóbr osobistych w przypadku książek, publikacji prasowych czy filmów. Wychodzą bowiem z założenia, że takie dzieła można zniszczyć samym zabezpieczeniem.
A należy przecież pamiętać, że zabezpieczenie nie może zmierzać do zaspokojenia roszczenia. W przypadku publikacji prasowych sądy natomiast zwykle odmawiają zabezpieczenia, twierdząc, że takiego typu działania bardzo zbliżają się do cenzury prewencyjnej, co stanowi nadużycie prawa.
Pamięta pan ciekawy przykład takiego działania dotyczący filmu?
Tym najbardziej historycznym przykładem było zabezpieczenie filmu dokumentalnego „Witajcie w życiu”, który opowiada o kulisach działalności Amwaya, jednej z największych na świecie sieci dystrybucyjnych.
Film przedstawiać miał mechanizmy działania korporacji, która manipuluje swoimi współpracownikami i dąży do uzyskania zysku za wszelką cenę. Zabezpieczenie zakazujące emisji tego filmu trwało od 1997 r. i nadal obowiązuje. Doprowadziło do unicestwienia dzieła niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia, czy film naruszał dobra osobiste, czy nie.
Prócz zablokowania dystrybucji filmu „Jesteś Bogiem” sąd nakazał, aby jeszcze na etapie wyświetlania w kinach przed każdym seansem prezentowano oświadczenie: „W związku z wytoczeniem przez Pana Krzysztofa Kozaka powództwa o ochronę dóbr osobistych producent i dystrybutor filmu »Jesteś Bogiem« informują, iż przedstawienie postaci Pana Krzysztofa Kozaka w filmie może potencjalnie stanowić naruszenie jego dóbr osobistych”.
Jestem pod wrażeniem tego zabezpieczenia. Jest ono bardzo inteligentnie sformułowane. Zazwyczaj sądy stosują bardzo proste, wręcz łopatologiczne zabezpieczenia, zakazując po prostu określonego działania. W tej sprawie sąd podjął dojrzałą próbę uniemożliwienia zaspokojenia roszczenia. Ten tekst stanowi ostrzeżenie, nie pogłębia naruszania dóbr osobistych i próbuje przed tym ochronić powoda.
Ta część postanowienia zabezpieczającego jest nie tylko elementem działającym na korzyść powoda, ale i na korzyść pozwanego, bo przecież gdyby film nadal był emitowany bez stosownego ostrzeżenia i więcej osób by go zobaczyło, naruszenie mogłoby być większe i konsekwencje finansowe dla producenta i dystrybutora mogłyby być poważniejsze. Dotąd nigdy nie spotkałem się z podobnym ostrzeżeniem o tym, że toczy się postępowanie.
Z informacji, jakie posiadamy, wynika, że możliwe naruszenie dóbr osobistych Krzysztofa Kozaka nie dotyczy jedynie filmu, ale i materiałów edukacyjnych zamieszczonych na oficjalnej stronie internetowej dystrybutora. Mowa w nich m.in., że „w filmie pojawia się postać niejakiego »Kozaka« – gangstera i szantażysty, który wykorzystując naiwność artystów Paktofoniki (...) po prostu okrada ich z zysków (...)”. Pojawia się więc kolejny problem dotyczący zabezpieczenia treści w internecie.
Ochrona dóbr osobistych w internecie jest rzeczywiście pewnym problemem. Po pierwsze bowiem sędziowie nie doceniają jej wagi, po drugie wymaga ona poniesienia dość wysokich kosztów. Stąd rozumiem podejście pełnomocnika pana Kozaka, który skupił się na roszczeniach związanych z filmem, a nie na blokowaniu treści zamieszczonych w sieci. Podjąłbym podobną decyzję.
Jeżeli chodzi bowiem o dobra osobiste, to łatwiej osiągnąć efekt przeprosin w filmie czy publikacji prasowej, bo są to tradycyjne sposoby dystrybucji. Natomiast jeśli chodzi o strony internetowe, to pojawia się gigantyczna trudność, ponieważ nie da się w 100 procentach usunąć zamieszczonych w nich informacji.
Można oczywiście spowodować, żeby pod jakimś adresem internetowym ukazało się oświadczenie o przeprosinach, można też zablokować stronę, ale takie formy zabezpieczenia nie są do końca skuteczne.
Dla pełnomocników to twardy orzech do zgryzienia – ja w praktyce próbuję zmusić swojego przeciwnika, aby ten fizycznie podpinał przeprosiny do każdej informacji, która wyskakuje z danym naruszeniem, do każdej informacji, która wyskakuje w wyszukiwarce.