Kontrola decyzji odmawiających dostępu do dokumentów z negocjacji międzynarodowych musi być ograniczona do badania, czy przestrzegana jest procedura i czy nie dochodzi do nadużycia władzy – orzekł unijny sąd pierwszej instancji. Sprawa dotyczyła dostępu do opinii i projektów na temat głośnej przed rokiem umowy handlowej mówiącej o zwalczaniu obrotu towarami podrobionymi (ACTA).

Poufne propozycje

Kluczowy przepis rozporządzenia (WE) 1049/2001 w sprawie publicznego dostępu do dokumentów Parlamentu Europejskiego, Rady i Komisji mówi, że instytucja europejska odmawia dostępu do dokumentu, o ile ujawnienie go naruszyłoby ochronę interesu publicznego polegającego na utrzymywaniu dobrych stosunków międzynarodowych. Z tej regulacji skorzystał więc dyrektor generalny KE ds. handlu, odmawiając Sophie in ’t Veld z Brukseli dostępu do wszystkich dokumentów dotyczących ACTA.
Także tych dotyczących negocjacji, które odbyły się w Korei Południowej w 2009 r. Belgijka uzyskała wgląd w część – jak to określono – skonsolidowanego projektu, przeznaczonego dla szerokiej publiczności i do niektórych towarzyszących mu informacji. Inna część dokumentów i ich fragmenty, które zaciemniono, została uznana w dwóch decyzjach za poufną. In ’t Veld złożyła więc skargę do europejskiego sądu, domagając się stwierdzenia nieważności decyzji.
Przyznając, że Komisja może odmówić dostępu do informacji związanych z europejską strategią negocjacyjną ACTA, skarżąca dowodziła, że odmowa wglądu w niektóre dokumenty wykracza poza wyjątki ustanowione w dyrektywie 1049/2001. Twierdziła też, że propozycje jednego z uczestników negocjacji wykraczają poza dorobek wspólnotowy, czyli m.in. prawo stanowione i orzecznictwo, które muszą być w Unii przestrzegane.
Dzięki błędowi informatyków KE uzyskała bowiem pełny wgląd w dokumenty, których formalnie jej odmówiono. Skarżąca zażądała również przedstawienia sądowi wszystkich, także poufnych dokumentów związanych z ACTA.
Komisja zastosowała się do polecenia sądu w tej kwestii. Przyznała przy tym, że z każdej rundy negocjacji były sporządzone po dwa sprawozdania. Jedno zawierało szybką informację dla dyrekcji, natomiast drugie było przeznaczone dla grupy roboczej komitetu Rady ds. Polityki Handlowej.
Przede wszystkim jednak KE tłumaczyła, że pełny publiczny dostęp do dokumentów zawierających subiektywne oceny uczestników negocjacji mógłby zostać przez niektórych z nich źle przyjęty. Tymczasem poza zgodą na publikację skonsolidowanego projektu uczestnicy rozmów podkreślali wagę poufności ich stanowisk. Dlatego konieczny był kompromis między państwami – przyszłymi stronami ACTA i arbitraż, który pozwoli zająć ostateczne stanowisko.

Słuszna strategia

Sąd pierwszej instancji uznał za słuszną opinię o delikatności materii dotyczącej interesów handlowych czy polityki w ogóle. Dlatego poza oceną formalnej poprawności zachowań stron procesu przyznał w istocie rację Komisji. Ta przekonywała bowiem, że w tej sprawie uwzględnienie obywatelskiego wniosku w całości źle wpłynęłoby na atmosferę i dobre stosunki między stronami rozmów.
Sędziowie zgodzili się, że pełna jawność zmniejszyłaby szanse na skuteczne przeprowadzenie negocjacji, godząc w wysiłki prowadzących negocjacje i perspektywy współpracy w przyszłości. Komisja więc – wbrew twierdzeniom Sophie in ’t Veld – nie popełniła według sędziów oczywistego błędu w ocenie, decydując się na nieudzielanie dostępu do fragmentów dokumentów dotyczących ACTA.
Tym samym reguła ta dotyczy również dokumentów, które dotyczą internetu i przewidywanych kar. Rzecz dotyczy bowiem w istocie równowagi między interesem publicznym, polegającym na ujawnieniu istotnych dla obywateli dokumentów, a zakresem dyskrecjonalnej władzy Komisji Europejskiej.

ORZECZNICTWO
Wyrok sądu pierwszej instancji UE w sprawie T-301/10.