Głowa państwa, trzecia osoba w kraju w postaci marszałka Senatu i czwarta – premier Beata Szydło. W pobliżu ministrowie obrony narodowej oraz spraw wewnętrznych i administracji. Z państwowej wierchuszki zabrakło tylko marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. Tak wyglądała obsada na premierze filmu „Smoleńsk”. Niestety.
Przy okazji pokazu filmu o jednej z największych tragedii w historii Polski politykom zabrakło rozsądku. Od dawna bowiem wszyscy mówią, że niedopuszczalne jest, aby najważniejsze osoby w państwie przebywały w tym samym czasie w tym samym miejscu. A mimo to regularnie siadają obok siebie na różnych uroczystościach. Tym razem w zamkniętej sali.
Warto z perspektywy tego wydarzenia przypomnieć porozumienie, które w lutym 2011 r. zawarły kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu. Dotyczyło ono reguł wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie. Decydenci doszli do wniosku, że jednym samolotem nie powinni latać prezydent i marszałek Sejmu, prezydent i premier lub premier i pierwszy wicepremier.
Mało kto pamięta o tej umowie. Nikt nie podjął wysiłku, by jej postanowienia rozszerzyć na wydarzenia mające miejsce na ziemi. A proszę sobie wyobrazić – odpukuję w niemalowane! – że podczas premiery „Smoleńska” jakiś szaleniec, który dostał się na salę, otwiera ogień lub detonuje ładunek. Wówczas nie tylko opłakiwalibyśmy ludzi, ale też zmagalibyśmy się z gigantycznym kryzysem konstytucyjnym. Pewnie po opadnięciu kurzu zostałoby zawarte porozumienie przewidujące, że najważniejsze osoby w państwie nie mogą wspólnie przebywać w zamkniętych przestrzeniach. Po kilku latach i o nim byśmy zapomnieli.