Skandynawowie to dziwni ludzie. Lubią okna bez zasłon, publikują swoje deklaracje podatkowe, mają dość luźny stosunek do seksualności – a jednocześnie nie sprzedają alkoholu po godz. 19. Mają jeszcze jedno zboczenie – są w stanie zabrać dzieci rodzicom tylko dlatego, że rodzice zdążyli do sklepu przed 19, kupili alkohol i spożyli. W ilości, którą odpowiednie służby uznały za ryzykowną dla bezpieczeństwa maluchów.

Choć niektóre z tych dziwactw wydają się pociągające, to nie namawiam do ich wdrażania w Polsce, np. zakaz sprzedaży alkoholu nocą mógłby wywołać ogólnokrajowe zamieszki. Dobrze jednak, jeśli cudze wynaturzenia staną się przynajmniej pożywką dla naszego własnego doświadczenia. I mam tu na myśli właśnie kwestię opieki nad dziećmi.
Całe życie nie mogę się pogodzić z tym, że do prowadzenia samochodu potrzebne jest zezwolenie, a do posiadania dzieci – nie. Ale dopóki matka natura ryzykuje powierzanie małych ludzi w nieodpowiedzialne ręce, powinniśmy pielęgnować w sobie coś skandynawskiego: przewrażliwienie na ich krzywdę. Prawo nam tu nie pomoże, bo nie daje recepty na głupotę; zresztą picia alkoholu w domu, w którym są dzieci, nijak nie dałoby się zakazać. Ale ten brak zakazu jest zobowiązaniem: piję tak, żeby nikomu nie stała się krzywda. A jeśli ktoś obok pije inaczej, zamieniam się w donosiciela. Wszak kto nie pije, ten donosi. W słusznej sprawie, oczywiście.