Oszczędzanie na klientach nie uchroniło Polskich Kolei Państwowych przed kłopotami. Rodzimy przewoźnik chwieje się na glinianych nogach. Wejście zagranicznego konkurenta stanie się gwoździem do trumny.
Już niedługo polscy przewoźnicy zostaną odstawieni na boczny tor. Nie wykończy ich jednak wolna konkurencja. PKP same podcinają gałąź, na której siedzą. Wzrost niezadowolonych klientów jest proporcjonalny do wzrostu liczby osób korzystających z komunikacji autobusowej. I nie ma się co dziwić. O opóźnieniach w rozkładach jazdy krążą legendy, znalezienie otwartej kasy coraz częściej graniczy z cudem, a o komforcie i bezpieczeństwie podróżowania można jedynie pomarzyć. Słabość PKP doskonale obnażył ostatni raport Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na temat rynku usług kolejowych.
Prezes UOKiK ma z naszymi niereformowalnymi PKP ręce pełne roboty. Już od kilku lat przygląda się rynkowi przewozów kolejowych. Efekt to 66 postępowań badających działania spółek należących do grupy PKP oraz 9 decyzji w sprawie naruszenia interesów konsumentów. Jednak nawet czujne oko prezesa nie jest w stanie wyeliminować patologii na polskim rynku przewozów towarowych. Pomysłowość polskiego przewoźnika w wymyślaniu utrudnień dla pasażerów nie zna granic. Jak prezes zapali im czerwone światło na semaforze, PKP już wskakują na inny tor. Najnowsze sposoby łamania praw podróżujących są nie mniej zaskakujące. Aby uzyskać odszkodowanie za opóźniony pociąg w sądzie, należy przedstawić zaświadczenie, że takie opóźnienie miało miejsce. Z raportu UOKiK wynika, że PKP takie dokumenty co prawda wystawiają, ale podróżny może na nich wyczytać, że nie stanowią one podstaw do domagania się od przewoźnika odszkodowania! Doprawdy – takiego scenariusza nie powstydziłby się sam mistrz Bareja! PKP nie rozumieją, że takie działania zniechęcają klientów do korzystania z ich usług.
Otrzeźwienie zapewne przyjdzie dopiero z chwilą wejścia na nasz rynek zagranicznych konkurentów. Przykłady sąsiadów są naprawdę budujące – najsprawniej poruszają się koleje w tych krajach, gdzie przewoźników jest najwięcej. Choćby w Szwajcarii, gdzie przedsiębiorców kolejowych jest 57, a ich punktualność przysłowiowa. Polscy podróżni mogą jedynie pomarzyć o takim komforcie. Nasze koleje są brudne, drogie, niepunktualne i potwornie powolne. Gdy porównamy szybkość jazdy PKP, okaże się, że nadal tkwią w ubiegłym wieku. W latach 30. chlubą był pociąg potocznie nazywany Luxtorpedą. Obsługiwał on szybkie połączenia międzymiastowe. Z przedwojennych rozkładów jazdy wynika, że podróż Luxtorpedą na trasie Warszawa – Łódź trwała ok. 1 godzinę 30 minut. Z aktualnego rozkładu jazdy zamieszczonego na stronie internetowej PKP dowiadujemy się, że obecnie pociąg pokonuje tę trasę szybciej o całe... 3 minuty, a więc w 1 godz. 27 minut! Co więcej – jest to wariant najbardziej optymistyczny. I nie uwzględnia opóźnień.