Traktat Lizboński jest długo oczekiwaną reformą funkcjonowania Unii Europejskiej. Jego wejście w życie oznacza kilka zmian bezpośrednio dla Polski i jej obywateli.

Po pierwsze wzmocniona zostanie rola Parlamentu Europejskiego (PE) – jedynej instytucji wybieranej bezpośrednio przez obywateli krajów członkowskich, a więc także przez Polaków. To my, w wyborach, decydujemy, kogo wysyłamy do Strassburga, a przez to pośrednio, jakie decyzje będą w Parlamencie Europejskim podejmowane. Polska ma w PE, ze względu na liczbę mieszkańców, stosunkowo dużo deputowanych, co pozwala mieć nadzieję, że polski głos może być słyszalny.

Wzrośnie także rola parlamentów narodowych, czyli instytucji jeszcze bliższych każdemu obywatelowi. Będą one m.in. konsultować część decyzji unijnych, a więc wpływać na losy i rozwój Wspólnoty. Polacy, wybierając posłów i senatorów, będą więc mogli wpływać na politykę europejską bardziej niż dotychczas.

Jeżeli Prezydent Czech odmówi złożenia podpisu, traktat nie wejdzie w życie. Oznacza to, że Unia będzie funkcjonować według starych zasad. Zmniejszy się także liczba komisarzy, co oznacza, że niektóre kraje nie będą miały swojego przedstawiciela w Komisji Europejskiej. Można być pewnym, że brakiem swojego rodaka w tym gremium zostaną ukarane te państwa, które nie przyjęły traktatu. Ponad to nieprzyjęcie Lizbony wstrzyma szanse na dalsze rozszerzania UE.

Dr Agnieszka Łada, kierownik Programu Europejskiego/Analityk Instytutu Spraw Publicznych