O tym, że nie tylko prawem, lecz i obowiązkiem adwokata jest udzielanie pomocy potrzebującym, uczy się już na kursach przygotowawczych na wydział prawa. Jeśli się tego nie wie, to może warto się zastanowić, czy się nie zaniedbało własnej edukacji.
Zdobywanie władzy to sztuka. Jedni osiągają ją dzięki kompetencjom, inni za pomocą siły lub intryg. Pan mec. Andrzej Nogal, chcąc zostać wybrany dziekanem Okręgowej Rady Adwokackiej, postanowił zdyskredytować stołeczne władze adwokatury, uderzyć w podstawowe zasady jej funkcjonowania, by po wywołaniu ogólnego zamętu zjawić się na białym koniu jako mąż opatrznościowy.
Metoda stara jak świat. Już 2500 lat temu Sun Tzu, genialny strateg wojenny, zalecał, aby łowić ryby w mętnej wodzie. Inicjować i wykorzystywać zamęt w szeregach przeciwnika do osiągania własnych celów. Nie sądzę jednak, by mec. Nogal dzięki tej taktyce osiągnął wyborczy sukces. Adwokatura wierna swoim zasadom przetrwała II wojnę światową, realny socjalizm i stan wojenny. Przetrwa ambicje mec. Nogala. Mężowie opatrzności są potrzebni, gdy służą dobrym sprawom. Chaos i destrukcja z opatrznością nie mają nic wspólnego. Tymczasem dla mec. Nogala ataki na samorząd i adwokackie zasady stały się narzędziem w drodze ku władzy. Zdeprecjonować instytucję, którą chce się zarządzać, to metoda spalonej ziemi. Czy etyczne jest niszczenie wartości, których chce się być rycerzem?
Adwokackie abecadło
Dziwiłem się, że koledzy podejmowali polemikę z publicystyką mec. Nogala. Każda odpowiedź jest jak połknięcie haczyka z przynętą, to ładowanie oponenta energią. Z głosami sprzeciwu można następnie polemizować, dowodząc swoich racji. Z tych powodów nigdy nie wdałem się z nim w polemikę. Robiłem tak również z szacunku dla czytelnika, uważając, że byłoby intelektualnie hańbiące przekonywanie do rzeczy oczywistych, wynikających z pryncypiów adwokackiego rzemiosła. Dowodzenie, że adwokat ma prawo reprezentować człowieka w sporze z państwem, nie ma sensu, bo jest to rzecz oczywista. To nie głębokie pytanie etyczne zatroskanego mec. Nogala, tylko adwokackie abecadło wynikające wprost z przepisów i tradycji. Nie jest to przejaw działań antyobywatelskich, bo zadaniem adwokatury jest udzielanie pomocy każdemu, kto się o nią zwróci. Jeśli klient potrzebuje pomocy przeciw własnemu państwu, obowiązkiem najbardziej patriotycznego adwokata jest przeciwko temu państwu wystąpić. Nie jest to nigdy postawa antyobywatelska. Dzięki temu obywatel staje się aktywnym kontrolerem władzy, mając możliwość walczyć ze wszystkimi złymi praktykami. To, że w sporach sądowych wykazujemy złe praktyki państwa wobec obywateli, służy tylko podniesieniu jakości państwa. Władza nigdy nie kwestionowała, że obywatel ma prawo występować przeciw niej, korzystając z profesjonalnego zastępcy procesowego. Zatem mec. Nogal zgłosił się jako obrońca do klienta, który nie chciał go zaangażować.
Personalny atak
Nie chcę jednak wchodzić w jakąkolwiek polemikę z mec. Nogalem co do istoty wykonywania zawodu. Szanując prawo i mając na względzie interes klienta, każdy z nas działa tak, jak mu serce dyktuje. Ten tekst jest wynikiem personalnego ataku mec. Nogala na członków palestry. Mecenas Nogal twierdzi, że działalność zawodowa mec. Mikołaja Pietrzaka polegająca na reprezentowaniu osób fizycznych w sporach z państwem, przez które to państwo zostali pokrzywdzeni, pozbawia go moralnego prawa do czynnego działania w samorządzie adwokackim, bo jest wątpliwa etycznie. Ta teza, jest tak absurdalna, że niewarta polemiki. O tym, że nie tylko prawem, ale i obowiązkiem adwokata jest udzielanie pomocy potrzebującym, uczy się już na kursach przygotowawczych na wydział prawa. Jeśli się tego nie wie, to może warto spojrzeć wstecz i zastanowić się, czy gdzieś nie zaniedbało się własnej edukacji. Dlatego warto przypomnieć, o kim rozmawiamy. Mikołaj Pietrzak to adwokat, który ledwo przekroczywszy czterdzieści lat, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich prawników, m.in. z uwagi na prowadzenie precedensowych spraw dotyczących praw człowieka. Za swoją działalność został zasypany lawiną nagród. Kieruje komisją praw człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej, którą stworzył od podstaw i która stała się wizytówką adwokatury. Zarzucanie mu nieetyczności w jego samorządowej drodze zawodowej to nie tylko niegodne pomówienie, ale policzek wymierzony publicznie adwokaturze.
W obronie mec. Mikołaja Pietrzaka wystąpił w merytorycznym artykule mec. Krzysztof Stępiński, co spowodowało, że wiadro pomyj wycelowane zostało tym razem w niego. Mecenas Nogal, analizując postawy polskich prawników na przestrzeni dziejów, stwierdza, że okres PRL wymagał od prawników chodzenia na daleko idące kompromisy etyczne. On oczywiście tego nie pamięta, bo jest zbyt młody, ale to nie przeszkadza mu zastanawiać się, jak można było godzić niezależność sędziowską z realiami PRL, a także z członkostwem w partii. Autor stwierdza też, że mec. Krzysztof Stępiński będący wtedy sędzią mógłby wiele na ten temat powiedzieć. Tekst jasno sugeruje, że bohaterowi z tej próby nie udało się wyjść zwycięsko. Otóż dla wiadomości autora, mec. Krzysztof Stępiński nigdy nie był członkiem partii. W latach 1974–1983 był sędzią w wydziale karnym Sądu Powiatowego Warszawa-Praga. Odszedł stamtąd na własną prośbę, gdy usłyszał od swoich przełożonych, że ktoś, kto nie rozumie socjalistycznych zasad sprawiedliwości, nie powinien być sędzią. Nim to się stało, orzekając w trybie doraźnym, regularnie zgłaszał zdania odrębne odnośnie do sądzenia w tym trybie. Wyrokując w sprawach spekulacyjnych w trybie przyśpieszonym, potrafił wydać kilka wyroków uniewinniających jednego dnia. Za swoją postawę na początku stanu wojennego odpowiadał dyscyplinarnie. Gdyby autor przed napisaniem tekstu zadał sobie pytanie, kto zacz, znalazłby bez trudu potrzebne informacje. O postawach sędziów w okresie stanu wojennego pisali A. Strzembosz i M. Stanowska w książce „Sędziowie warszawscy w czasie próby 1981–1988”, gdzie Krzysztof Stępiński wymieniony jest w gronie tych, którzy próbę przeszli godnie. Uważam, że gdyby w tamtym okresie wszyscy sędziowie zachowywali się analogicznie jak mecenas Stępiński, to problem więźniów politycznych w Polsce by nie istniał. Zamiast szczycić się, że ma się takich kolegów, mec. Nogal czyni z nich czarne owce.
Jestem kiepskim celem. Nigdy nie byłem prominentnym członkiem władz samorządowych, których mec. Nogal atakuje. Uznałem, że najlepiej przysłużę się adwokaturze w todze na sali sądowej. Taką drogę rekomenduję mec. Nogalowi. Bo do zaszczytów lepiej dochodzić swoją pracą, a nie pisaniem paszkwili na kolegów.