Niespełna jedna czwarta Polaków (23 proc.) wychodzi z założenia, że większości ludzi można ufać, blisko trzy czwarte zaś (74 proc.) uważa, że należy zachować ostrożność w stosunkach z innymi. „Czytałem, znam ten raport CBOS” – ktoś powie. Być może. Ale czy ten ktoś zastanawiał się, co to oznacza?
Po pierwsze, przepełnione nieufnością stosunki gospodarcze między przedsiębiorcami wpływają na koszty transakcji. Trzeba przecież dokładnie ,sprawdzić każdego przyszłego kontrahenta, poprosić o bardziej czasochłonne niż zwykle doradztwo prawników. Mija czas, uciekają pieniądze. Wysokie koszty transakcji pogarszają konkurencyjność polskiej gospodarki.
Po drugie, zjawisko nieufności przenosi się na wymiar sprawiedliwości. Prawie połowa Polaków nie ma zaufania do polskiego wymiaru sprawiedliwości (też za CBOS). Jeśli nie ufamy sądom, to (pomijając przyczyny tego stanu rzeczy), sytuacja jest tragiczna. Oznacza, że wątpimy w to, iż państwo stanie w naszej obronie, jeśli zostaniemy skrzywdzeni. Nie wierzymy, że uzyskamy w sądzie sprawiedliwy wyrok. Tracimy poczucie bezpieczeństwa.
Po trzecie, jeśli nie wierzymy sądom i nie wierzymy ,,w sprawiedliwość”, to rola nas, radców prawnych i adwokatów, staje się niezwykle trudna. Bierzemy bowiem udział w wymierzaniu sprawiedliwości, w którą nie wierzy co drugi nasz klient.
Po czwarte, w sytuacji tak opisanego braku zaufania niezwykle trudnym wyzwaniem staje się (przy dotychczasowym marnym wsparciu ze strony państwa) budowanie autorytetu mediatora. Mediator pozbawiony zaufania stron nie istnieje.
Po piąte, funkcjonowanie w państwie, w którym podstawą relacji państwo – obywatel jest nieufność, oznacza (napiszę to delikatnie) brak komfortu. Urzędnicza nieufność, najtrudniejsza do zlikwidowania, jest powszechna w naszych instytucjach. Petent to wróg, matacz i na pewno myśli tylko o tym, jak tu naruszyć prawo.
A co z tego wynika dla prawników?
Skoro zaufanie nie jest podstawą relacji międzyludzkich, musi mieć to wpływ i na naszą praktykę zawodową. Klienci, zarówno ci będący przedsiębiorcami, jak i ci, którzy są konsumentami, będą się zachowywać typowo – tak samo jak w życiu prywatnym, i zastosują zasadę ,,nie wierz nikomu”. To oznacza, że my, prawnicy, nie mamy wyjścia i musimy to zaufanie zdobywać. My, czyli przedstawiciele tzw. zawodów zaufania publicznego. Czyż to nie paradoks?
Kolejną konsekwencją dla prawników niskiej oceny uzyskiwanej przez polski wymiar sprawiedliwości w badaniach opinii publicznej jest ,,syndrom posłańca złych wiadomości”. Kiedyś takiemu posłańcowi przynoszącemu złą nowinę po prostu ścinano głowę. Dziś głów nikt prawnikom nie ścina (na szczęście), ale cena, jaką płacimy za nierychliwość sądów, jest wysoka. To na nas koncentruje się agresja i niezadowolenie klientów z tytułu przedłużającego się w nieskończoność procesu. I to my jesteśmy kozłem ofiarnym w przypadku wydania niekorzystnego wyroku. I to my zbieramy cięgi za to, że przepis jest niejasny. Ma to niewątpliwy wpływ na wizerunek zawodów prawniczych.
I ostatni aspekt problemu. Podstawą sprawnego działania każdego państwa i każdej organizacji jest zaufanie. Żadna organizacja nie będzie skuteczna, jeśli członkowie nie będą mieli zaufania do swoich przywódców i do siebie nawzajem. Organizacje o wewnętrznym niskim poziomie zaufania skazane są na wegetację. Nie mogą się rozwijać. Każde działanie oznacza ryzyko, a wyzwania wykraczające ponad przeciętność mają to ryzyko wręcz wbudowane. Jak więc zachowywać się będzie lider, który nie cieszy się zaufaniem? Będzie unikał ryzyka. Dla organizacji oznacza to jedynie wegetację.
Mam wrażenie, że budowa społeczeństwa obywatelskiego nie wyszła nawet poza fazę budowy fundamentów. Czy jest to przedmiot zainteresowania polityków? Chyba jedynie na poziomie werbalnym, i to wyjątkowo okazjonalnie.