- Po złożeniu nawet najbardziej ogólnej skargi główną rolę przejmuje prezes UODO, ponieważ to jego zadaniem jest rozpatrzenie sprawy, w tym zebranie niezbędnego materiału dowodowego - mówi dr hab. Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN.
We wczorajszym DGP opisaliśmy pozew złożony przez prawnika z Fundacji Panoptykon przeciwko Poczcie Polskiej, a dotyczący przetwarzania danych z bazy PESEL w związku z wyborami. Pozew, a nie skargę do prezesa UODO. Czym różnią się te dwie ścieżki prawne i jakie są ich zalety i wady?
Droga administracyjno-prawna ma w założeniu zapewnić legalność przetwarzania danych osobowych, w tym realizację uprawnień określonych w RODO, ale nie przewiduje żadnej kompensaty dla osoby, której prawa zostały naruszone. Ewentualna kara finansowa, choć bez wątpienia może być bolesna dla naruszyciela, nie trafia przecież do poszkodowanego. W przeciwieństwie do odszkodowania czy zadośćuczynienia, które może przyznać sąd w postępowaniu cywilnym po wniesieniu powództwa z art. 82 RODO. Jakie są plusy i minusy?
Ścieżka administracyjno-prawna jest bez wątpienia dużo prostsza dla skarżącego. Po złożeniu nawet najbardziej ogólnej skargi główną rolę przejmuje prezes UODO, ponieważ to jego zadaniem jest rozpatrzenie sprawy, w tym zebranie niezbędnego materiału dowodowego. Oczywiście zaletą jest też bezpłatność dla skarżącego tego postępowania. Kolejnym plusem, przynajmniej w założeniu, miała być również szybkość postępowania, ponieważ sprawy administracyjne zasadniczo powinny być załatwione w ciągu miesiąca. Niestety w praktyce okazuje się to minusem, bo sprawy przed prezesem UODO potrafią trwać dłużej niż postępowania przed niektórymi sądami powszechnymi. Natomiast minusem drogi sądowej – oprócz rygorów proceduralnych – jest brak wyspecjalizowanych sądów powszechnych, ponieważ wcześniej niekoniecznie miały do czynienia ze stosowaniem przepisów o ochronie danych osobowych.
Ścieżkę sądową zagwarantowało nam RODO, ale polskie przepisy trochę ją jednak ograniczyły. Choć prezes UODO teoretycznie nie występuje przed sądem, to jednak ma spory wpływ na to, co się wydarzy.
To prawda. Jestem zdania, że nasze krajowe regulacje wręcz naruszają konstytucyjne prawo do niezawisłego sądu. Jeśli bowiem prezes UODO zajmie się sprawą dotyczącą tego samego naruszenia, to sąd musi zawiesić postępowanie. To zresztą nie koniec. Ustalenia dokonane przez prezesa UODO w prawomocnej decyzji są wiążące dla sądu co do stwierdzenia naruszenia przepisów. RODO dało nam więc nowe prawne narzędzia, ale polski ustawodawca postanowił je stępić. Celem polskiego rozwiązania było zapewnienie jednolitego merytorycznie orzecznictwa w sprawach ochrony danych osobowych. Uważam jednak, że to niewystarczający argument, aby pozbawiać sądy możliwości szybkiego oraz w pełni samodzielnego i niezależnego orzekania w tych sprawach.
Przełóżmy to na pozew przeciwko Poczcie Polskiej – rozstrzygnięcie sądowe w jakiejś mierze jest uzależnione od tego, co zdecyduje prezes UODO. Może on zablokować prace?
Tak, wystarczy, że prezes UODO rozpocznie postępowanie administracyjne dotyczące tego samego naruszenia. Co istotne, nie jest to nawet uzależnione od złożenia skargi. Może bowiem wszcząć takie postępowanie z urzędu. I to nawet już po skierowaniu pozwu. A o tym, że taki pozew wpłynął, dowie się od sądu, który jest zobligowany do powiadomienia prezesa UODO. Gdy w odpowiedzi prezes UODO poinformuje sąd o tym, że prowadzi sprawę dotyczącą tego samego naruszenia, to ten jest zobowiązany zawiesić swe postępowanie aż do prawomocnej decyzji prezesa UODO.
Gdyby więc prezes UODO wszczął postępowanie związane z przetwarzaniem danych z bazy PESEL przez Pocztę Polską, to proces nie mógłby się dalej toczyć. Po uprawomocnieniu się decyzji prezesa UODO sąd będzie zaś związany jego prawnymi ustaleniami. Można się zastanawiać, czy każdymi, czy tylko tymi, które stwierdzałyby naruszenie prawa, czy również odmiennymi, ponieważ przepis krajowy jest sformułowany bardzo nieczytelnie. Jednak zasadniczo sąd ma związane ręce.