- Władza polityczna jest sama ze sobą sprzeczna. Radości z pominięcia wyborów 10 maja i dążenia do nowych wyborów w stanie epidemii nie da się racjonalnie wyjaśnić - mówi w rozmowie z gazetaprawna.pl dr Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga „Dogmaty Karnisty”.
ikona lupy />
Media / mat. prasowe

Pakt Kaczyńskiego i Gowina zakłada, że po 10 maja, gdy wybory się nie odbędą, Sąd Najwyższy stwierdzi ich nieważność, a Marszałek Sejmu rozpisze nowe wybory. Czy SN musi wydać takie rozstrzygnięcie?

Dwóch polityków wymyśliło sobie, jakie będzie rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego i dopasowało do tego plan polityczny i kalendarz czynności wyborczych. To niebezpieczne rozumowanie. SN ma bowiem kilka możliwości: może stwierdzić, jak tego chcą Kaczyński z Gowinem, nieważność wyborów, ale również postępowanie umorzyć.

Czy w ogóle są podstawy prawne do tego, aby SN stwierdził nieważność wyborów, które się de facto nie odbyły?

Moim zdaniem postępowanie to będzie bezprzedmiotowe i jako takie powinno zostać umorzone.

Dlaczego?

Należy odróżnić procedurę „wyborów” od ważności „wyboru”. Art. 129 ust. 1 Konstytucji mówi, że „ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy”. Oznacza to, że weryfikuje on czy dany kandydat został wybrany prawidłowo, a więc ktoś musi zostać „wybrany”. Tutaj, co już wiemy, 10 maja do takiego wyboru nie dojdzie. SN nie jest od tego, by naprawiać bezprawne zaniechania władzy politycznej, które doprowadziły do takiej sytuacji.

Czy umorzenie nie doprowadzi do destabilizacji władzy?

Lepsze to niż niebezpieczny precedens, polegający na możliwości ignorowania kolejnych wyborów w nieskończoność. Aktualnie stosowne kompetencje do zarządzenia nowych wyborów Marszałek Sejmu uzyska w sierpniu, czyli już po upływie kadencji obecnego prezydenta. Po tzw. opróżnieniu urzędu będzie dopiero podstawa prawna do rozpisania nowych wyborów.

Co jednak jeśli SN zdecyduje się stwierdzić ich nieważność?

Wtedy stosujemy przepisy takie jak do wspomnianego opróżnienia urzędu. Oznacza to, że Marszałek Sejmu musi zarządzić nowe wybory prezydenckie, które powinny się odbyć w ciągu 60 dni.

Formalnie 10 maja wybory prezydenckie się odbędą. Co w takim razie z ciszą wyborczą?

Te wybory w powyższym terminie zostały zarządzone. Poza wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego nie da się ich przesunąć w żaden sposób zgodny z prawem. W praktyce w najbliższy weekend będzie obowiązywała zatem cisza wyborcza wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami.

Co mi grozi w takim razie jeżeli w niedzielę chciałbym podzielić się na portalu społecznościowym swoją opinią o danym kandydacie?

Teoretycznie można byłoby to potraktować jako agitację, a więc złamanie ciszy wyborczej. W takiej sytuacji groziłaby panu odpowiedzialność karna. Jednak nie wierzę, by w praktyce sąd skazał kogoś w takich warunkach. Nie zachodzi tu bowiem szkodliwość społeczna czynu.

Skoro to będą nowe wybory, to co z kandydatami? Będą musieli od nowa przechodzić procedurę rejestracyjną i zbierać podpisy?

Nie może być żadnego przeniesienia list poparcia ze starych wyborów na nowe. Wszystko w tym zakresie zostanie anulowane. Żadne rozwiązanie ustawowe tego nie zmieni. Już nie wspominając, że stanowiłoby to dyskryminację. Byliby bowiem kandydaci, którzy mają już gotowe listy i mogą kandydować. A co z osobami, które również chciałyby w tych nowych wyborach wystartować? Jak mają w czasie epidemii, i do tego w krótkim czasie, zebrać 100 tys. podpisów? Zorganizować jakieś zgromadzenie? Chodzić od domu do domu? To stwarzałoby tylko zagrożenie epidemicznego dla ludzi i kandydata.

Rząd forsuje głosowanie korespondencyjne w trosce o bezpieczeństwo obywateli, a z tego co pan mówi, wszyscy kandydaci będą musieli od nowa zebrać 100 tys. podpisów…

Władza polityczna jest sama ze sobą sprzeczna. Radości z pominięcia wyborów 10 maja i dążenia do nowych wyborów w stanie epidemii nie da się racjonalnie wyjaśnić. Dlatego ten pakt polityczny nie rozwiązuje żadnego problemu, który aktualnie mamy w Polsce. Jedyne konstytucyjne rozwiązanie to wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, który już faktycznie trwa od kilku miesięcy. Cały czas trwa zagrożenie, istnieją wszelkie podstawy do ogłoszenia stanu nadzwyczajnego.

Co z kartami wyborczymi, które już zostały wydrukowane? Czy będzie można je wykorzystać do nowych wyborów?

Ciężko stwierdzić. Nie wiemy jaki będzie wzór karty wyborczej po ewentualnych zmianach prawa. Już zapowiedziano nowelizację ustawy, która dzisiaj przeszła przez sejm. Do tego dochodzi kwestia zgłoszenia się nowego kandydata. Wystarczy jedna taka osoba, aby wszystkie te karty poszły na przemiał.

Czy w takiej sytuacji nie mielibyśmy do czynienia z niegospodarnością osoby, która zleciła ich przygotowanie? Czy może ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną?

Moim zdaniem tak. Można będzie to bowiem rozpatrywać pod kątem ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Należy podkreślić, że karty były drukowane bezprawnie. To czy ich użyjemy w przyszłych wyborach nie zmienia oceny prawnej wszystkich tych czynności podjętych przed wejściem w życie ustawy, która zezwalałaby przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych w Polsce.

Senator Marek Borowski w swoim „eksperymencie” pokazał ostatnio jak może wyglądać liczenie głosów według nowej ustawy i ile ono może zająć. Co w sytuacji kiedy komisja nie zdąży? Czy można przesunąć II turę wyborów?

Nie, konstytucja dokładnie wskazuje, że powinna się ona odbyć po 14 dniach. Nie można tego zmienić ustawowo.

Ten eksperyment pokazał jednak kolejne zagrożenia takiej formy głosowania. Z jednej strony mamy bowiem ryzyko, że nie zdążymy z II turą wyborów. Z drugiej zaś utworzenie o wiele większej liczby komisji może stwarzać problem z należytą ich kontrolą.

Jest już niemal pewne, że wybory 10 maja się nie odbędą. Czy ktoś może ponieść odpowiedzialność z tego tytułu?

Można powiedzieć, że władza polityczna machnęła ręką na konstytucyjnie zarządzone wybory. Z jednej strony nie podjęto pewnych czynności żeby zorganizować je stacjonarnie. Nie mogła tego uczynić również PKW, której odebrano niektóre kompetencje w tym zakresie. Z drugiej zaś nie ma nowej ustawy, który pozwoliłaby na głosowanie korespondencyjne. Uchwalono ją w niekonstytucyjnym trybie. Polityczne zaniechania doprowadziły więc do sytuacji, w której obywatel w demokratycznym państwie nie może oddać głosu w konstytucyjnym terminie. Zarazem nie wprowadzono stanu nadzwyczajnego. Wszystko to naraz należy oceniać w perspektywie zaniechań za które można pociągnąć poszczególnych funkcjonariuszy publicznych do odpowiedzialności karnej oraz przed Trybunałem Stanu.