Jednym z fundamentów postępowania sądowego, a także szerzej, uczciwego i racjonalnego postępowania przy rozstrzyganiu sporów, jest licząca dwa tysiące lat zasada audiatur et altera pars (niech będzie wysłuchana i druga strona).
Jej sens jest prosty do odczytania i nie wymaga z pewnością odbycia studiów prawniczych, wystarczy odwołanie do najprostszej intuicji moralnej. Jeśli chcemy postąpić właściwie, wydając ocenę, powinniśmy rozważyć argumenty stron występujących w sprawie, sporze, dyskusji, wymianie poglądów… Jak bowiem podkreślał Marek Krassus, prius quam exaudias, ne iudices (zanim nie wysłuchasz, nie sądź).

Eliminacja słuszności, celem wygrana

Znaczenie rzeczonej zasady w procesie stosowania prawa jest trudne do przecenienia. Od starożytności konieczność wysłuchania argumentów drugiej strony łączona była z zasadą słuszności, na której opierać się powinno prawo (wszak prawo to sztuka stosowania tego, co dobre i słuszne). Podkreślano więc, że inaudita causa quemquam damnari aequitatis ratio non patitur (poczucie słuszności nie pozwala na skazanie kogokolwiek bez wysłuchania jego sprawy), gdyż oczywistym wydawało się, że reum non audiri, latrocinium est, non iudicium (nie wysłuchać oskarżonego to bezprawie, a nie sąd).
Odrzucenie powyższej zasady nieuchronnie spycha dyskurs prawniczy w ramiona arbitralności. Rezygnacja z uwzględnienia argumentacji jednej ze stron dyskursu prowadzi do eliminacji słuszności – celem dyskursu staje się bowiem nie tyle ustalenie słusznego rozwiązania, czy mówiąc wprost, stwierdzenie, kto ma rację w sporze, ile po prostu wygrana. Eliminacja słuszności z centrum dyskursu, unieważnia zaś dyskurs prawniczy jako taki. Wszak celem sądowego stosowania prawa nie jest zwycięstwo w sporze, czyli forma utylitarnie pojmowanej skuteczności, lecz właśnie słuszność – rozstrzygnięcie musi odpowiadać określonym zasadom i być sprawiedliwe.
Jakie to zasady? Nade wszystko formalne. Swego czasu prof. Jerzy Stelmach, kreśląc słynny „Kodeks argumentacyjny dla prawników”, podkreślił, że argumentacja powinna być prowadzona z poszanowaniem zasad wolności i równości. Rozwijając tę myśl, sformułował następujących osiem reguł:
1. Dyskurs powinien być dostępny dla każdego, kto posiada „minimum kompetencji”, dostateczną wiedzę o przedmiocie dyskursu;
2. Każdy z uczestników dyskursu powinien posiadać te same przywileje i podlegać tym samym ograniczeniom;
3. Dodatkowe przywileje lub ograniczenia mogą zostać wprowadzone tylko za zgodą wszystkich uczestników dyskursu i tylko pod warunkiem, że będą one dotyczyć wszystkich w takim samym stopniu;
4. Każdy z uczestników dyskursu powinien mieć takie same możliwości udziału w nim, w szczególności w zakresie jego otwarcia, zgłaszania tez i przedstawiania poglądów, udzielania odpowiedzi, proponowania jego zawieszenia lub zakończenia;
5. Żaden z uczestników dyskursu nie może podlegać presji czy jakimkolwiek innym ograniczeniom w związku z prowadzonym dyskursem;
6. Każdy z uczestników dyskursu powinien na żądanie innego uzasadnić zgłoszoną tezę lub udzielić odpowiedzi na pytanie;
7. Jeśli ktoś chce potraktować jednego z uczestników dyskursu argumentacyjnego inaczej niż pozostałych, jest zobowiązany to uzasadnić;
8. W przypadku gdy dokonane ustalenie lub rozstrzygnięcie zadowala tylko jednego z uczestników dyskursu, wszyscy muszą na takie ustalenie lub rozstrzygnięcie wyrazić zgodę.

Zawieszone zasady

Wydaje się, że opisane powyżej zasady w ostatnim czasie uległy zawieszeniu w Sądzie Najwyższym. 15 stycznia br. I prezes Sądu Najwyższego przedstawiła połączonym składom Izby Cywilnej, Izby Karnej oraz Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych wniosek o rozstrzygnięcie rozbieżności w wykładni prawa występującej w orzecznictwie SN w zakresie możliwości naruszenia art. 46 ust. 1 Konstytucji RP, art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka lub art. 47 Karty Praw Podstawowych UE i art. 19 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej z uwagi na udział w składzie sądu osoby powołanej do pełnienia urzędu na stanowisku sędziowskim przez Prezydenta RP na wniosek tzw. nowej KRS. Podstawą stwierdzenia zaistnienia wskazanych rozbieżności w orzecznictwie była m.in. z jednej strony treść wyroku SN z 5 grudnia 2019 r., wydanego w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, z drugiej zaś, mająca moc zasady prawnej, uchwała składu siedmiu sędziów SN, podjęta 8 stycznia 2020 r. w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Oczywiste jest, że dyskurs prawniczy, w szczególności w Sądzie Najwyższym, powinien być prowadzony jedynie w przypadku powstania niejasności uzasadniającej zawiązanie się sporu. Równie oczywiste jest, że zagadnienie prawne przedstawione przez I prezes Sądu Najwyższego jest niezwykle istotne, nie tylko z prawnego punktu widzenia. Pytanie, które jednak należy postawić, brzmi: czy faktycznie spór zaistniał, a zatem czy w orzecznictwie SN ujawniły się rozbieżności? Podkreślić należy, że uchwale Izby Kontroli Najzwyczajniej i Spraw Publicznych nadano moc zasady prawnej. Tym samym stanowi ona z formalnego punktu widzenia swoiste „cięcie”, przekreślając ewentualne wcześniejsze wątpliwości. W konsekwencji uchwała stała się w ramach opisywanego dyskursu najistotniejszym obecnie punktem odniesienia. Formalnie wiąże ona nawet pełny skład Sądu Najwyższego, tym bardziej więc nie można jej podważać, zestawiając z wcześniejszymi wyrokami SN. Ewentualne odstąpienie od niej powinno nastąpić w trybie art. 88 ustawy o SN, dotyczącego odstąpienia od zasady prawnej, a nie rozstrzygnięcia rozbieżności w orzecznictwie.

Destrukcyjne dla wymiaru sprawiedliwości

Z powyższej perspektywy nie można więc twierdzić, że spór zaistniał. Na marginesie, gdyby przyjąć odmienny punkt widzenia, czyli stwierdzić, że istnieje rozbieżność w orzecznictwie Sądu Najwyższego wynikająca z faktu, że z jednej strony mamy wyrok wydany w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, z drugiej zaś uchwałę wydaną w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, wówczas uchwała trzech Izb również niczego by nie zmieniła – po jej przyjęciu istniałaby bowiem nadal uchwała Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz uchwała połączonych izb. Przyjęcie tej „logiki” oznaczałoby nieuchronnie możliwość prowadzenia dyskursu ad infinitum.
Abstrahując od powyższego, zauważyć należy, że procedowanie sprawy na forum połączonych składów Izby Cywilnej, Izby Karnej oraz Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych całkowicie znosi opisane wyżej reguły dyskursu. Nie chodzi w tym miejscu tylko o to, że termin posiedzenia połączonych izb wyznaczony został już na 23 stycznia, a tym samym sędziowie mają bardzo ograniczoną możliwość zapoznania się ze sprawą i jej rozważenia, lecz o nieuwzględnienie argumentacji jednej ze stron dyskursu, czyli Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Ponownie, nie chodzi w tym miejscu wyłącznie o to, że I prezes uznała, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych „nie może być sędzią we własnej sprawie”, lecz o fakt, że argumentacja, która stała się podstawą podjętej 8 stycznia uchwały, nie jest znana. Pisemne uzasadnienie do uchwały nie zostało bowiem dotąd opublikowane i nie można zakładać, że nastąpi to przed 23 stycznia. Konsekwentnie Sąd Najwyższy zdaje się stwierdzać, że argumentacja ta nie jest istotna dla rozstrzygnięcia zagadnienia prawnego. Jeśli jednak uzna się powyższy wniosek za uprawniony, wówczas powstanie trudność z formalnym (w opisanym wyżej znaczeniu) uzasadnieniem słuszności uchwały, która ma być podjęta przez skład połączonych izb.
Nie tylko więc Sąd Najwyższy wyklucza z dyskursu jednego z uczestników, posiadającego wspomniane wyżej „minimum kompetencji”, lecz uprzywilejowuje drugą stronę dyskursu, z Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych na czele, która wszak wyrażała oceny w ramach opisywanego dyskursu i nadal może to czynić (z formalnego punktu widzenia jest więc sędzią we własnej sprawie). To zaś prowadzić może do destrukcyjnego dla wymiaru sprawiedliwości, a w szczególności dla Sądu Najwyższego, „wrażenia”, że dyskurs prawniczy w SN de facto już się zakończył… ©℗
Uchwała Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych stała się w ramach opisywanego dyskursu najistotniejszym obecnie punktem odniesienia. Formalnie wiąże ona nawet pełny skład Sądu Najwyższego