- Nie jest rolą funkcjonariusza wymierzanie sprawiedliwości, nawet gdy podejrzanemu zarzucane są najpoważniejsze i drastyczne czyny. To należy do sądu. I dobrze, żeby wszyscy o tym pamiętali, całe społeczeństwo - mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W niedawnym wyroku Bednarz przeciw Polsce Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) stwierdził, że nie można ustalić, czy doszło do pobicia na komisariacie, ale samo śledztwo w tej sprawie było prowadzone nierzetelnie i w związku z tym Polska musi zapłacić 10 tys. euro odszkodowania. W sprawie Igora Stachowiaka udało się jednak ustalić winnych i ich skazać. Czy to znaczy, że jako kraj zrobiliśmy postęp w wyjaśnianiu takich spraw?
To chyba nie jest postęp. To jedna z nielicznych spraw, a udało się tylko dlatego, że wyciekło nagranie z paralizatora. Tymczasem w Strasburgu wciąż przegrywamy, bo nie jesteśmy w stanie jako państwo wykazać, że po przejęciu władzy nad daną osobą organy ścigania zrobiły wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo i wyjaśnić, skąd się wzięły obrażenia. Czy postępem jest ustalenie, że zrobiliśmy źle i funkcjonariusze faktycznie przekroczyli uprawnienia? Postępem byłoby dokonanie ustalenia, że działali oni zgodnie z prawem. Pocieszające jest tylko to, że coraz częstsze są kamery na mundurach, które mogą spowodować, że sprawy w Strasburgu będą rzadsze. Nagrywanie będzie mitygować obie strony i studzić ich emocje. Dziś jednak sprawy dotyczące nadużycia prawa przez funkcjonariuszy wciąż wpływają do fundacji. Ostatnio jest ich nawet więcej, co może wynikać z rosnącej świadomości obywateli, że warto się poskarżyć.
Nagrywanie ma też drugą stronę, jak choćby w przypadku zatrzymania podejrzanego o zabójstwo 10-latki Jakuba A. Pojawiły się zarzuty, że działanie policji wynikało z chęci pokazania przed kamerami siły państwa.
Trzeba oddzielić nagrywanie od upubliczniania. Nagrywanie dla celów dowodowych jest konieczne, np. gdyby potencjalny pokrzywdzony poczuł się dotknięty i uważał, że funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia. Wtedy można wyciągnąć takie nagrania i pokazać, że wszystko było w porządku. Natomiast ich upublicznianie to już poważne przekroczenie uprawnień i jak twierdzi RPO – moim zdaniem słusznie – forma nagonki na sprawcę. Jeśli to w ogóle jest sprawca, bo na razie jest formalnie niewinny, podejrzany o zabójstwo. Ludzie i tak nie lubią (to eufemizm) człowieka, który zabił dziecko (w mniemaniu opinii publicznej, bo sąd jeszcze tego nie stwierdził) i nie trzeba ich jeszcze dodatkowo na niego napuszczać. Upublicznienie interwencji, podczas której poddany jej człowiek jest bez spodni, bez butów, z wypikselowaną twarzą, nie sprzyja domniemaniu niewinności.
Sprawa śmierci Igora Stachowiaka nabrała jednak rozgłosu dopiero po upublicznieniu nagrania z paralizatora. Do dziś nie wiadomo, jak dziennikarze weszli w jego posiadanie, toczy się też dyskusja, czy kierownictwo policji znało je wcześniej. Czyli może jednak warto takie nagrania publikować?
Gdyby nagranie z zatrzymania Jakuba A. nie zostało upublicznione, rzecznik nie miałby okazji interweniować, bo nie wiedziałby nawet, jak się ono odbyło. Mimo to uważam, że nie powinno być ono upubliczniane ze względu na dobro osoby, która została sfilmowana. Można wykorzystać je w postępowaniu, jeśli taka osoba zgłaszałaby nieprawidłowości. Ale nawet wtedy nie powinno być publikowane, a jedyne udostępniane sądowi jako dowód.
Co jeszcze może pomóc zapobieganiu sytuacjom przekraczania uprawnień przez policję?
Przeszkolenie. Potrzebna jest umiejętność interweniowania bez użycia paralizatorów czy innych środków przymusu bezpośredniego. W sprawie Igora Stachowiaka wyraźnie było widać, że policjanci nie są przeszkoleni w obezwładnianiu bez użycia broni, w tym paralizatorów. Korzystali z nich, choć nie było takiej potrzeby. Druga kwestia to zero tolerancji dla przekraczania uprawnień przez funkcjonariuszy. A mam wrażenie, że jest ona nie tylko wśród policjantów. Przy okazji wypowiedzi RPO możemy zaobserwować, jak podchodzi do tego społeczeństwo, które uważa, że „nie ma co bronić złego człowieka”. Policjanci są częścią społeczeństwa, więc mają podobne nastawienie. Tymczasem jako funkcjonariusze powinni działać na podstawie i w granicach prawa. Niezależnie od tego, czy dotyczy to człowieka winnego czy niewinnego, nie wolno im ich przekraczać.
Gdy sprawa przekraczającego uprawnienia policjanta trafi do sądu lub prokuratury, koledzy z pracy podkreślają, że do tej pory miał on nienaganną służbę. Jeśli jednak się pojawiło takie zdarzenie jak spoliczkowanie zatrzymanego lub inne formy niedopuszczalnego nacisku czy zbędnej przemocy, to wcześniejsza nienaganna służba nie powinna wpływać na decyzję, czy funkcjonariusz dalej powinien wykonywać zawód policjanta. Bo może już się wypalił, nie wytrzymał nerwowo i nie powinien tej służby dalej pełnić? Taką solidarność zawodową pokazała sprawa z Lidzbarka Warmińskiego. Tam mieliśmy regularne tortury – bicie w stopy podejrzanych, żeby się przyznali. Mimo to prokuratura postępowanie umorzyła, bo nie dało się ustalić, kto w komisariacie to zrobił.
Pojawiają się głosy, że w sprawie Igora Stachowiaka wyrok również był niski.
Kwestia wysokości kary ma pewne znaczenie, ale najważniejsze, że nie były to wyroki w zawieszeniu. Orzecznictwo strasburskie wymaga, by w wypadku poniżającego i nieludzkiego traktowania kara była odstraszająca, czyli nie może to być np. grzywna w zawieszeniu. Tu mamy kary bezwzględnego pozbawienia wolności, więc ten wymóg jest spełniony, choć ze strony rodziny pewnie jest oczekiwanie wyższej kary. Nie chciałbym jednak komentować wyroku, bo jeszcze nie zostało sporządzone pisemne uzasadnienie. Liczę na to, że sędzia pochyli się w nim nad sprawą tortur i nazwie je po imieniu – bo moim zdaniem to były tortury. W ustnych motywach nie poruszono też kwestii używania paralizatorów, choć może znajdzie się to w uzasadnieniu pisemnym. To nie jest tylko jednostkowy problem, bo mamy inne wyroki sądów w tej kwestii i obawiam się, że może to być problem systemowy (zresztą nie tylko polski, bo ETPC orzekał w podobnej sprawie dotyczącej Portugalii). Sąd powinien rozważyć, czy nie należałoby ograniczyć używania paralizatorów tylko do sytuacji, gdy jest to niezbędne, czyli zamiast broni palnej. Bo taka była intencja ich wprowadzenia jako środka mniej niebezpiecznego od broni palnej. Niedobrze, gdy zastępują one chwyty obezwładniające lub innego rodzaju środki przymusu bezpośredniego.
W doniesieniach medialnych o wyroku ws. śmierci Igora Stachowiaka pojawiały się informację, że był to wyrok za tortury. Czy kodeks karny definiuje takie przestępstwo?
W orzeczeniu jest mowa o znęcaniu się nad osobą pozostającą pod władzą funkcjonariuszy oraz o przekroczeniu przez nich uprawnień. Przestępstwa tortur w Polsce nie mamy.
Czy sprawa Igora Stachowiaka może być sygnałem poprawy sytuacji?
Wszystko zależy od tego, jakie wnioski z tej sprawy władze wyciągną. Jeżeli wygra podejście, że policjantom się nie udało, bo wypłynęło nagranie, więc muszą być na drugi raz ostrożniejsi – nic się nie zmieni. Jeśli ma być lepiej, to trzeba bardzo poważnie wziąć się za szkolenie i trening funkcjonariuszy, także psychologiczny. W sprawie Igora Stachowiaka wyraźnie widać, że policjanci byli negatywnie nastawieni do osoby, za którą brali zatrzymanego (potem okazało się, że niesłusznie). I stąd być może to nieproporcjonalne użycie środków. Ta sprawa nie jest pierwszą jaskółką, bo były już skazania za przekroczenie uprawnień i nieuzasadnioną przemoc, ale za to głośną. I jest szansa, że uświadomi opinii publicznej, co może się zdarzyć, gdy funkcjonariusze nie przestrzegają prawa. Jednak gdy się popatrzy na reakcję części opinii publicznej na zatrzymanie Jakuba A., to mam wątpliwości. A przecież informacja o wyroku w sprawie śmierci Igora Stachowiaka pojawiła się w mediach mniej więcej w tym samym czasie co dyskusja nad sposobem zatrzymania Jakuba A. I nie było widać powszechnej refleksji, że policja powinna stosować środki skuteczne, ale minimalne, a jeśli stosuje przemoc i środki przymusu bardziej intensywne, niż jest to konieczne – przekracza swoje uprawnienia. Raczej spotykamy się z przekonaniem, że jak człowiek jest winny, to mu się należy. Jeśli jako społeczeństwo będziemy uważać, że policja ma karać, i to najlepiej natychmiast i surowo, to ciągle będą zdarzać się nieszczęścia, jak w przypadku Igora Stachowiaka. Bo policja nie jest od karania przestępców, tylko od zdobycia dowodów i ewentualnie zatrzymania potencjalnych sprawców z minimalnym użyciem przemocy oraz do doprowadzenia ich do sądu, który zajmie się wymierzaniem kary. Tymczasem część społeczeństwa dała sobie wmówić, że Policja jest od karania tu i teraz. I że nic się nie stanie, jeśli się kogoś potraktuje trochę brutalniej, skoro jest winny. Tymczasem sprawa pana Komendy pokazuje, że trzeba z tym uważać, bo ktoś, kto wydawał się winny, może wcale winny nie być.
O różnym podejściu społecznym do tych spraw mogą decydować zarzucane czyny – Stachowiak był zatrzymany niesłusznie, ale na podstawie zarzutów znacznie mniej drastycznych niż Jakub A.
Tak, ale prawo jest po to, by stosować je do wszystkich równo. I nie jest rolą funkcjonariusza, by wymierzać sprawiedliwość nawet wtedy, gdy podejrzanemu zarzucane są najpoważniejsze i drastyczne czyny. To należy do sądu. I dobrze by wszyscy o tym pamiętali, całe społeczeństwo.