Jako uczeń przepełnionej tysiąclatki, zmuszony do chodzenia do szkoły na drugą zmianę, doskonale pamiętam związane z tym minusy. Jednym z nich było to, że na początku lat 90. w przedpołudniowym paśmie telewizyjnym nie było nic ciekawego, a kwintesencją nudy były wielogodzinne transmisje z posiedzeń Sejmu.
Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że za ćwierć wieku oglądanie obrad parlamentarnych komisji będę traktował nie jako przykry obowiązek, ale jak okazję do obejrzenia najlepszej komedii, uznałbym go za wariata.
Może dziwnie to świadczy o moim poczuciu humoru, ale muszą mi państwo uwierzyć, że nagromadzenie absurdów wygadywanych przez posłów i członków rządu jest tak duże, że oglądającemu towarzyszą zażenowanie, rozbawienie, irytacja, a czasem wstyd za przedstawicieli władzy ustawodawczej i wykonawczej. Dość powiedzieć, że często najbardziej kompetentnymi ludźmi na sali są parlamentarni legislatorzy, których jednak władza słucha tylko wtedy, gdy jej wygodnie. Ale najciekawsze jest to, że gdy oglądam kolejne odcinki serialu z cyklu, jak wykuwała się ustawa, okazuje się, że ciągle coś lub ktoś jest w stanie mnie zaskoczyć.
W ubiegłym tygodniu na kolana powalił mnie reprezentant ziemi opolskiej Grzegorz Peczkis. Na posiedzeniu połączonych senackich komisji infrastruktury oraz gospodarki narodowej i innowacyjności na temat kontrowersyjnej ustawy lex uber senator, po wysłuchaniu résumé na temat nowej regulacji, jako pierwszy zabrał głos, by wypalić: – Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że przez lata, bo to nie jest problem ostatnich dwóch, trzech lat, nikt nic z tym nie robił. I trzeba było rządu Prawa i Sprawiedliwości, trzeba było rządu ministra Adamczyka, żeby ktoś chciał się tym zająć. Panie ministrze, dziękuję, że również tutaj wprowadza pan nadzieję na stabilność państwa, również w tym ważnym społecznie segmencie.
Oczywiście takie kadzenie w stylu trenera Jarząbka z legendarnego filmu „Miś” nie jest w przypadku przedstawicieli władzy ustawodawczej czymś niezwykłym. Niestandardowa była dalsza część wypowiedzi opolskiego senatora. – Po przeczytaniu tego, co było proponowane przez poszczególne grupy, stowarzyszenia, związki, trudno jest ustosunkować się do takich wrzuconych naprędce poprawek tuż przed Senatem. Bo to nie jest ten moment ani ten czas, by te kilka stron teraz analizować i czytać – stwierdził bez żenady członek izby wyższej parlamentu, nazwanej czasem, najwyraźniej dla draki, izbą refleksji.
Tak więc, proszę państwa, jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, na czym polega rola senatorów, to – jak nam uświadamia Grzegorz Peczkis – przecież nie na tym, by poprawiać niedostatki przesłanych do izby wyższej ustaw. Po co czytaniem męczyć senatorskie oczy, skoro z góry wiadomo, że ustawa partii rządzącej ustawą dobrą i światłą być musi.
W tej sytuacji bardzo bym chciał usłyszeć, jak senator Peczkis głosował nad poprawkami, które jego kolega z PiS jednak zgłosił, a przedstawiciele rządu poparli jako zasadne. No chyba nie bez czytania i analizowania.