Ranking 50 najbardziej wpływowych – uwaga: w dobrym i w złym tego słowa znaczeniu – prawników układamy, o czym zapewne większość czytelników pamięta, wedle własnego widzimisię. Nie odrywamy się od rzeczywistości – bynajmniej. Wnikliwie analizujemy decyzje i działania poszczególnych osób, zastanawiamy się nad konsekwencjami i znaczeniem różnych ich poczynań. Rzetelnie rozważamy argumenty. Ale nie posługujemy się – i nie ukrywamy tego – zestawem obiektywnych kryteriów, które pozwoliłyby zmierzyć, zważyć lub w inny sposób określić, a co za tym idzie i precyzyjnie porównać, dokonania poszczególnych prawników. To jest przecież niemożliwe.
.
1
10. Bogusław Banaszak, przedstawiciel Polski w Komisji Weneckiej, pierwszy raz w rankingu
Najbardziej wzięty konstytucjonalista w kraju. Potrafił odeprzeć najcięższe działa wytaczane przez prawniczy mainstream w sporze o TK. Dziś już żadnego głośniejszego sporu politycznego nie da się rozstrzygnąć bez jego ekspertyzy. Na szerokie wody wypłynął opinią, że prezydent nie naruszył prawa, odmawiając zaprzysiężenia sędziów TK wybranych przez poprzedni Sejm. Zdaniem prof. Banaszaka postąpić tak musiał, skoro koalicja PO-PSL dopuściła się rażącego naruszenia autonomii parlamentu – wartości, która w opinii profesora zdaje się mieć wyższą rangę niż zasada trójpodziału i równowagi władz. W przerwach od pisania ekspertyz konsultacyjnych występuje w imieniu lobby aptecznych gigantów, podważając zasadność projektów, które uderzają w ich interesy.
Dziennik Gazeta Prawna
2
10. Jan Majchrowski, koordynator powołanego przez marszałka Sejmu zespołu ekspertów ds. problematyki TK, pierwszy raz w rankingu
Wprawdzie kierowany przez niego zespół ekspertów ds. TK nie wypracował skutecznych pomysłów na wyjście z impasu, ale wbrew temu, co publicznie twierdził marszałek Kuchciński, nie takie było jego zdanie. Z roli, jaką w rzeczywistości przypisano prof. Majchrowskiemu i jego kolegom, wywiązali się oni znakomicie. Zrodzony w bólach ekspercki raport może nie miał wielkiej wartości merytorycznej, za to wizerunkowe zyski dla rządzących przyniósł bezcenne. Od tamtej pory, gdy ze strony uznanych prawników padały zarzuty, że większość sejmowa chce zamrozić rozpatrywanie spraw przez TK, politycy PiS mogli twierdzić, że naukowe autorytety takiego zagrożenia nie widzą.
PAP/EPA
3
9. Marcin Zieleniecki, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy, awans z pozycji 28.
Co drugi Polak uważa się za eksperta od świadczeń i praw pracowniczych. A każdy chciałby decydować o tym, na jakich warunkach pracuje i jaką emeryturę dostanie. Profesor Zieleniecki ma wpływ na jedno i drugie. W ubiegłym roku został powołany na stanowisko przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy. Jest odpowiedzialny za przygotowanie dwóch projektów nowego k.p. (indywidualnego i zbiorowego). Wpłynie więc na to, jak będzie wyglądać praca w Polsce w najbliższych latach, a może nawet dekadach (obecny kodeks obowiązuje już ponad 40 lat). Już ta rola uzasadnia pozycję profesora w naszym rankingu. A to tylko część jego działalności i oddziaływania na prawo tworzone w Polsce. Jako wiceminister odpowiedzialny za ubezpieczenia społeczne wdraża też i nadzoruje – z ramienia rządu – jedną z najważniejszych reform zapowiedzianych w okresie kampanii wyborczych, czyli obniżenie wieku emerytalnego (uchwaloną już ustawę w tej sprawie zgłosił prezydent RP). Zatem w skrócie i bez dbania o szczegóły: to on ustali, jak mamy pracować i kiedy będziemy mogli tę karierę zawodową zakończyć. Czy ktoś inny może pochwalić się takim wpływem na rzeczywistość każdego obywatela?
Media
4
8. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, awans z pozycji 29.
Jest jednym z architektów, jak sam mówi, „największej reformy wymiaru sprawiedliwości od 1989 r.” oraz zmian w prawie karnym. W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, skąd przyszedł do Ministerstwa Sprawiedliwości, wykazał się „wyjątkową wrażliwością na ludzką krzywdę” (tak komplementował go Adam Bodnar). W resorcie pokazał drugą twarz, która charakteryzuje się – trawestując RPO – wyjątkowym brakiem litości dla przestępców. Przy czym te dwie cechy się nie wykluczają i w obydwu wcieleniach wydaje się autentyczny. Od lat jest zwolennikiem teorii „Broken windows” Kellinga i Coles rozpropagowanej przez Rudiego Gulianiego, wówczas burmistrza Nowego Jorku, pod hasłem zero tolerancji dla sprawców najdrobniejszych przejawów łamania prawa. Nawiasem mówiąc, Warchoł nie miał też tolerancji dla nieuków. Gdy wykładał na Uniwersytecie Warszawskim, miał opinię bardzo wymagającego egzaminatora. Dziś sam będzie musiał zdawać egzaminy. Testem będzie np. wprowadzenie dużej nowelizacji kodeksu karnego, w której będzie mógł wcielić w życie idee Kellinga. Przy czym oceniane będzie też to, na ile w trakcie prac legislacyjnych będzie otwarty na merytoryczne uwagi. Tego zabrakło np. w pracach nad przepisami o konfiskacie rozszerzonej. W efekcie ceną za skuteczniejsze odzyskiwanie majątku pochodzącego z przestępstw będzie zwiększenie uprawnień służb. Jeden egzamin minister Warchoł już oblał, kiedy Senat wykreślił propozycję przepisów umożliwiających „uchylanie wyroków” przez prokuratorów.
Newspix / KONRAD KOCZYWASFOTONEWS
5
7. Mariusz Haładyj, wiceminister rozwoju, w zeszłym roku niesklasyfikowany
Jasionka pod Rzeszowem, gospodarczy Kongres 590, na którym zaprezentowana została konstytucja biznesu. Na jednej z kanap, za filarem, siedzi skulony mężczyzna w garniturze. To właśnie Haładyj, twórca pakietu reform gospodarczych, w tym wspomnianej konstytucji. Chowa się przed tłumem urzędników, polityków i dziennikarzy, którzy chcą osobiście złożyć gratulacje. Dlaczego? Jak sam wyjaśnia, lepiej się czuje w pracy, analizując teksty ustaw, niż na bankietach. Co ciekawe, wiceminister jest jednym z nielicznych, którzy przetrwali dobrą zmianę. Odpowiadał za projekty ustaw gospodarczych w resorcie kierowanym przez Janusza Piechocińskiego, a teraz za to samo odpowiada u wicepremiera Morawieckiego. Być może dlatego, że oprócz niewątpliwych walorów merytorycznych nie ma ambicji politycznych i woli stać w drugim szeregu.
Newspix / HEROK
6
6. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, awans z pozycji 8.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Już to wystarcza, by uznać Ziobrę za jednego z najbardziej wpływowych prawników w Polsce. Sam szef Solidarnej Polski chce jednak pokazać, jak wiele robi, a nie zasłynąć jedynie tytułami. I właśnie o to, co robi, wielu ma do niego pretensje. Gdyby chcieć bowiem określić projekty resortu sprawiedliwości jednym słowem, najbardziej pasowałoby określenie: populizm.
Co jednak ciekawe, w kierowanym przez Ziobrę ministerstwie powstaje też ogrom rozwiązań, o które niepartyjni eksperci zabiegali przez lata. I którym przyjrzał się z należytą atencją dopiero obecny minister. Rzecz w tym, że te projekty nie są właściwie eksponowane. Być może dlatego, że sprawiający na żywo świetne wrażenie Zbigniew Ziobro musi mieć z tyłu głowy przełącznik. I gdy tylko zapala się czerwona lampka świadcząca, że jest na antenie telewizyjnej, widzimy drugą twarz ministra.
Newspix
7
5. Robert N., adwokat, pierwszy raz w rankingu
Członek stołecznej palestry, którego wczoraj zatrzymali funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Powód? Jego działalność na polu reprywatyzacji.
Adwokat Robert N. to drugi bohater afery, która zatrzęsła w zeszłym roku stolicą. Prywatnie kolega Grzegorza Majewskiego. To od klientów N. – spadkobierców po właścicielu Chmielnej 70. – mec. Majewski nabył roszczenia do działki. N. to również brat Marzeny K,. byłej już urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości – także współużytkowniczki wieczystej działki przy pl. Defilad.
To nie jedyne budzące wątpliwości powiązania adwokata, ujawnione przez dziennikarskie śledztwa. Podejrzenia budzi jego relacja z Jakubem R., byłym już urzędnikiem stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami, także zatrzymanym wczoraj przez CBA.
PAP / Leszek Szymański
8
5. Grzegorz Majewski, adwokat, były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, pierwszy raz w rankingu
Wstrzymanie zwrotów warszawskich nieruchomości, dymisja wiceprezydenta stolicy nadzorującego sprawy reprywatyzacyjne, zapowiedź audytu w mieście, doprowadzenie do kryzysu wizerunkowego w adwokaturze. Wreszcie rządowa deklaracja powołania komisji mającej zweryfikować prawidłowość wydania nieruchomości dekretowych, która ma zacząć działać już w drugim kwartale tego roku. Tym zakończyło się ujawnienie kulisów transakcji nabycia przez mec. Grzegorza Majewskiego udziałów w prawie użytkowania wieczystego działki przy placu Defilad (dawnej Chmielnej 70). To od Majewskiego rozpoczęła się tzw. stołeczna afera reprywatyzacyjna. Pytania o to, w jaki sposób odzyskał nieruchomość wartą grube miliony złotych (w doniesieniach medialnych przewija się kwota rzędu 160 mln zł), i czy miasto w ogóle powinno ją zwracać, wywołały niemałe trzęsienie ziemi. Majewski nie zajmuje się jednak zawodowo odzyskiwaniem nieruchomości warszawskich. Jest karnistą. Bronił m.in. Czesława Kiszczaka, przedstawicieli mafii pruszkowskiej czy Grzegorza Żemka, głównego oskarżonego w procesie FOZZ.
Dziennik Gazeta Prawna
9
4. Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, awans z pozycji 5.
Sędzia czy polityk? Mąż stanu czy wywrotowiec? Mało kto budził w ostatnim roku tak skrajne emocje jak prof. Andrzej Rzepliński. Jego przeciwnicy przekonują, że wykorzystał on swą prezesurę w TK do antydemokratycznej walki z kolegą z wojska Jarosławem Kaczyńskim. Zwolennicy widzą w nim nawet kandydata na prezydenta w 2020 r. Niezależnie od ocen i kondycji trybunału sam prof. Rzepliński dzięki konfliktowi nabrał wiatru w żagle. Jeszcze w 2014 r., gdy prowadził posiedzenia TK, sprawiał wrażenie zmęczonego. W trybunalskich ławach podsypiali i pełnomocnicy, i sami sędziowie. Od czasu wybuchu sporu można zaś powiedzieć o Rzeplińskim wszystko, lecz nie to, że jest przemęczony. Świetnie odnajduje się w publicznych dyskusjach (nie szczędząc przy tym mocnych określeń – ministra sprawiedliwości nazywa „panem Zbyszkiem”, przewodzącą trybunałowi Julię Przyłębską „tą panią”), a dzień niezakończony wizytą w telewizyjnym studiu jest dniem straconym. Co istotne, uważnie dobiera media, z którymi rozmawia. Nie szuka bowiem polemik, lecz poparcia.
Newspix / DAMIAN BURZYKOWSKI
10
3. Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego, pierwszy raz w rankingu
Rozpoczynając swoje rządy w trybunale wyprosiła wiceprezesa TK z jego gabinetu, a potem odprawiła na zaległy urlop. Zażądała usunięcia ze strony internetowej trybunału tytułów naukowych sędziów, którzy mogą się nimi pochwalić. Ogrom obowiązków związanych z porządkowaniem TK szybko ją zresztą przerósł, więc upoważniła sędziego Mariusza Muszyńskiego do rządzenia w swoim zastępstwie. Pozmieniała też składy orzekające ustalone za poprzedniego prezesa, dając w większości z nich przewagę nowym sędziom. O ile do manewrów organizacyjnych przystąpiła z werwą, o tyle entuzjazmu do orzekania na razie u niej nie widać. Tak jak reszta nominatów PiS przez większość roku wypatrywała końca kadencji Rzeplińskiego i robiła, co mogła, by nie brać udziału w pracach TK. Jej spokój zmąciło dopiero ujawnienie informacji, że sędziowie z Poznania, gdzie przed laty ubiegała się o stanowisko, wydali fatalną opinię na temat jej pracy orzeczniczej.
Newspix / DAMIAN BURZYKOWSKI
11
3. Zbigniew Jędrzejewski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, pierwszy raz w rankingu
Miał być pierwszym sędzią trybunału ze wskazania PiS, którego wybór w końcu nie będzie kwestionowany. Nie udało się. Jedna z posłanek zagłosowała na dwie ręce, w efekcie czego opozycja podniosła larum, że wybór prof. Jędrzejewskiego też jest nieważny (oczywiście na nic się to zdało).
Dorobek orzeczniczy nowego sędziego na razie wygląda marnie, bo trudno inaczej nazwać kilka zdań odrębnych, w których powtarza, że wyrok wydano niezgodnie z prawem. Zasługi Jędrzejewskiego nie leżą jednak w jego merytorycznym wysiłku, a niewzruszonej postawie. Na miesiąc przed końcem kadencji Andrzeja Rzeplińskiego sędzia przestał się zjawiać na rozprawach, tym sposobem paraliżując pracę trybunału. Nie stawił się też na zgromadzeniu ogólnym, na którym prezes planował namaścić swojego następcę, przez co zabrakło kworum, by wyłonić kandydata. Taktyka milczącego oporu przyniosła pożądane rezultaty. „Starzy” sędziowie, nawykli do spokoju i harmonii, najpierw zostali zmuszeni ujarzmiać chaos, żeby na koniec i tak znaleźć się na pozycji przegranych.
Newspix
12
3. Piotr Pszczółkowski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, pierwszy raz w rankingu
Do trybunału wszedł prosto z ławy poselskiej PiS, więc spodziewano się, że będzie tam najbardziej gorliwym namiestnikiem prezesa (a znają się blisko). I nie zawiódł. Śladem dwójki nowych sędziów rytualnie zgłaszał zdania odrębne lub wymawiał się od udziału w rozprawie chorobą. Ale też zademonstrował, że stać go na przebłyski indywidualności. Tak jakby łatka PiS-owca, która przywarła do niego najbardziej, w trybunale zaczęła mu jednak ciążyć. Pierwszą transgresją było niewinne stwierdzenie, że rozstrzygnięcie podjęte przez TK jest orzeczeniem, a orzeczenia podlegają publikacji (powiedział to w czasie, gdy rząd uważał wyroki trybunału za wydane bezprawnie). Drugą – poważniejszą – popełnił, mówiąc, że wybór kandydatów na prezesa TK odbył się wbrew przepisom (sam odmówił oddania głosu). Na pierwszy rzut oka mogło się więc wydawać, że Pszczółkowski próbuje się wybić na niepodległość. Jednak nawet jeśli chciał zaznaczyć swój dystans, zrobił to, doskonale wiedząc, jaki będzie efekt końcowy.
Newspix / DAMIAN BURZYKOWSKI
13
2. Andrzej Duda, prezydent RP, pozycja w rankingu bez zmian
Może polska konstytucja nie dała mu na starcie najmocniejszej pozycji, ale trzeba przyznać, że część swoich uprawnień szybko się nauczył wykorzystywać kreatywnie. I nie chodzi tu bynajmniej o kompetencje ze sfery polityki zagranicznej czy wojskowości. To by było zbyt oczywiste.
Prezydent Duda nie przejawia tak dużych, jakby mógł, ambicji dyplomatycznych, nie próbuje też ścierać się z ministrem obrony o listy generalskich nominacji. Owszem, zdarza mu się występować z inicjatywą ustawodawczą. Oprócz sukcesu, jakim było uchwalenie przepisów obniżających wiek emerytalny, większość jego propozycji na razie utknęła jednak w sejmowej próżni. Dotyczy to zwłaszcza fiaska dwóch projektów przepisów o pomocy dla frankowiczów oraz ustawy o kwocie wolnej. Dudzie stoi tu na przeszkodzie nie tylko nadzór finansowy, ale i polityczna agenda własnej partii.
Siły prezydenta należy jednak upatrywać zupełnie gdzie indziej: w poczuciu komfortu, jaki zapewnia Jarosławowi Kaczyńskiemu. Andrzej Duda jest bowiem gwarantem, że misterna operacja ustrojowa, do której lider PiS przymierzał się latami, nie załamie się na ostatniej prostej. Gdyby prezydent okazał się, nie daj Boże, jakimś mainstreamowym prawnikiem, zaraz by zaczął mnożyć wątpliwości, zlecać ekspertyzy, wetować, a nawet skarżyć do TK. Słowem, byłby typowym imposybilistą prawnym. Andrzej Duda potrafi zaś proaktywnie radzić sobie w kryzysowych sytuacjach, za każdym razem wychodząc naprzeciw oczekiwaniom prezesa z innowacyjnym rozwiązaniem.
Jego nieszablonowość wyszła najpierw przy okazji sporu o zaprzysiężenie sędziów TK wybranych przez koalicję PO-PSL. Niby konstytucja nie zostawia tu prezydentowi pola manewru, ale Andrzej Duda zinterpretował ją inaczej i przyjął ślubowania od tych, którzy na urząd zasługiwali bardziej. W prawniczej awangardzie znalazł się także, uznając, że bez jakichkolwiek tłumaczeń może odmówić powołania sędziów rekomendowanych przez KRS. I co z tego, że dotychczasowa praktyka szła w przeciwnym kierunku.
Puryści będą grymasić, że prezydent w rzeczywistości abdykował ze swoich uprawnień, wybierając posłuszeństwo wobec wyższej instancji. To uproszczenie. Dlaczego ma się silić na niezależność, skoro z prezesem się w pełni zgadza?
ShutterStock
14
1. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, pozycja w rankingu bez zmian
Bez zmiany konstytucji, z pominięciem tych wszystkich męczących dyskusji i procedur, które w przeszłości psuły szyki wybrańcom ludu, w rok zdołał stworzyć zręby całkiem nowego, nienazwanego jeszcze ustroju.
Formalnie niby wszystko zostało jak dawniej: nadal mamy trzy władze, pluralizm partyjny, wolność zgromadzeń itd. Na pierwszy rzut oka może się nawet wydawać, że państwo jeszcze nigdy nie działało tak dynamicznie i śmiało. Posłowie ślęczą po nocach nad uchwałami i ustawami; rząd nie nadąża ze zgłaszaniem projektów, które chcą nam coś koniecznie przyspieszyć i usprawnić; prezydent nie marnuje cennych minut na analizowanie uchwalonych ustaw; wchodzą one w życie bez zbędnych przestojów. Co prawda sądy na razie zdecydowanie ustępują tu pod względem tempa pracy i determinacji, ale to też ma się zmienić niebawem.
Przyglądając się bliżej tej nowej normalności, widzimy już, że coś w niej nie gra: wszystkie organy i ośrodki władzy zaczęły dziś działać jak zwarty, niepodzielny aparat sterowany przez lidera partii rządzącej. Pozakonstytucyjny byt, który bez zbędnych subtelności zakwestionował tradycyjne dogmaty i hierarchie, a w zamian ustanowił nowe, bardziej funkcjonalne. Jednym z pierwszych i najważniejszych celów naprawy państwa, którą Kaczyński gorliwie uskutecznia, jest wymiar sprawiedliwości. W praktyce ma to polegać na poddaniu sędziów i prokuratorów ściślejszej kontroli politycznej pod hasłem walki z patologiami i korporacyjnymi układami. Tak radykalnych celów nie da się osiągnąć żmudnym reformowaniem instytucji ani nawet samą rewolucją kadrową. Konieczne były bardziej brutalne środki prewencyjne, wśród których pozbawienie TK znamion samodzielności wydawało się najpilniejsze.
PEŁNY RANKING 50 NAJBARDZIEJ WYPŁYWOWYCH PRAWNIKÓW DOSTĘPNY JEST W E-DGP >>
ShutterStock
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama