Osoby biorące udział w czarnym proteście nie mogły naruszyć praw do słynnego logo z prostego powodu. Znak towarowy jest chroniony wyłącznie w obrocie gospodarczym.
Użycie symbolu Solidarności podczas czarnego protestu wywołało oburzenie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” i skończyło się złożeniem przez nią zawiadomienia do prokuratury. Ta wszczęła czynności sprawdzające, co z kolei wzburzyło protestujących. W internetowej akcji tysiące kobiet zadeklarowało, że to one zorganizowały manifestację. W końcu głos zabrał Jerzy Janiszewski, autor słynnego logo, sprzeciwiając się ściganiu kobiet, które je wykorzystały.
Pojawia się jednak pytanie, czy tak naprawdę jest je za co ścigać, a jeśli tak, to jakie przepisy zostały złamane?
– Mamy wyłączne prawa do tego symbolu, który został zarejestrowany jako znak towarowy zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej. Nikt nas nie pytał o zgodę na jego wykorzystanie, a bez takiej zgody nikt nie ma prawa go użyć – przekonuje rzecznik prasowy przewodniczącego KK NSZZ „S” Marek Lewandowski.
Idąc tym tropem, zaglądamy do ustawy – Prawo własności przemysłowej (t.j. Dz.U. z 2013 r., poz. 1410 ze zm.). Rzeczywiście przewiduje ona odpowiedzialność za bezprawne użycie znaku towarowego. Czy jednak wyjście na ulicę z transparentem, na którym pojawia się logo Solidarności stanowi naruszenie prawa ochronnego na znak towarowy? Profesor Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego, niekwestionowany autorytet w zakresie własności przemysłowej, uważa, że nie.
– Podstawową funkcją znaku towarowego jest odróżnianie towarów czy usług w obrocie gospodarczym. A demonstracja nie ma przecież nic wspólnego z obrotem gospodarczym. Ochrona znaku towarowego na podstawie prawa własności przemysłowej nie wchodzi więc w grę – tłumaczy.
Władze związku zwróciły uwagę, że należący do niego znak pojawiał się także w internecie wraz z zachętą do wzięcia udziału w czarnym proteście. Zawisł też na billboardzie. Świadczyć to ma o wykorzystaniu go do promocji. A prawo ochronne do tego znaku dotyczy m.in. usług reklamowych.
– Nawet jeśli uznamy to za promocję czy reklamę, to jest to promocja pewnego wydarzenia społecznego. Nikt tu niczego nie sprzedaje, a więc nie można mówić np. o próbach wprowadzenia konsumenta w błąd czy o działaniu naruszającym renomowany znak towarowy, a więc nie mamy do czynienia z obrotem gospodarczym – zauważa prof. Ewa Nowińska.
Pomówienie? Tylko o co?
Jak dowiedzieliśmy się w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku, która prowadzi czynności sprawdzające w tej sprawie, w zawiadomieniu KK NSZZ „Solidarność” wskazano również na możliwość zniesławienia. Chodzi zatem o występek z art. 212 kodeksu karnego. Zgodnie z nim „kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”.
– Samo użycie logotypu Solidarności podczas czarnego protestu trudno określić jako pomawianie kogokolwiek o jakieś konkretne postępowanie lub właściwości – zauważa Agnieszka Wiercińska-Krużewska, adwokat w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
– Ponadto należałoby rozważyć, czy udział lub poparcie dla czarnego protestu może kogokolwiek poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania. Jeżeli uznać, że miał on na celu ochronę praw podstawowych kobiet, to raczej nie. Jednakże słychać też głosy przeciwne, w szczególności takie, że udział w tym proteście jest sprzeczny z wartościami chrześcijańskimi czy katolicką wiarą – zaznacza.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że logo Solidarności było użyte razem z sylwetką kobiety. Jest to plakat stworzony kilka lat temu przez chorwacką artystkę Sanję Iveković. Zdaniem Agnieszki Wiercińskiej-Krużewskiej posłużenie się tym plakatem nie powinno być kojarzone z NSZZ „Solidarność” i nie wskazuje na popieranie przez nią protestu.
Związkowe dobra osobiste
Analiza przepisów wskazuje, że odpowiedzialność karna jest praktycznie wykluczona.
– Logo, które pojawiło się na plakacie, nie jest znakiem podrobionym i nie zostało wykorzystane w obrocie. Trudno tu zatem znaleźć podstawy do odpowiedzialności karnej z tytułu naruszenia prawa do znaku towarowego. Jeśli jakakolwiek odpowiedzialność wchodziłaby w grę, to ewentualnie cywilna za naruszenie dóbr osobistych – mówi Marta Koremba, rzecznik patentowy w kancelarii Bird & Bird.
– Solidarność musiałaby wykazać, że posłużenie się jej logo przez osoby protestujące rzeczywiście naruszało jej dobra osobiste, np. jej wizerunek czy dobre imię. Ze względu na rozbieżności w orzecznictwie postępowanie takie byłoby jednak bardzo trudne – zastrzega.
Związek zawodowy mógłby np. dowodzić, że kojarzenie go z protestami kobiet grozi utratą renomy lub też godzi w wizerunek, który opiera się na chrześcijańskich wartościach. Wszystko to jednak w postępowaniu cywilnym, a nie karnym.
Już raz Solidarność dowodziła przed sądem, że wykorzystanie jej symbolu naruszało jej dobra osobiste. Logo to pojawiło się w teledysku do piosenki „Nienawidzę cię, Polsko” Czesława Mozila. W kwietniu Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił pozew przeciwko niemu, uznając, że znaczek został wykorzystany jako symbol Polski, a nie logotyp identyfikujący związek zawodowy. Solidarność zaskarżyła ten wyrok do sądu apelacyjnego.