Profesor Jerzy Pisuliński, nowy dziekan WPiA Uniwersytetu Jagiellońskiego, planuje ze swoim wydziałem awansować do europejskiej ligi uniwersyteckiej.
Marzyła mu się kariera pilota, ale wada wzroku pokrzyżowała te plany. Koniec końców, za namową rodziców, zdecydował się więc na prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Jego naukowy potencjał został tam szybko dostrzeżony. Będąc jeszcze studentem, otrzymał propozycję pracy jako asystent stażysta w katedrze prawa cywilnego. Chociaż sam przyznaje, że nie miał najwyższych ocen z tego przedmiotu. Jak się później okazało, ta decyzja zdeterminowała jego dalszą karierę.
Pomimo iż później zdał egzaminy: sędziowski i radcowski, to nigdy nie odkrył w sobie żyłki praktyka. Jest naukowcem z krwi i kości. Przyznaje, że na tym polu od zawsze pociągała go swoboda wyboru dziedziny prawa, jaką się aktualnie zajmuje. Jako jeden z nielicznych prawników nie łączy pracy na macierzystym uniwersytecie z działalnością na innej uczelni czy też prowadzeniem własnej kancelarii. – Te dwie kwestie są bardzo trudne do pogodzenia. Z moich obserwacji wynika, że niestety bardzo wielu naukowców wykonujących zawody prawnicze gubi perspektywę i trudno jest im oddzielić obie role. Co niestety odbija się na poziomie badań naukowych – twierdzi profesor.
Działalność związaną z legislacją rozpoczął za sprawą prof. Zbigniewa Radwańskiego, ówczesnego przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, który zaproponował mu udział w pracach tego organu. Wówczas KKPC przystępowała do dyskusji nad nowym kodeksem cywilnym. I chociaż obecna władza nie dała jej szansy na ukończenie prac, nie oznacza to, że dotychczasowy dorobek komisji zostanie zaprzepaszczony. Wprost przeciwnie, dyskusja ma teraz toczyć się w ramach nowo powstałego ruchu akademickiego, na czele którego stanął właśnie prof. Pisuliński.
On sam mocno akcentuje potrzebę zmian w prawie cywilnym. – Obecny kodeks jest niestety przestrzały, niepełny, a z powodu licznych nowelizacji, także niespójny. Pozostawiając ten akt prawny w obecnym kształcie, nie będziemy w stanie odpowiedzieć na wyzwania związane m.in. z nowymi technologiami, wzrostem znaczenia umów o świadczenia usług, nowymi instrumentami finansowymi czy zmianami społeczno-gospodarczymi – podkreśla profesor. Sam nie chce przesądzać, czy te wszystkie mankamenty powinno się wyeliminować w drodze nowelizacji całego kodeksu, czy stopniowo poszczególnych ksiąg. Ale zauważa, że trudniej jest wprowadzać rozwiązania częściowe ze względu na spójność całego systemu prawnego.
Na razie jednak przyjęcie nowego k.c. to perspektywa wielu lat pracy i debaty pod nowym szyldem. – Na pewno ruch akademicki daje możliwość szerszego dialogu i stwarza większą akceptację dla proponowanych zmian. Z drugiej jednak strony istnieje niebezpieczeństwo, że taka inicjatywa, pozbawiona organizacyjnego i finansowego wsparcia, może spowolnić tempo prac – wyjaśnia. Zwraca też uwagę na inny aspekt działalności komisji, który teraz zostanie zaniedbany. – KKPC opiniowała projekty aktów prawnych i przygotowywała propozycje dotyczące wdrażania unijnych dyrektyw, z którymi ministerialni prawnicy sobie nie radzili. Co roku sporządzaliśmy ok. 200 opinii. Teraz tego zabraknie, co może się odbić negatywnie na poziomie legislacji i spójności prawa cywilnego – tłumaczy.
Zresztą nie tylko to budzi jego obawy. W felietonie pt. „Co zrobi Sejm A.D. 2019” opublikowanym w Prawniku z 5 stycznia 2016 r. przedstawił apokaliptyczną wizję tego, dokąd mogą prowadzić ścieżki wytyczone przez obecną większość parlamentarną. Przyznaje, że po ukazaniu się tekstu parę osób gratulowało mu odwagi i lekkiego pióra, ale dostał też kilka e-maili od anonimowych nadawców, którzy – łagodnie rzecz ujmując – mieli odmienne zdanie. Jak sam zaznacza, w tej dyskusji ważne jest zdanie sobie sprawy z tego, że nie można zbudować szacunku do prawa, jeżeli samemu się go nie przestrzega. – Bez granic w postaci konstytucji czy europejskiej konwencji praw człowieka wszystko będzie możliwe. Każdy absurd będzie można ubrać w ustawę. Dlatego albo prawo jest przestrzegane, a przepisy są zmieniane według przyjętych procedur, albo nie i przestaje być ono kluczowym elementem kształtującym stosunki społeczne i wtedy zaczyna dominować siła – mówi prof. Pisuliński.
Całe życie zawodowe związany jest z WPiA UJ. Jest kierownikiem katedry prawa cywilnego, a przez ostatnich osiem lat pełnił funkcję prodziekana ds. współpracy międzynarodowej. Teraz objął fotel dziekana. Jego poprzedniczka, prof. Krystyna Chojnicka, nie szczędzi mu pochwał. Podkreśla, że przez lata wzorowo odnajdywał się w żeńskim składzie władz WPiA, a siedząc we wspólnym gabinecie, dzielnie znosił rozmowy na typowo babskie tematy. – Do tego jest szarmancki, niezwykle życzliwy i bezkonfliktowy – zaznacza profesor.
Nowy dziekan deklaruje, że planuje ze swoim wydziałem awansować do europejskiej ligi uniwersyteckiej. – Zamierzamy stać się ważnym ośrodkiem badań w skali międzynarodowej – tłumaczy. W osiągnięciu celu mają pomóc także zmiany legislacyjne, o które będzie zabiegał w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego. – Lobbujemy za tym, aby w ustawie została uregulowana kwestia dotycząca studiów LLM – mówi. Dodaje też, że doprecyzowania wymaga problematyka wspólnych doktoratów. W jego ocenie działania legislacyjne są niezbędne do tego, aby idea umiędzynarodowienia nie była tylko pustym sloganem.