Wyrok austriackiego Trybunału Konstytucyjnego, nakazujący powtórkę drugiej tury wyborów prezydenckich, dotknął problemów, które wydawały się nam do tej pory polską specjalnością - pisze dr hab. Dawid Sześciło.
Pod koniec maja doszło do najbardziej emocjonującej w powojennej historii Austrii potyczki wyborczej, która miała wyłonić nowego prezydenta republiki. Wstępne wyniki głosowania wskazywały na zwycięstwo kandydata skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii Norberta Hofera. Po przeliczeniu ponad 800 tys. głosów oddanych pocztą ogłoszono jednak, że nowym prezydentem zostanie Alexander van der Bellen, kandydat niezależny wspierany przez austriackich Zielonych. Różnica między kandydatami wyniosła zaledwie 30 tys. głosów, czyli mniej niż pół procent wszystkich oddanych głosów. Hofer początkowo uznał porażkę, a w Wiedniu pojawiły się plakaty, na których dziękował swoim wyborcom za wsparcie. Na 6 lipca zaplanowano już uroczystość zaprzysiężenia nowego prezydenta. Ostatecznie jednak do niej nie doszło, a obowiązki ustępującej głowy państwa Heinza Fischera przejęło trzyosobowe prezydium austriackiego parlamentu. Co ciekawe, jednym z jego członków jest Norbert Hofer.
Całe zamieszanie, a wręcz polityczno-prawny kataklizm, wywołało orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 1 lipca, który unieważnił drugą turę wyborów prezydenckich i nakazał jej ponowne przeprowadzenie. W Austrii, inaczej niż w Polsce, potwierdzenie ważności wyborów leży w gestii tamtejszego odpowiednika polskiego TK. Austriacki sąd konstytucyjny zakwestionował w sumie ważność blisko 80 tys. głosów, podczas gdy do unieważnienia wystarczyło zaledwie 15 tys., czyli połowa różnicy między oboma kandydatami.
TK skupił się na niedociągnięciach dotyczących głosowania korespondencyjnego. Stwierdził wprawdzie, że sama możliwość takiego udziału w wyborach jest dopuszczalna, ale w toku wyborów dopuszczono się na tyle poważnych uchybień proceduralnych, że podważona została wiarygodność samych wyborów. Najczęściej powtarzającym się problemem była praktyka samodzielnego otwierania przez urzędników wyborczych kopert z głosami przesłanymi pocztą. Miało to bowiem ułatwić pracę komisji wyborczej. Taka metoda pracy była praktykowana od lat, ale do tej pory nie była przedmiotem skarg na ważność wyborów. Mężowie zaufania wysyłani przez Partię Wolnościową do obserwacji głosowania również nie podnosili tego problemu.
Tymczasem austriacki sąd konstytucyjny stanął na stanowisku, że wszystkie czynności związane z przeliczaniem głosów, w tym otwieranie kopert z głosami oddanymi korespondencyjnie, muszą być przeprowadzane przez komisję wyborczą. W przeciwnym razie ochrona przed ewentualnymi manipulacjami jest niewystarczająca. W liczącym 175 stron orzeczeniu TK wyraźnie zaznaczył, że nie ma dowodów na fałszerstwa, ale już samo naruszenie procedur chroniących przed manipulacjami jest wystarczające do unieważnienia wyników.
Oprócz tego uwzględniono jeszcze zarzuty dotyczące podania przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do publicznej wiadomości wstępnych wyników wyborów przed ich formalnym zakończeniem. Trybunał uznał, że mogło to wywrzeć wpływ na zachowanie wyborców, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę niewielką różnicę głosów między kandydatami. Sędziowie przyznali, że również takie działanie praktykowano przez lata przy kolejnych wyborach, ale do tej pory nie były one przedmiotem skargi. Nie było więc sposobności, by obwieścić jego niekonstytucyjność.
W Polsce wyrok austriackiego Trybunału Konstytucyjnego natychmiast został wpleciony w bieżące spory polityczne. Pojawiły się zwłaszcza opinie, że sędziowie z Wiednia wykazali się odwagą, której miało zabraknąć polskim sądom okręgowym, które badały rzekome nieprawidłowości przy organizacji wyborów samorządowych w 2014 r. Jeszcze inni nie potrafili ukryć schadenfreude, dziwiąc się, dlaczego tak świetnie funkcjonujące państwo jak Austria nie poradziło sobie z organizacją chyba najprostszego z możliwych głosowań.
Tymczasem w samej Austrii dyskusja na temat wyroku nie słabnie. Nie brakuje też głosów krytycznych. Podstawowy zarzut wobec sądu sprowadza się do pytania, jak można było zakwestionować ważność wyborów, zaznaczając jednocześnie, że brak jest jakichkolwiek dowodów na rzeczywiste fałszerstwa czy manipulacje? Drugi kierunek krytyki koncentrował się na kwestii tego, dlaczego dopiero teraz stwierdzono, że pewne utrwalone praktyki wyborcze jednak zagrażają prawidłowemu przebiegowi głosowania. Zwrócono uwagę, że po raz pierwszy w historii TK zdecydował o przeprowadzeniu drobiazgowego postępowania dowodowego, analizując szczegółowo przebieg wyborów na poziomie lokalnym. Z drugiej strony podkreślano, że wyrok wpisuje się w dotychczasową linię orzeczniczą trybunału i konsekwentnie realizuje rygorystyczne podejście do oceny prawidłowości praktyk związanych z przeprowadzaniem wyborów.
Obecnie toczy się w Austrii debata na temat potrzeby reformy prawa i całego aparatu administracyjnego odpowiedzialnego za organizację wyborów. Wszystko dzieje się jednak pod dużą presją czasu, ponieważ powtórzone wybory odbędą się już 2 października. Do tego czasu zapewne da się wprowadzić jedynie organizacyjne korekty w procedurach wyborczych. W ostatnich dniach rozgorzał spór wokół potrzeby zaproszenia obserwatorów OBWE do monitorowania przebiegu wyborów. Atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Główny beneficjent dotychczasowego zamieszania, czyli Wolnościowa Partia Austrii, podgrzewa jeszcze temperaturę dyskusji, wrzucając do niej choćby temat rzekomych manipulacji, do jakich miało dochodzić w czasie głosowania w domach opieki dla osób starszych.
Jeszcze ciekawsze wydarzenia mogą mieć miejsce po wyborach, jeśli zwycięży w nich Hofer. W kampanii przed majowym głosowaniem startował on pod hasłem „nowego rozumienia urzędu”, za czym krył się pomysł zerwania z raczej ceremonialną rolą prezydenta w austriackim systemie politycznym. Konstytucja z 1920 r. rodzi sporo wątpliwości co do rzeczywistego zakresu kompetencji tego urzędu, z czego kandydat wolnościowców zamierzał skorzystać. Austriacy wkraczają w bardzo ciekawy, ale jednocześnie niepokojący okres. Wiele wskazuje, że Trybunał Konstytucyjny w najbliższych latach jeszcze nie raz będzie miejscem rozstrzygania o fundamentalnych dla funkcjonowania tego państwa sprawach.