Egzaminy na aplikację, podobnie jak egzaminy końcowe, każdego roku budzą wiele wątpliwości i kontrowersji. Największe emocje związane są z przekroczeniem minimalnego progu warunkującego pozytywny wynik, a więc minimalnie 100 punktów. Osoby, którym nie udało się ich uzyskać, np. zdobyły o 1–3 punktów mniej, stają przed dylematem pogodzenia się z porażką lub rozpoczęcia batalii o przyjęcie na aplikację. Kiedy warto odwoływać się i iść do sądu?
Batalia, rzecz jasna, oparta może być tylko i wyłącznie na podważeniu prawidłowości sformułowanych pytań egzaminacyjnych, w tym złego sformułowania pytania skutkującego możliwością udzielania kilku poprawnych odpowiedzi, przyjęcia przez komisję wadliwej odpowiedzi za poprawną lub de facto braku prawidłowej odpowiedzi. Oznacza to, że o skuteczności odwołania od egzaminu decyduje wyłącznie błąd w przeprowadzanym teście. W efekcie złożenie odwołania, a dalej skargi do sądu musi zostać oparte na analitycznej weryfikacji pytań i odpowiedzi oraz wykazaniu, że istnieje w praktyce kilka możliwości poprawnych odpowiedzi. Podstawą mogą być niejasne przepisy, rozbieżność w orzecznictwie czy też ewentualnie spór w doktrynie. Odwołujący się nie mają w praktyce zbyt wielkiego arsenału, by skutecznie walczyć z wynikami egzaminu.
W dodatku kolejny egzamin za rok, a postępowanie sądowe pewnie będzie trwać dłużej. Gdy prawnik np. po 2 latach uzyska korzystny dla siebie wyrok, to może się domagać odszkodowania od Skarbu Państwa?
To właśnie kwestia czasu trwania postępowania odwoławczego, a zwłaszcza sądowego, jest jednym z elementów, który wielokrotnie pozbawia racjonalności odwoływania się od wyniku egzaminu. Postępowania takie z reguły trwają kilka lat, a co za tym idzie możliwe jest, że w międzyczasie kandydat uzyska pozytywny wynik egzaminu w kolejnych podejściach. Jeśli skarżący dostał się na aplikację, a następnie uzyskał także wynik pozytywny w toku postępowania sądowego, to oczywiście mógłby wystąpić z roszczeniem o odszkodowanie. Jednak realne szanse na wykazanie szkody w takim postępowaniu przez powoda, a wiec uzyskanie pozytywnego orzeczenia, jest raczej mało prawdopodobne. Co więcej należy podkreślić, że postępowanie odszkodowawcze toczyć się będzie przez kolejne kilka lat biorąc pod uwagę dwuinstancyjność postępowania, co dodatkowo obciążać będzie powoda wysokimi kosztami. Wniosek jest taki, że przed wytoczeniem batalii sądowej musimy mieć praktycznie 100 proc. pewność co do wystąpienia istotnych wad w postępowaniu egzaminacyjnym, a nadto bezspornie wykazać związek między wadliwym egzaminem, a naszą sytuacją życiową.
Wziąć do pomocy kancelarię czy walczyć samemu?
Odpowiedź na to pytanie jest jak zawsze wyjątkowo trudna. Występowanie we własnym imieniu w toku postępowania odwoławczego czy sądowego ma tą wadę, że zazwyczaj osobie takiej towarzyszy wiele emocji i żalu. Te akurat nie są najlepszym doradcą w toku postępowania i w pewnym sensie ograniczają możliwość szerokiego, obiektywnego przyjrzenia się sprawie i jej poprowadzenia. Atutem zlecenia sprawy kancelarii jest przede wszystkim możliwość chłodnej analizy sprawy i obiektywnej oceny ewentualnych szans na powodzenie tak wszczętego postępowania. W efekcie zlecenie prowadzenia postępowania kancelarii, a przynajmniej przeprowadzenie wstępnej analizy, może uchronić kandydata przed poniesieniem znacznych kosztów postępowania sądowego i poświęceniem niepotrzebnego wysiłku. Ten z kolei może zostać przeznaczony na dalsze pogłębianie wiedzy i być może skuteczniejsze podejście do kolejnego egzaminu, który bądź co bądź zbliża się wielkimi krokami.
Rozmawiała: Ewa Maria Radlińska