Rejtanowskie gesty sędziów i adwokatów nic nie zmienią. Wręcz przeciwnie, jedynie ułatwią władzy dalszy demontaż zasad państwa prawa pod hasłem walki z klikami prawniczymi - pisze adwokat Andrzej Nogal.

W ostatnim czasie pojawiło się na łamach prasy wiele apeli o czynny protest czy też wręcz strajk prawników w obronie naruszanej konstytucji i niezawisłości sądów. Władza ustawodawcza i wykonawcza nie mają bowiem zamiaru respektować liberalnego porządku państwa prawa i szanować autonomii sądów powszechnych. Zwrócić należy jednak uwagę, że państwo prawa i niezawiśli sędziowie są w interesie wszystkich obywateli, a nie tylko prawników. Sprowadzanie zaś sprawy do konfliktu pomiędzy partią rządzącą i samorządami prawniczymi ułatwia jedynie władzy populistyczne rozgrywanie sprawy jako walki pomiędzy dobrą władzą a złymi klikami prawników.

Tutaj chciałbym zwrócić uwagę na pewną anegdotę, ilustrującą różnicę w postrzeganiu państwa prawa we wzorcowym kraju, czyli w Niemczech. Symbolem praworządności jest tam legenda o berlińskim młynarzu, który wygrał proces z władcą absolutnym Fryderykiem II Wielkim, a tenże królm dowiedziawszy się o wyroku, wykrzyknął: są jeszcze sędziowie w Berlinie! To tylko legenda, zapisana i upowszechniana przez liberalne elity autokratycznych Prus, które widziały niezawisłych sędziów jako jedyną obronę przez absolutnym władcą. Ale też to pewien mit założycielski nowoczesnych Prus, do którego chętnie nawiązywali i wzorowali się na nim następcy Fryderyka. W każdym bądź razie warto zwrócić uwagę na kilka kluczowych elementów tejże anegdoty: widzimy tam władcę absolutnego, który nie tylko jest gotów uszanować niekorzystny wyrok, ale i okazuje swoją radość, że sędziowie wydają niezawisłe wyroki. Nie ma tu mowy o zdjęciu sędziego z urzędu, przekazanie sprawy do ponownego osądzenia uległym sędziom czy też o takiej zmianie prawa, aby młynarz musiał przegrać. Władza absolutna ustępuje przed autorytetem sędziego, a obywatel na płaszczyźnie sądowej równy jest królowi. Jak wspomniałem wyżej, taka wizja państwa prawa została wylansowana przez pruskie elity i przyjęta za własną przez władców. To dzisiaj stanowi fundament niemieckiego myślenia o państwie i prawie.

A u nas? W Polsce w 2016 r. rządząca opcja jasno deklaruje, że nie ma zamiaru podporządkować się orzeczeniom sądowym i uznać wyłącznej roli sędziów w rozstrzyganiu sporów tak konstytucyjnych, jak i karnych czy cywilnych. W każdym przypadku chce, aby to do niej należało ostatnie słowo w myśl reguły „państwo to ja”, a siebie uważa za jedną emanację woli suwerena, czyli narodu. Zasad, które utrudniają jej realizację nie należy stosować, a sędziowie, którzy wydają niekorzystne dla rządzących wyroki, nie powinni pełnić swoich urzędów i traktowani są w teorii, ale i w praktyce rządzenia, jako niebezpieczne szkodniki. Osoby takie nie tylko nie zasługują na awanse czy sędziowskie nominacje, ale wręcz powinny być usunięte z systemu sądowniczego.

Powyższe działania rządzącej opcji spotkały się z zaskakującą słabym oporem społecznym. Milczą Kościoły i związki zawodowe. Partie polityczne nie potrafią się przebić do społeczeństwa z apelem o obronę państwa prawa. Rządząca partia dominuje w sondażach, gromadząc w nich więcej zwolenników niż trzy kolejne partie. Owszem, powstał Komitet Obrony Demokracji, ale udział w jego działaniach bierze zaskakującą nikły odsetek obywateli – jak na 38-milionowy kraj, oczywiście.

Z tej przyczyny dziwią ostatnie apele do środowisk prawniczych: a to do adwokatów o wszczęcie postępowań dyscyplinarnych wobec posłów adwokatów, a to do sędziów o jakiś strajk czy czynny opór wobec władzy. Czyli prawnicy mają zrobić to, czego nie jest w stanie zrobić opozycja. Nie wiem, czy tu śmiać się, czy płakać. Prawnicy nie mają dywizji ani pałek. Ich celem jest służba społeczeństwu, bronią słowo i są bezsilni wobec bezpośredniej agresji władzy. Nadto jak można domagać się od tych, którzy stoją na straży prawa, jego łamania? Politycy opozycji próbują bowiem nakłonić do strajku sędziów sądów powszechnych – którzy mają prawny zakaz strajków. Paradoksalnie więc do łamania prawa wzywa się w imię obrony państwa prawa tych, którzy powinny być wzorem praworządności! Przy tym skuteczność tego rodzaju apeli zapewne będzie znikoma, bo sędziowie sądów powszechnych mają we krwi apolityczność i niedawno nie chcieli nawet uczestniczyć w protestach w obronie swoich podstawowych interesów ekonomicznych. Tym bardziej nie będą łamać prawa w obronie Trybunału Konstytucyjnego czy nawet w obronie prerogatyw swojego stanowiska i doboru sędziów.

Dlaczego więc politycy opozycji formułują tego rodzaju wezwania? Moim zdaniem z poczucia pewnej bezsilności. Na demonstracje uliczne w obronie państwa prawa wyszło wielu uczestników, dziesiątki tysięcy – ale wielu jak na Polskę, bo w krajach zachodnich bardziej błahe sprawy mobilizują setki tysięcy ludzi. O strajkach politycznych nie ma mowy, a sondaże wyborcze są przychylne władzy. W każdym razie demonstracje niezadowolonych przedstawicieli klasy średniej nie robią na obecnej ekipie rządzącej specjalnego wrażenia. Jak widać przy tym organizacje społeczne chroniące prawa człowieka mają charakter bardziej fasadowy i nie potrafią mobilizować ludzi do udziału w demonstracjach i do prac w kierunku obrony liberalnych zasad w Polsce. I w tym jest główny problem. Jeżeli obywatelom nie zależy na uratowaniu państwa prawa, to nic tu nie zmienią rejtanowskie gesty sędziów i adwokatów. Wręcz przeciwnie, jedynie ułatwią władzy dalszy demontaż zasad państwa prawa bo hasłem walki z klikami prawniczymi.