Do takiego wniosku prowadzi sondaż przeprowadzony przez największy think tank do spraw polityki edukacyjnej w Wielkiej Brytanii.

W badaniu "Student Academic Experience Survey" wzięło udział ponad 15 tys. słuchaczy studiów licencjackich na kilkunastu kierunkach. Podobnie jak w zeszłym roku pokazuje on, wbrew obiegowym opiniom, że studenci prawa wcale nie należą do bardzo zapracowanych. Tygodniowo spędzają oni średnio 10 godzin na uczelnianych ćwiczeniach i wykładach, 16 na nauce związanej z zajęciami, a 3 przeznaczają na studiowanie przedmiotom niezwiązanych bezpośrednio z programem studiów. W sumie poświęcają więc na naukę 29 godzin tygodniowo.

Dla porównania studentom uczelni artystycznych studiowanie zajmuje tygodniowo 34 godziny. Nie mówiąc już o studentach kierunków ścisłych, którzy przekraczają 40 godzin tygodniowo. Najwięcej, bo aż 47, poświęcają na naukę przyszli lekarze i pedagogowie, a niewiele mniej - studenci pedagogiki (42) oraz architektury i urbanistyki (40).

Największymi leniami są natomiast studenci dziennikarstwa i komunikacji społecznej, którzy studiowaniem zajmują się 25 godzin tygodniowo. Nieco wyżej są przyszli lingwiści i filolodzy klasyczni, literaturoznawcy i studenci języków nieeuropejskich (27). Młodzi adepci prawa plasują się zatem mniej więcej w środku stawki.

Ci ostatni nie są też grupą studencką najbardziej zadowoloną z jakości otrzymywanej edukacji w stosunku do pieniędzy, jakie za nią płacą. Tylko 36 proc. przyeszłych prawników jest tym usatysfakcjonowanych. Najlepiej oceniają jakość i koszty swoich studiów przyszli lekarze i stomatolodzy (58 proc.) oraz fizycy (46 proc.). Najgorszą opinię o swoich studiach mają z kolei studenci nowych technologii, socjologii, komunikacji społecznej i archiwistyki (30 proc.).