Wiele osób uważa, że jazda bez biletu komunikacją miejską to niewielkie przewinienie. Kontrolerzy nie jeżdżą przecież wszystkimi autobusami czy tramwajami, więc szansa na mandat jest znikoma. A nawet jeśli go dostaniemy, to przecież nikt nie będzie nas ścigał. To bardzo złe myślenie.
Jadę bez biletu. Jaki mandat?
Zależy od miasta. Przykładowo w Warszawie to nawet 266 zł, w Gdańsku 300 zł, natomiast w Łodzi aż 509 zł. Dla jednych to dużo, dla innych na tyle niewiele, że stwierdzają, iż "opłaca im się" raz na jakiś czas zapłacić mandat, bo koszty i tak będą mniejsze niż regularne kupowanie biletu miesięcznego. To jednak zgubne myślenie, bo może prowadzić do poważnych problemów z prawem.
Co grozi za jazdę „na gapę”?
W pierwszej kolejności za niezapłacenie kary w terminie będą naliczane odsetki. Sprawa może też być skierowana na drogę windykacyjną, a koszty z tym związane będzie musiała pokryć osoba ukarana mandatem. To jednak nie wszystko.
Zgodnie z art. 121 § 1. Kodeksu wykroczeń każdy, „kto, pomimo nieuiszczenia dwukrotnie nałożonej na niego kary pieniężnej określonej w taryfie, po raz trzeci w ciągu roku bez zamiaru uiszczenia należności wyłudza przejazd koleją lub innym środkiem lokomocji, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny".
Oznacza to, że jeśli trzykrotnie w ciągu roku dostaniemy mandat i go nie zapłacimy, sprawą zainteresuje się policja. Będzie nas szukać pod adresem zameldowania lub u członków naszej rodziny, próbując ustalić aktualne miejsce naszego pobytu.