Nowa polityka cookies kalifornijskiego giganta niepokoi i ekspertów, i zwykłych internautów. Chodzi o to, że firma zaczyna śledzić ruch w internecie już nie tylko swoich użytkowników, lecz także niemal wszystkich bywalców sieci.
Wiedza o gatunku
W ostatnich dniach na wielu forach pojawiło się pytanie, co zrobić, by po każdym logowaniu na konto w Facebooku nie wyświetlała się belka informująca o nowej polityce prywatności. Dobra informacja jest taka, że komunikat nie powinien już być prezentowany na stronie głównej. Zła, że nowe regulacje są zdaniem wielu znacznie gorsze dla zwykłego internauty niż poprzednie.
Rzecz w tym, że dotychczas portal śledził ruch w sieci własnych użytkowników. Zaczyna zaś zbierać informacje o wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób skorzystali z usługi Facebooka, choćby o tym nie wiedzieli. Oznacza to, że nawet jeśli dana osoba nie ma konta, a czyta blog, na którym można komentować wpisy za pośrednictwem Facebooka, czy też bloger zbiera z poziomu swojej strony facebookowe polubienia – dane trafią do amerykańskiego potentata.
Po co portal zmienił zasady? To proste. Dotychczas wyświetlał reklamy tylko swoim użytkownikom. Tymczasem teraz może już dotrzeć z promocją danych produktów do niemal wszystkich internautów.
– Mam poważne wątpliwości, na ile zbieranie danych osób, które nie są użytkownikami Facebooka – bez ich wiedzy i zgody, jak również bez podstawy wynikającej z umowy czy przepisów prawa – rzeczywiście jest legalne – mówi Katarzyna Szymielewicz, prezeska Fundacji Panoptykon.
W praktyce bowiem przeciętny użytkownik sieci, który nie ma konta na Facebooku, może o nowych zasadach nigdy się nie dowiedzieć. Monit, o którym wspomnieliśmy wyżej, wyświetla się przecież dopiero po zalogowaniu się na własne facebookowe konto.
Tyle że Facebook, podobnie zresztą jak Google, deklarują, że zbierają dane w interesie publicznym. Po pierwsze, skoro i tak wyświetlają reklamy, chcą, aby były one ciekawe dla ludzi. Po drugie zaś niekiedy dzięki sieciowym potentatom służby są w stanie walczyć z przestępczością. Mówiąc wprost: dzięki zbieraniu danych portale są w stanie pomóc organom ścigania dotrzeć do danych osób lub dowodów.
Skąd więc przeświadczenie, że gromadzenie podstawowych danych o wszystkich osobach odwiedzających strony z wtyczką Facebooka to poważne zagrożenie dla prywatności?
– Kiedy firma o takim zasięgu i możliwościach analitycznych zaczyna gromadzić nowe kategorie danych o użytkownikach internetu, jest więcej niż pewne, że nie zmarnuje tkwiącego w nich potencjału – odpowiada Katarzyna Szymielewicz.
I dodaje, że obserwujemy powstawanie bazy danych, która odpowiednio zaprojektowana może posłużyć do przewidywania ludzkich zachowań, reakcji i emocji.
- Facebook ma nie tylko te informacje, które sami zostawiamy w sieci, na jego portalu czy innych stronach. Ma również nasze metadane i dane milionów innych ludzi, które może łączyć i analizować w oparciu o korelacje statystyczne. Tak powstaje bezprecedensowa wiedza o gatunku, jakim jest współczesny użytkownik technologii – argumentuje prezeska Panoptykonu.
Unijne ograniczenia
Portal społecznościowy deklaruje jednak, że jedynie dostosowuje się do obowiązującego prawa, w żadnym zaś przypadku go nie łamie. Można oczywiście mieć pretensje, że duża firma zbiera więcej danych niż mała, lecz pod względem prawnym nie ma w tym niczego złego.
– Sprawa jest nieoczywista. Rzeczywistość prawna zmienia się bardzo szybko, a ostatnia zmiana ma służyć lepszej ochronie prywatności użytkowników – zaznacza dr Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.
Chodzi o unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych, które weszło w życie 24 maja. Zacznie obowiązywać we wszystkich krajach UE za 2 lata, 25 maja 2018 r.
Odnosi się ono wprost do profilowania (czyli określania preferencji użytkowników na podstawie ich zachowań w internecie). Przyznaje także ogrom nowych możliwości krajowym organom ochrony danych osobowych.
– Pytanie więc brzmi, w jaki sposób na działalność Facebooka zareaguje polski GIODO albo na przykład jego zagraniczny odpowiednik. Biorąc pod uwagę cel przyjęcia rozporządzenia, można przypuszczać, że organy państwa wnikliwie pochylą się nad działaniami koncernów, które często łączymy z naruszaniem prywatności – ma nadzieję dr Paweł Litwiński.
Jeśli zaś efektem tej działalności byłoby dojście do wniosku, że tak intensywne profilowanie jest niedozwolone, Facebook musiałby się liczyć z sankcjami idącymi w setki milionów euro.
1103 tyle nakazów o ujawnienie danych na temat Polaków wpłynęło do Facebooka w 2015 r.