Likwidacja dużych domów dziecka i doprowadzenie do tego, żeby maluchy przebywały w rodzinach zastępczych, a nie w placówkach, to dwa z kilku celów, które mają być osiągnięte dzięki wprowadzonej przed czterema laty ustawie o pieczy zastępczej. O tym, że proces ten idzie opornie, świadczy raport oceniający dotychczasowe funkcjonowanie przepisów, który przygotowała Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. Jest to pierwsze tak duże badanie przeprowadzone przez organizację pozarządową wśród przedstawicieli powiatów i rodzin zastępczych.
Raport oprócz dobrych praktyk, czyli pokazania tych samorządów, w których piecza się rozwija, pokazuje też problemy, zwłaszcza z jej instytucjonalnymi formami. Mimo że ustawa zakazuje kierowania do placówek dzieci poniżej 7. roku życia, a docelowo ma to dotyczyć małoletnich, którzy nie skończyli 10 lat (jedyny wyjątek zrobiono dla zasady nierozdzielania rodzeństwa), to obecnie przebywa w nich prawie 2 tys. maluchów. Co więcej, okazuje się, że już po wejściu ustawy w życie, kiedy samorządy wiedziały, jak będą musiały postępować w kolejnych latach, niektóre z nich zakładały zupełnie nowe placówki, skierowane właśnie do małych dzieci.
Oczywiście nie jest tak, że taka sytuacja jest wynikiem tylko i wyłącznie złej woli powiatów. Zresztą z samego raportu wynika, że wiele z nich boryka się z brakiem kandydatów na rodziców zastępczych, zwłaszcza takich, którzy zajmowaliby się tym zawodowo. Gdy więc nie ma takich osób, nie pozostaje nic innego jak pozostawienie dziecka w placówce. Nie bez znaczenia jest też to, w jaki sposób postępują sądy rodzinne. Zdarza się, że sędziowie, wydając postanowienie o umieszczeniu dziecka w instytucjonalnej pieczy, nie biorą pod uwagę przepisów i nie uwzględniają tego, ile lat ma małoletni. Powiat zaś musi potem zrealizować takie postanowienie.
Koalicja bije na alarm, że trzeba podjąć działania, które przeciwdziałałyby dalszemu pobytowi małych dzieci w placówkach. Proponuje przy tym rozwiązania sprowadzające się albo do zamykania tych jednostek, w których przebywają maluchy, albo polegające na wnikliwej analizie każdego przypadku, gdy małoletni poniżej 7. roku życia trafia do domu dziecka.
O ile to pierwsze rozwiązanie wydaje się zbyt radykalne, bo nie wiadomo, gdzie miałyby być umieszczone maluchy w sytuacji, gdy nie ma rodzin zastępczych, o tyle poddanie większemu monitoringowi kierowania ich do placówek jest jak najbardziej zasadne. Wtedy byłoby wiadomo, kiedy jest to wynikiem tego, że maluch jest tam umieszczany ze swoim rodzeństwem, a kiedy wynika to z nieprawidłowego postępowania samorządów i sądów.