Nie jest tajemnicą, że pomagałam wielu osobom skrzywdzonym przez Kościół katolicki w Polsce. To w żadnej mierze nie oznacza, że jestem stronnicza. Pamiętam natomiast doskonale, jak często czułam się bezradna – mówi mec. Karolina Bućko, nowa przewodnicząca państwowej komisji ds. pedofilii

Najpierw Błażej Kmieciak zrezygnował z funkcji przewodniczącego komisji, potem wycofali się z niej mec. Andrzej Nowarski (wskazany na to stanowisko przez Sejm) i Elżbieta Malicka (wybrana przez premiera). Trudno będzie teraz pani rozkręcić prace komisji?

Ufam, że nie. Zaraz po moim ślubowaniu spotkałam się z dyrektorami wszystkich departamentów komisji. To było spotkanie robocze. I widzę dużą wolę współpracy. Na pierwszy ogień idzie uruchomienie w sieci kampanii społecznej przypominającej, do czego komisja została powołana. I że wśród jej zadań jest też opracowywanie standardów ochrony dzieci i młodzieży przed przestępczością na tle seksualnym.

Uruchomiłam też swoje kontakty z osobami pokrzywdzonymi, które reprezentowałam w sądzie lub z którymi miałam do czynienia. Ci ludzie tworzą aktywne grupy w mediach społecznościowych. Chcę wyjść z jak najszerszym komunikatem, że nasza siedziba przy ul. Twardej w Warszawie jest otwarta. Będę przekonywać tych, którzy zostali skrzywdzeni: to bezpieczne miejsce, w którym zostaniecie wysłuchani.

I w ten sposób przerwie pani pat, jaki był w ostatnich miesiącach w komisji. To był czas stracony?

Protestuję przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Zresztą, teraz mamy nowe otwarcie. W ubiegłym tygodniu poprosiłam o dostęp do wszystkich spraw prowadzonych na bieżąco przez komisję. Jest ich ponad 500. Z czego w ponad 300 przypadkach złożono do organów ścigania zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa wykorzystania seksualnego dziecka. Siedemnaście wniosków o wniesienie kasacji poszło do prokuratora generalnego, kolejne dwa dotyczą skargi nadzwyczajnej do Sądu Najwyższego, 10 wniosków o kasację i jeden dotyczący skargi zostały uwzględnione. Komisja w tych sprawach zbierała dokumenty, trwała żmudna praca administracyjna. Ja ze swojej strony poprosiłam również o te akta, w których postępowanie zostało umorzone przez prokuraturę lub była odmowa wszczęcia.

Brak przewodniczącego oznaczał jednak, że komisja nie mogła prowadzić działań, które skutkowałyby wpisaniem do rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym. Czy to teraz będzie pani priorytetem?

Mam ich kilka i to jeden z nich. Chcę, by postępowania wyjaśniające jak najszybciej ruszyły. Jako prawniczce, praktykowi zależy mi na zgromadzeniu do nich pełnej dokumentacji, ale też na przygotowaniu technicznym. Mam na myśli np. mosty wizualne na wypadek, gdyby osoba pokrzywdzona nie chciała brać udziału w posiedzeniu w obecności sprawcy. Dyrektor departamentu ds. postępowań zapewnia mnie, że te kwestie są gotowe.

Do komisji trafiło ponad 200 spraw, które zostały uznane za przedawnione. Która pójdzie na pierwszy ogień?

Liczę na to, że gdy komisja ruszy pełną parą, ich liczba wzrośnie. Bo będzie to impuls dla społeczeństwa, by się do nas zgłaszano. Mnie szczególnie zależy na tym, by sprawdzić, ile spraw trafiło do nas z Prokuratury Krajowej właśnie ze względu na przedawnienie karalności. Mam podejrzenia, że nie wszystkie. Nie może być tak, że coś nie zostało przekazane. To również może spowodować zwiększenie liczby tych spraw w komisji.

Kiedy można się spodziewać pierwszych efektów?

Postanowiłam, że przyjmę zasadę informowania na bieżąco o pracach komisji. Chcę ustalić kalendarz dni wokandowych, które pozwolą mieć stały i jawny wgląd w prace. Na pewno poinformuję niebawem o tym, kiedy ruszy pierwsze postępowanie. Wcześniej oczywiście zawiadamiając strony.

Na pewno ma pani świadomość, że pierwsza sprawa będzie się cieszyła olbrzymim zainteresowaniem i wpłynie na odbiór komisji.

Owszem. Dlatego przy każdej okazji będę apelować do mediów, że w każdej sprawie jest osoba głęboko skrzywdzona, która ma prawo do prywatności. Trzeba będzie uszanować jej emocje. Zapewniam, że komisja zagwarantuje jej pełną anonimowość, choć nie będziemy ukrywać ogólnego charakteru sprawy. Niczyja presja nie będzie też miała wpływu na ustawianie kolejności spraw do podjęcia.

Krytycy komisji (albo raczej pani na stanowisku jej szefowej) mówią, że powstała do walki Lewicy z Kościołem.

Wiadomo, kiedy i w jakich okolicznościach powstawała ustawa powołująca komisję. Przypomnę: było to po emisji głośnych filmów i materiałów dziennikarskich ujawniających skalę nadużyć w Kościele. Wiemy także, jaka większość sejmowa ją pisała.

Z lektury ustawy nie wynika, by zainteresowanie budziła jedna konkretna grupa zawodowa. Jeśli więc ktoś wysuwa mocno emocjonalny zarzut, jak chociażby poseł Braun w dyskusji nad moją kandydaturą, powinien podeprzeć go argumentami racjonalnymi, merytorycznymi. Inaczej jest on kontrproduktywny. Co więcej, nic z dotychczasowej aktywności komisji nie powiela tych zarzutów. Z mojej strony mogę zapewnić, że komisja będzie zajmowała się wszystkimi sprawami. Zarówno gdy chodzi o przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletnich poniżej 15. roku życia, jak i łamanie art. 240 kodeksu karnego.

Który mówi o odpowiedzialności karnej tych, którzy wiedzieli, że do takich przestępstw dochodziło, ale nie powiadomili organów ścigania?

Tak. I być może stąd obawy niektórych osób co do dalszego sposobu działania komisji. W ostatnich dniach z mównicy sejmowej padały gorzkie stwierdzenia, że niezrozumiała jest ogólna ignorancja wobec uchwały Sądu Najwyższego z 1 lipca 2022 r.

Przypomnę: SN interpretował przepis kodeksu karnego, wyznaczający karę do trzech lat więzienia za niepowiadomienie organów ścigania o najcięższych przestępstwach. W lipcu 2017 r. do ich katalogu dopisano niektóre przestępstwa seksualne, w tym pedofilskie. SN orzekł, że karze podlegają osoby, które nie zawiadomiły organów ścigania niezwłocznie po wejściu w życie nowelizacji, nawet jeśli o przestępstwie seksualnym dowiedziały się wcześniej. Za milczenie grozi do trzech lat więzienia.

Nie jest tajemnicą, że pomagałam wielu osobom skrzywdzonym przez Kościół katolicki w Polsce. To w żadnej mierze nie oznacza, że jestem stronnicza. Pamiętam natomiast doskonale, jak często czułam się bezradna. Z perspektywy ofiary wyzwaniem jest powiedzenie głośno o tym, co ją spotkało, i szukanie sprawiedliwości. Olbrzymim ciosem były sytuacje, kiedy ich sprawy nie były podejmowane lub umarzano je z powodu braku dowodów, świadków. A nieraz było tak, że rodziny ofiar w pierwszej kolejności szły do kurii, rozmawiały z biskupem, informowały przełożonych księdza o jego karygodnym postępowaniu. I co? I nic. Takich spraw znam wiele. Ktoś szukał pomocy w Kościele i jej nie dostał. I wówczas na rzeczy jest właśnie art. 240 k.k. Niezależnie od tego będę chciała, by osoba skrzywdzona mogła liczyć na wsparcie terapeutyczne. W tym celu będę rozmawiać z Ministerstwem Sprawiedliwości, by zmienić rozporządzenie dotyczące Funduszu Sprawiedliwości. Środki z niego mogłyby pójść na ten cel.

Komisji wypominano, że funkcjonuje niczym bizancjum. Pani się z tym zgadza?

Za wcześnie, bym mogła to ocenić. Choć domyślam się, że jej istnienie jest kosztowne. Jeśli komisja ma uprawnienia ustawowe, by w postępowaniu karnym pełnić funkcję oskarżyciela posiłkowego, to musi docierać w każde miejsce, gdzie się ono toczy, wcześniej zbierając materiały. To koszty operacyjne. Są i osobowe, skoro trzon każdego z trzech departamentów stanowią prawnicy.

Poprzedni przewodniczący mówił, że do końca listopada powstanie raport merytoryczny podsumowujący zjawisko wykorzystania seksualnego, m.in. na podstawie analizy spraw cywilnych. Drugi dokument, statystyczny, będzie do końca marca. Tego pierwszego jeszcze nie ma?

Nie ma. I to było przedmiotem mojego zainteresowania podczas ostatniej wizyty w komisji. Wiem, że raport jest finalizowany, ale tylko tyle, bo nie jestem jego autorką.

Ustawa powołująca komisję była nowelizowana. Zmiany weszły w życie pod koniec lutego. Dają jej m.in. kompetencje quasi-sądowe. Wcześniej – argumentowano – komisja była bezzębnym tworem.

Jeśli chodzi o postępowania wyjaśniające, obecne kompetencje są wystarczające. Rozszerzono procedury i tryb działania. Dodano możliwość, by osoba skrzywdzona mogła się odwołać do sądu od decyzji komisji. Ale moim zdaniem ustawa wymaga dalszych zmian. Chodzi m.in. o jej art. 3a.

Czyli przepis, który pojawił się we wspomnianej nowelizacji? A mówi o tym, że organy państwa, organizacje i podmioty na wniosek komisji, w zakresie niezbędnym do realizacji wykonywanych przez nią zadań, mają obowiązek przekazania niezwłocznie, nie później niż w terminie 30 dni od otrzymania wniosku, posiadanych informacji lub dokumentów. Co jest w nim złego?

To, że bywało i nadal jest bardzo różnie, gdy chodzi o egzekwowanie od tych podmiotów dokumentów. Komisja nadal może prosić, słać ponaglenia i nic to nie daje. A to, w perspektywie zadań, które ją czekają, stanowi wyraźną przeszkodę. W tym przepisie nie ma bowiem żadnych sankcji. Należy więc zastanowić się nad zmianą, która otwierałaby komisji możliwość zwrócenia się do sądu o zmobilizowanie jednostki. Tak jak jest to w przypadku zapraszania świadków, biegłych. Jak ktoś się nie stawia, w katalogu jest kara grzywny, a finalnie – taka osoba jest doprowadzana na posiedzenie.

Komisja dostała przepisy umożliwiające jej również wnioskowanie o informacje objęte tajemnicą zawodową. Wzbudziło to kontrowersje. Słusznie?

Nie. To zbieżne z zapisami kodeksu postępowania karnego. I jest rozwiązaniem na okoliczność, gdy bez dokumentacji medycznej, psychologicznej trudno byłoby ustalić prawdę materialną. Pamiętajmy, że osoba skrzywdzona rzadko ma świadków.

Przewiduje pani jeszcze inne zmiany w ustawie?

Kilka. Ale moje szczególne obiekcje budzi zapis, który pozwala komisji, pomimo ustalenia winy sprawcy, nie wpisać go do tzw. rejestru pedofilów. Mimo że zebrany materiał dowodowy bezspornie wskazuje na jego sprawstwo. Argumentowano, że jest to zapis na okoliczność, gdyby doszło do pojednania ofiary ze sprawcą lub gdy publikacja nazwiska tego ostatniego rodziłaby skutki niewspółmierne do stopnia winy. To jest sytuacja podobna do tej, kiedy kobieta doświadczająca przemocy domowej próbuje wycofać zeznania, bo jej mąż obiecał poprawę. W ten sposób wiele osób unika odpowiedzialności. A w przypadku komisji – grozi pojawieniem się subiektywności w ocenie. ©℗

Rozmawiała Paulina Nowosielska