Cała sfera informacji dotyczących zamierzeń i motywów władzy pozostaje niedostępna dla mediów. Czy dziennikarze mogą pytać urzędników o ich zamierzenia, oceny, plany, pomysły, czy koncepcje? Pytać mogą. Ale okazuje się, że udzielenie odpowiedzi zależy wyłącznie od dobrej woli pytanego.
Przepisy działają w tym wypadku na niekorzyść mediów. Nie gwarantują im skutecznych narzędzi egzekwowania podstawowych informacji. Ich restrykcyjne stosowanie może utrudnić czy wręcz uniemożliwić realizację misji rzetelnego informowania i kontrolowania władzy.
O tym, jak to może wyglądać w praktyce, przekonał się Tomasz Żółciak, dziennikarz DGP. Zapytał Kancelarię Prezydenta, czy głowa państwa dopuści Związek Miast Polskich do zasiadania w Radzie Dialogu Społecznego. W odpowiedzi dowiedział się, że pytanie pozostaje poza zakresem ustawy o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782 ze zm. – dalej: u.d.i.p.). Kancelaria pouczyła go, że zgodnie z art. 3a prawa prasowego (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 ze zm.) do pytań prasy stosuje się przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznej. A ta, zgodnie z definicją, obejmuje tylko informacje odnoszące się do istniejącego stanu rzeczy oraz czynności już dokonanych przez organ; dotyczy więc tylko sfery faktów, a nie niezmaterializowanych zamierzeń, idei, koncepcji czy pomysłów.
Żadnych przywilejów
Dziennikarze nie są więc w kontaktach z władzą uprzywilejowani w porównaniu z przeciętnym Kowalskim. Na odpowiedź mogą czekać nawet 14 dni.
– Odesłanie w art. 3a prawa prasowego do u.d.i.p. niesie ze sobą takie właśnie konsekwencje. Całe postępowanie dowiadywania się o działalność władz publicznych (art. 61 konstytucji) opiera się wyłącznie na przepisach u.d.i.p., a więc nie tylko tyczy się to terminów, ale również zakresu informacji publicznej – tłumaczy Krzysztof Izdebski z fundacji Fundament Społeczeństwa Informacyjnego.
To oznacza, jak mówi, że im węższe rozumienie informacji publicznej, tym mniej danych jest dostępnych także dla dziennikarzy.
– Orzecznictwo nie rozróżnia, czy ktoś jest dziennikarzem, czy nie – podkreśla Krzysztof Izdebski.
Co to oznacza w praktyce? Zgodnie np. z wyrokiem WSA w Kielcach (II SAB/Ke 66/15) motywy określonej decyzji organizacyjnej czy personalnej nie stanowią informacji publicznej. „Oczekiwanie od Wójta Gminy B. podania faktycznych powodów zatrudnienia swojego zastępcy jest bezzasadne. W takiej sytuacji nie można przyjąć, by informacja publiczna istniała, i zwracać się o jej udostępnienie” – stwierdził WSA.
Czy media mogą pytać o takie motywy – czy zamierzenia – na podstawie prawa prasowego?
– Artykuł 11 prawa prasowego wśród uprawnień dziennikarza wymienia tylko uprawnienie do uzyskiwania informacji w zakresie, o którym mowa w art. 4, a więc ograniczając je wyłącznie do przedsiębiorców i podmiotów niezaliczonych do sektora finansów publicznych oraz niedziałających w celu osiągnięcia zysku – odpowiada Izdebski.
A to oznacza, że tylko te podmioty mają – zgodnie z prawem prasowym – obowiązek udzielenia mediom informacji o swojej działalności, o ile na podstawie odrębnych przepisów informacja nie jest objęta tajemnicą lub nie narusza prawa do prywatności.
– Oczywiście, zawsze można liczyć na siłę prasy, ale wystarczy, że podmioty zobowiązane będą przestrzegały formalnie przepisów prawa, a dostęp do informacji dla dziennikarzy będzie niezwykle utrudniony – dodaje Izdebski.
Święte krowy
Na tym nie koniec złych wiadomości. Jest cała grupa podmiotów, które w ogóle nie muszą odpowiadać dziennikarzowi; nie dotyczy ich bowiem ani prawo prasowe, ani ustawa o dostępie do informacji publicznej. O kogo chodzi?
– To np. posłowie, senatorowie, radni – wskazuje Izdebski.
Zgodnie z orzecznictwem sądów administracyjnych nie stosuje się do nich u.d.i.p., bo np. poseł na Sejm nie jest – według sądów – podmiotem sprawującym władzę publiczną i nie wykonuje zadań publicznych. Także prawo prasowe wprost nie zobowiązuje tej grupy podmiotów do udzielania informacji mediom.
– Byliby zobowiązani jedynie wtedy, gdyby uznać, że to „podmioty niezaliczone do sektora finansów publicznych oraz niedziałające w celu osiągnięcia zysku”. Ale to bardzo karkołomna wykładnia, w zasadzie niemożliwa do utrzymania z uwagi na precyzyjne przepisy ustawy o finansach publicznych – uważa Izdebski.