Mam nadzieję, że za pięć lat polscy prawnicy nie będą znajdowali wielu analogii między sytuacją sądownictwa w Polsce i na Węgrzech – mówi András Cech, pełnomocnik dochodzącego swych praw przed ETPC sędziego Andrása Baki.
Emilia Świętochowska: Czy węgierska prasa pisze coś na temat burzliwego sporu wokół sędziów Trybunału Konstytucyjnego, który rozgrywa się właśnie w Polsce?
András Cech: Tak, na bieżąco śledzę te wydarzenia.
EŚ: Wielu polskich komentatorów porównuje obecny kryzys konstytucyjny i działania PiS do sytuacji na Węgrzech sprzed kilku lat, kiedy to parlamentarna większość rozprawiła się z Trybunałem Konstytucyjnym.
AC: Wcale się nie dziwię. To rzeczywiście dość podobne przypadki naruszenia niezależności sądu konstytucyjnego. Na Węgrzech partia rządząca uważała, że posiada mandat do przeprowadzenia gruntownych zmian, i na każdym kroku podkreślała, że wszystko, co robi, jest zgodne z obowiązującym prawem. Jeśli uchwalano nowe przepisy uderzające w niezawisłość sędziowską, to nikogo przy tym nie pytała o zdanie, z samymi sędziami włącznie. Nie liczyła się zatem z prawdziwym znaczeniem zasady rządów prawa, wymagającej, aby władze publiczne przestrzegały nie tylko ustaw, ale także zasad prawnych, które nie są w nich wyraźnie zapisane. Takich jak choćby niezawisłość sędziów. Przypuszczam, że podobnie to wygląda w Polsce. Mam tylko nadzieję, że za pięć lat polscy prawnicy nie będą znajdowali wielu analogii między sytuacją sądownictwa w Polsce i na Węgrzech.
EŚ: W 2011 r. rząd Viktora Orbána przystąpił do radykalnej przebudowy sądownictwa konstytucyjnego i powszechnego. W jaki sposób uzasadniano potrzebę przeprowadzenia głębokich reform?
AC: Pierwsze sygnały, że niezależność sądów nie będzie dla Fideszu przeszkodą w realizacji planów politycznych, pojawiły już w 2010 r., zaraz po wygranych wyborach parlamentarnych. Uchwalono wówczas prawo, które pozwalało na rewizję prawomocnych wyroków w sprawach dotyczących protestów z 2006 r. przeciwko rządowi socjalistów. Kilku manifestantów zostało bowiem skazanych za użycie siły wobec funkcjonariuszy policji. Fidesz przeforsował więc przepisy, które pozwoliły na otwarcie tych spraw oraz wyłączenie kluczowych dowodów. Była to pierwsza tak poważna ingerencja w niezależność sądownictwa. Już kilka miesięcy później parlament przyjął nowelizację obniżającą wiek emerytalny sędziów i prokuratorów z 70 do 62 lat, i od razu przystąpił do prac nad nową konstytucją. Tłumaczył wtedy, że obowiązująca ustawa zasadnicza, uchwalona w 1949 r., to akt komunistyczny. Mimo że w 1989 r. została ona gruntownie znowelizowana. W nowej konstytucji zapisano też, że sędziowie przechodzą na emeryturę, gdy kończą 62 lata. Wprawdzie Fidesz nie mówił tego głośno, ale od osób z otoczenia rządu i sympatyzujących z nim mediów często było słychać, że w ten sposób będzie można się pozbyć sędziów orzekających w okresie komunizmu. Dla nikogo nie miało znaczenia to, że większość sędziów, których dotyczyła ta zmiana, otrzymała nominację po 1989 r. Natomiast inne reformy sądów powszechnych, a w szczególności ich administracji, uzasadniano potrzebą usprawnienia i przyspieszenia czasu rozpatrywania spraw. Tyle że znowu stały za tym motywy polityczne, przez co sędziowie znaleźli się pod jeszcze większą presją ze strony rządu.
EŚ: Jako adwokat sędziego Andrása Baki, byłego prezesa węgierskiego Sądu Najwyższego, którego usunięto z urzędu trzy i pół roku przed końcem kadencji, miał pan okazję wysłuchiwać argumentów władz na rozprawie przed trybunałem w Strasburgu. I jakie były ich tłumaczenia?
AC: Jak pokazuje wyrok izby, mało przekonujące. Przedstawiciel rządu dowodził, że sędzia Baka został przedterminowo pozbawiony swojej funkcji w ramach gruntownej restrukturyzacji SN i zmiany jego kompetencji. Była to całkowita nieprawda. Reformę rzeczywiście przeprowadzono, ale wpłynęła ona na losy mniej niż 1 proc. spraw. W niewielkim stopniu dotyczyła ona samych sędziów, o czym świadczy choćby to, że wszyscy pozostali na swoich stanowiskach, łącznie z przewodniczącymi izb. Wyjątkiem był właśnie prezes. Natomiast podczas rozprawy przed Wielką Izbą ETPC rząd nieco zmienił swoją argumentację, twierdząc, że Baka został prezesem z nominacji politycznej i nie nadawał się na przedstawiciela niezależnego sądownictwa. To również nieprawda, bo nawet Fidesz głosował w parlamencie za jego kandydaturą. Prawdziwą przyczyną złożenia prezesa SN z urzędu było publiczne krytykowanie reform wymiaru sprawiedliwości.
EŚ: A w przypadku Trybunału Konstytucyjnego jakie padały argumenty za potrzebą dokonania w nim rewolucji?
AC: W zasadzie żadne. Nie było jakiejkolwiek dyskusji na temat zmiany kompetencji i składu TK, bo w ogóle nie było debaty publicznej w związku z pracami nad nową konstytucją. Rząd nigdy tak na dobrą sprawę nie wyjaśnił, dlaczego potrzebne były takie, a nie inne reformy. Zresztą konstytucję uchwalono po zaledwie dziewięciu dniach debaty parlamentarnej. Nikogo nie pytano o zdanie.
EŚ: To może inaczej, z jakich powodów rząd uważał, że głęboka reforma trybunału jest tak pilna i konieczna?
AC: Pierwszy to powód natury ogólnej, który wynikał z tego, że Fidesz wygrał wybory, i to z ogromną przewagą głosów, pod hasłem rewolucji i całkowitej przebudowy państwa. Drugi był natomiast czysto praktyczny. Pod rządami starej konstytucji sędziowie Trybunału Konstytucyjnego byli wybierani przez parlament na drodze konsensusu. Ponieważ w przypadku wielu kandydatów okazywało się to nad wyraz trudne, bardzo często skład TK nie był w pełni obsadzony. Dlatego rząd zaproponował, aby sędziów wybierała parlamentarna większość. Nie ma już więc dziś wymogu, że wszystkie partie polityczne zasiadające w parlamencie muszą na niego wyrazić zgodę. Co więcej, nowa konstytucja rozszerzyła skład TK z 11 do 15 sędziów oraz wydłużyła ich kadencję z 9 do 12 lat. Jako prawnik nie mam jednak wątpliwości, że głównym motywem tych wszystkich zmian było wprowadzenie do TK sędziów lojalnych wobec władzy i pozostawienie ich tam odpowiednio długo. Czego najlepszym dowodem jest to, że obecnie w trybunale zasiadają dwaj byli parlamentarzyści z ramienia Fideszu.
EŚ: Mają do tego odpowiednie kompetencje?
AC: To akurat kolejny problem. Kryteria, jakie muszą spełniać kandydaci na sędziów TK, są na tyle niejasne, że pozostawiają duże pole do interpretacji. Jednym z wymogów jest np. 20-letnie doświadczenie w praktykowaniu prawa konstytucyjnego. I teraz pytanie, czy parlamentarzysta z wymaganym stażem staje się w tej dziedzinie ekspertem? Jeszcze większym problemem jest to, że obecni dwaj sędziowie TK z przeszłością parlamentarną biorą udział w badaniu konstytucyjności ustaw, nad którymi głosowali!
EŚ: Czyli spacyfikowano trybunał, żeby nie przeszkadzał we wdrażaniu kolejnych zmian?
AC: Nie ma wątpliwości. Przed wejściem w życie nowej konstytucji w 2012 r. TK wielokrotnie blokował reformy rządowe, uznając je za niezgodne z ustawą zasadniczą. W jednym z pierwszym wyroków wydanych po dojściu Fideszu do władzy, trybunał zakwestionował przecież regulacje wprowadzające słynny już 98-procentowy podatek od odpraw wysokich urzędników państwowych. Jeszcze tego samego dnia parlament uchwalił przepisy, które wyłączyły spod jurysdykcji TK ustawy okołobudżetowe i podatkowe, chyba że wątpliwości konstytucyjne odnosiłyby się do naruszenia praw podstawowych. Dzisiaj w zasadzie nie ma żadnego konfliktu między większością parlamentarną i TK, a jego sędziowie przyklepują zdecydowaną większość zaskarżonych ustaw. A jeśli już obalają jakieś przepisy, to zwykle nie są to kluczowe elementy z punktu widzenia programu politycznego Fideszu. Nie można więc powiedzieć, że jest u nas jak na Białorusi. Ale na pewno rząd ma teraz dużo większą swobodę działania.
EŚ: Kiedy Fidesz ujawnił już swoje plany wobec TK i sądów powszechnych, jak zareagowały środowiska sędziowskie?
AC: Niestety muszę powiedzieć, że nie było żadnego otwartego protestu. Oczywiście niektórzy prawnicy wyrażali swój sprzeciw na łamach prasy, ale raczej były to jednostkowe przypadki. Nawet sami sędziowie nie buntowali się przeciwko prawu obniżającemu wiek emerytalny ich grupy zawodowej. Wielu uważało bowiem, że takie rozwiązanie otwiera im nowe perspektywy zawodowe i szanse na lepsze stanowiska, na których wcześniej musieliby czekać o wiele dłużej. Natomiast większość sędziów po prostu nie zabierała głosu z obawy, że mogliby sobie zaszkodzić. Istnieje wiele formalnych i nieformalnych środków nacisku, które można zastosować, aby skutecznie zneutralizować sędziego nawet bez usuwania go z urzędu. Choćby przydzielić mu nieproporcjonalnie dużą liczbę spraw.
EŚ: A jak zachowali się przedstawiciele innych zawodów prawniczych?
AC: Też nie protestowali. Nie było tak jak choćby we Francji, gdzie kilka lat temu przeciwko atakom na niezawisłość sędziowską razem z sędziami na ulicach protestowali też prokuratorzy i adwokaci. Gdyby podobne manifestacje zorganizowali węgierscy prawnicy, może zwykli obywatele też zrozumieliby powagę kryzysu.
EŚ: Czy dla węgierskich adwokatów wykonywanie zawodu też stało się trudniejsze?
AC: Nie wydaje mi się, ja przynajmniej nie uważam, żeby władza w jakiś sposób ingerowała w moją działalność. To, że przepisy ciągle się zmieniają, a prawnicy nigdy nie są z nich zadowoleni, to przecież norma. Prawdę mówiąc, powinienem być wdzięczny rządowi , bo dzięki niemu mam więcej spraw. Z punktu widzenia mojej kariery ostatnie pięć lat było więc korzystnych. Ale pamiętając o tym, co się działo, niczego też nie można wykluczyć w przyszłości.
EŚ: Jak bardzo po tych wszystkich zmianach ucierpiał autorytet Trybunału Konstytucyjnego i jego wyroków?
AC: Wcześniej TK rzeczywiście cieszył się u nas dużym prestiżem. Ten obecny nie jest zbyt szanowany i nie jest pozytywnie oceniany, przynajmniej wśród prawników. Wielu sędziów trybunału nie ma odpowiedniego doświadczenia i kompetencji, co widać po poziomie merytorycznym niektórych decyzji. A spoglądając na statystyki oraz uzasadnienia wyroków, nie ma wątpliwości, że wydający je sędziowie po prostu legitymizują politykę rządu.
EŚ: Efekt tych wszystkich reform sądownictwa Orbána jest taki, że wielu sędziów ostatecznie zdecydowało się dochodzić swoich praw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
AC: Zgadza się. W jednym z postępowań przed ETPC występuję obecnie jako pełnomocnik 27 sędziów, którzy musieli odejść na wcześniejszą emeryturę (József Belegi i inni przeciwko Węgrom, skarga nr 45438/12). Węgierski TK orzekł w 2012 r., że skrócenie wieku emerytalnego tej grupy zawodowej było niekonstytucyjne i naruszało zasadę niezawisłości sędziowskiej. Kilka miesięcy później Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał z kolei, że węgierskie przepisy są niezgodne z prawem wspólnotowym. Po naciskach ze strony Komisji Europejskiej parlament w końcu uchwalił prawo, które miało zagwarantować, że wszyscy sędziowie zmuszeni do wcześniejszej emerytury będą mogli wrócić do obowiązków orzeczniczych bez konieczności wnoszenia powództwa, a także otrzymają finansową rekompensatę za okres, kiedy nie pracowali. Mogli też zdecydować, że chcą pozostać na emeryturze i przyjąć od państwa zadośćuczynienie w wysokości jednorocznego wynagrodzenia. Problem w tym, że kiedy ustawa wchodziła w życie, dawne stanowiska tych sędziów były już obsadzone nowymi. Co więcej, sędziowie, którzy przed przymusową emeryturą pełnili urząd prezesa sądu czy przewodniczącego wydziału, nie mieli możliwości odzyskania swoich funkcji. Mogli jedynie wrócić do orzekania. Moi klienci z tego zrezygnowali, ale uważali, że rekompensata zaproponowana im przez rząd jest nieadekwatna. W skardze wniesionej do ETPC dowodzą też, że doszło do ograniczenia ich prawa dostępu do sądu, gdyż nie mieli możliwości zaskarżenia przepisów dotyczących obniżenia wieku emerytalnego.
EŚ: W ubiegłym roku trybunał strasburski wydał wyrok w sprawie sędziego Baki, uznając, że rząd węgierski naruszył konwencję. Sprawę bada teraz jednak Wielka Izba ETPC. Czy władze uszanują wyrok, jeśli będzie dla nich niekorzystny?
AC: Muszą, bo taki obowiązek nakłada konwencja. Nie wyobrażam sobie, żeby stało się inaczej. Choć był już przypadek, że rząd Orbána odmówił wykonania wyroku ETPC. Chodziło o sprawę Jánosa Fratanolo (skarga nr 29459/10), którego sąd skazał za noszenie czerwonej gwiazdy, uznając to za przestępstwo. Trybunał strasburski stwierdził jednak, że taka decyzja stanowiła ingerencję w prawo do wolności wypowiedzi. Krótko potem węgierski parlament przyjął uchwałę o braku zgody na wykonanie wyroku ETPC. Dla państwa, które jest członkiem Rady Europy, problem stał się wtedy już nie tylko prawny, ale i polityczny. I w konsekwencji do wykonania wyroku jednak doszło.
EŚ: Niektórzy prawnicy sugerują, że sprawa trzech polskich sędziów wybranych do TK przez Sejm poprzedniej kadencji też znajdzie swój finał w Strasburgu. Mają rację?
AC: Nie znając polskiego system prawnego, bardzo trudno mi to ocenić. Jeśli na gruncie polskich przepisów nie mają żadnej ścieżki odwoławczej, to niewykluczone, że mogliby powołać się na naruszenie art. 8 konwencji, który gwarantuje prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, co rozumiane jest także jako ochrona życia zawodowego.
Rozmawiała Emilia Świętochowska