Nasza konstytucja nie jest jeszcze tak sędziwa jak ustawa zasadnicza Stanów Zjednoczonych, ale też nie jest już podlotkiem. Najwyższy więc czas usunąć jej niedoskonałości, by dostosować ją do wymogów nowych czasów, które nadeszły. Mądrzy ludzie robić to będą z rozwagą i umiarem. Żeby jej nie zaszkodzić. Żeby jej nie okaleczyć. Ale mamy też – a jakże! – wybitnych znawców konstytucji. Ci „mędrcy” wiedzą najlepiej, że nasza konstytucja jest do niczego. Że trzeba ją uśmiercić, wyrzucić- pisze Ewa Maria Radlińska, dziennikarka DGP.

O konstytucji, jak o miłości, można dyskutować nieskończenie. Podobnie też jak z miłością wielu o konstytucji słyszało, ale tylko nielicznym udało się ją poznać.
Mądrzy ludzie, a takich niestety – jak dowodzi historia społeczeństw – jest mniejszość, mówią o konstytucji jak o kochanej kobiecie: z szacunkiem. Nawet wtedy, gdy widzą jej ułomności. Nawet wtedy, gdy się zestarzała. Nasza konstytucja nie jest jeszcze tak sędziwa jak ustawa zasadnicza Stanów Zjednoczonych, ale też nie jest już podlotkiem. Najwyższy więc czas usunąć jej niedoskonałości, by dostosować ją do wymogów nowych czasów, które nadeszły.
Mądrzy ludzie robić to będą z rozwagą i umiarem. Żeby jej nie zaszkodzić. Żeby jej nie okaleczyć. Ale mamy też – a jakże! – wybitnych znawców konstytucji. Ci „mędrcy” wiedzą najlepiej, że nasza konstytucja jest do niczego. Że trzeba ją uśmiercić, wyrzucić. „Będę walczyć do upadłego, do ostatniej kropli krwi o zmianę konstytucji na proobywatelską” – grzmiał niedawno znakomity ekspert od ustawy zasadniczej; „Polska potrzebuje nowej konstytucji”, „stworzony w 1989 r. system jest antyrozwojowy, został jednak utrwalony przez obecnie obowiązującą konstytucję” – tłumaczył inny specjalista od ratowania narodu. Ale jak lekarze, których obowiązuje tajemnica zawodowa, nie mówią jednak, co według nich dokładnie dolega konstytucji i który to przepis trzeba na gwałt zmienić, tak aby Rzeczpospolita rozkwitła i mlekiem oraz miodem spłynęła.
Można się zatem tylko domyślać, że na drodze do szczęścia narodu leżą przepisy: o równości obywateli wobec prawa, o wolności słowa i wyznania, o wolności zgromadzeń, o własności prywatnej, o trójpodziale władzy, o niezawisłości i niezależności władzy sądowniczej, o powszechnym prawie wyborczym, o wolności gospodarczej, o pluralizmie politycznym, o finansach publicznych.
No i o Trybunale Konstytucyjnym. Po tym ostatnim, obawiam się, że wkrótce pozostanie jedynie wspomnienie. Po co bowiem TK jako strażnik czegoś, czego nie będzie. Tak więc konstytucję razem z trybunałem do wora. A wór do jeziora. I jeszcze ten złowrogi art. 8 konstytucji określający prymat ustawy zasadniczej. W końcu jak może być wyższe prawo niż to, które nasza nowa władza ustali?! Artykuł 8 zatem także do wyrzucenia! I cały rozdział o źródłach prawa, a także przepisy o procedurze legislacyjnej. One są archaiczne. Ścieżka dla państwa trwającego w systemie demokracji parlamentarnej. Ale i to już passé! Bo i system trzeba zmienić – jak zapowiada pomocny sufler. Też jak lekarz nie informuje, na jaki. Na szczęście dla obywateli jest do wyboru kilka przyjaznych ludziom systemów. Możemy sięgnąć po autorytaryzm. A jakby życie w Polsce wciąż nie było wystarczająco radosne, to totalitaryzm.
Żeby było śmieszniej, ci sami „mędrcy”, którzy zamierzają obecną naszą konstytucję odesłać do lamusa historii, dopiero co przysięgali jej wierność. Krzywoprzysięzcy?