Jeśli jest fałsz w danym rozstrzygnięciu, to się to czuje. I to jest w tej chwili to, co niestety zagraża prestiżowi TK - mówi prof. Ewa Łętowska.
Piotr Szymaniak: Twierdzi pani, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie obrazy uczuć religijnych został nie do końca dobrze zrozumiany. Dlaczego?
Ewa Łętowska: Dominuje przekaz, jakoby TK uznał za konstytucyjną penalizację obrazy uczuć religijnych w ogólności. A on tylko stwierdził, że konstytucyjna jest penalizacja przy sankcji grzywny. Jeżeli penalizacja w zakresie grzywny jest dozwolona – zresztą podzielam ten pogląd – to nadal nic jeszcze nie powiedziano o konstytucyjności pozostałych rodzajów kar: ograniczeniu wolności i pozbawieniu wolności do lat dwóch, jakie przewiduje art. 196 k.k. Tymczasem ludzie rozumują albo a contrario (uznając, że wobec tego pozostałe sankcje z tego przepisu są niekonstytucyjne) lub przez podobieństwo: czyli skoro kara grzywny jest tu konstytucyjna, to te pozostałe kary także. Oba wnioski są zaś fałszywe, a winne temu jest upodobanie trybunału do wyroków pytyjskich. Mogliby to wszystko jaśniej wykładać. Podobne przekłamania towarzyszą zresztą drugiej rozpatrywanej w ubiegłym tygodniu sprawie.
PSZ: Chodzi o klauzulę sumienia?
EŁ: Tak. Wyrok TK w tej sprawie tak naprawdę niewiele zmienia w sferze czysto normatywnej. Zmienia wiele w sferze symbolicznej i zwłaszcza w rozkładzie ryzyka manipulacji klauzulą. To jednak wymagałoby znacznie szerszej, oddzielnej wypowiedzi krytycznej. Natomiast fałszywy jest przekaz, jakoby dr Chazan miał rację (taki poszedł za sprawą mediów w świat). Bo chociaż TK uznał za niekonstytucyjne ograniczenie klauzuli obowiązkiem wskazywania przez lekarza placówki, gdzie można dokonać zabiegu, przed którym lekarza powstrzymuje klauzula, to przecież nie dotyczy administracji zakładu, gdzie ten lekarz pracuje. Jeśli lekarz może odmówić wykonania zabiegu, to nie znaczy, że dyrektor danej placówki nie ma obowiązku zorganizowania pracy, tak by ktoś, kto ma pełne prawo do uzyskania danego świadczenia, mógł je uzyskać. Albo dyrekcja musi wskazać inny zakład.
PSZ: Czy te przekłamania to tylko wina mediów?
EŁ: Dawniej w trybunale były konferencje prasowe, na których dziennikarze mieli możliwość zadawania pytań i wiele się wyjaśniało. W tej chwili tego nie ma. Oczywiście zwykły Kowalski nie jest chętny do czytania prawniczych mądrości typu, że coś akurat w tym zakresie jest zgodne z ustawą zasadniczą, a w innym już nie. Ale to wszystko jest rozpaczliwe, ponieważ TK sam kręci na siebie bat, zezwalając na robienie mu czarnego PR. Trybunał będzie miał diabelny kłopot na przyszłość z osłabieniem własnej legitymizacji. Sędziowie TK nie myślą argumentacyjnie o tym, co robią. Przykładowo w wyroku dotyczącym lekarzy powiedzieli mniej więcej coś takiego – skoro ta klauzula sumienia w obecnej wersji i tak działała słabo, to w związku z tym mała szkoda, krótki żal, jak się ją utrąci w tym zakresie, w którym ona i tak nie jest wykonywana. Idąc tym tokiem rozumowania, to połowę naszego ustawodawstwa trzeba by tak utrącić. Ciekawam jak to zaowocuje w przyszłości. I czy w tym względzie TK będzie konsekwentny. No i bardzo jestem ciekawa, jakie będą skutki tezy o pierwotnej (wynikającej z konstytucji, a nie ustawy) tezy o genezie klauzuli sumienia. Tu dopiero jest konstrukcyjna i aksjologiczna pułapka zastawiona i na ludzi, i na trybunał.Poza tym TK rekonstruuje zakres zaskarżenia, ułatwiając sobie życie i orzekanie, a media tego nie widzą.
PSZ: W jaki sposób?
EŁ: Wróćmy do sprawy dotyczącej obrazy uczuć religijnych. W skardze było wyraźne wskazanie problemu efektu mrożącego, jaki może wywoływać wizja dwóch lat pozbawienia wolności. A TK się w ogóle do tego nie odniósł. To może znaczyć kilka rzeczy, np. że nie uważają tego za godne zainteresowania, ale przecież to jest nieprawda. Poza tym to wąziutkie ograniczenie orzekania do tej sankcji, którą in concreto w sprawie Dody orzeczono. W samym orzecznictwie TK nie ma jednolitości, czy przy skardze konstytucyjnej „prawna podstawa orzekania” to ten kawałek przepisu, który wyrokujący sąd wykorzystał w wyroku będącym genezą skargi konstytucyjnej, czy cały przepis będący podstawą orzekania. Teraz trzeba więc czekać, aż kogo skażą na karę pozbawienia wolności, aby dalej po plasterku badać konstytucyjność art. 196 k.k.
PSZ: Czy TK, ograniczając zakres, w jakim się wypowiedział, uciekł od konieczności stwierdzenia niekonstytucyjności?
EŁ: Tak, i to jest problem. Jeżeli w trybunale nie daje się ustalić wspólnej linii, bo są za duże tarcia ideowe czy intelektualne, to wspólny mianownik osiąga się na najniższym możliwym poziomie. Pytanie, czy ta skórka jest warta wyprawki. Mnie się ten wyrok w sprawie art. 196 k.k. nie podoba, ale nie uważam, żeby on był jurydycznie nie do przyjęcia. Natomiast jest on szkodliwy dla prestiżu samego sądownictwa konstytucyjnego. Jest krótkowzroczny. Społecznie nie odgrywa tej roli, którą powinna odgrywać kontrola konstytucyjności. Przez kunktatorstwo, niedopowiedzenia, brak jasno sformułowanego stanowiska w kwestii zasad stosowanych przez TK przy porządku dokonywanej analizy i kawałkowania skargi.
PSZ: Czyli po wyroku TK wątpliwość jak były tak są?
EŁ: Tak – przecież nawet w DGP po wyroku napisano, że penalizacja obrazy uczuć religijnych – jako taka – jest konstytucyjna. Poza tym jeśli TK nawet kontroluje część przepisu, to nie tłumaczy, dlaczego ogranicza się do tej akurat części i w jaki sposób wypreparowano ją ze skargi. Wtedy nie wiadomo, czy w stosunku do pozostałej części jego stosunek jest krytyczny czy aprobujący. Jest coś takiego, jak intuicja prawnicza i wierzę, że ludzie ją mają. Jeśli jest fałsz w danym rozstrzygnięciu, to się to czuje. I to jest w tej chwili to, co niestety zagraża prestiżowi TK. Nie przez to, że on źle orzeka, lecz za mało wyjaśnia.
PSZ: W przypadku art. 196 k.k. trybunał dał do zrozumienia, że gdyby rozpatrywał cały przepis, to być może by się on nie utrzymał.
EŁ: Gdyby przyjrzeć się orzecznictwu, to okazuje się, że trybunał nie zawsze postępował w ten sposób. Czasami mówił, tak: przepis jest całością. To, że akurat w tym przypadku sytuacyjnie należało orzekać na podstawie przepisu o grzywnie, to nie zmienia tego, że cała regulacja jest skonstruowana wadliwie, bo przedstawia alternatywę trzech sankcji. W związku z tym cały przepis trzeba inaczej skonstruować. Co więcej, TK wyjaśniał w uzasadnieniu, że choć skarga konstytucyjna wymaga oparcia na prawnej podstawie rozstrzygnięcia, to otwiera drogę do kontroli konstytucyjności całego przepisu, który jest zaskarżony in toto. I były takie rozstrzygnięcia, zwłaszcza we wcześniejszym okresie funkcjonowania Trybunału. Ta sytuacja wydaje się bliższa funkcji TK jako kontrolera konstytucyjności systemu prawa. Kłopot w tym, że raz rozpatrując skargę, orzeka wąsko, a raz szeroko. I orzecznictwo jest od Sasa do Lasa – jak akurat pasuje, jak się ułoży układ głosów. Takie orzecznictwo jest po pierwsze niespójne, po drugie jest nieprecyzyjne, a po trzecie za kilka lat trzeba będzie znowu rozpoznawać ten sam przepis.
PSZ: Np. wtedy gdy już kogoś już skażą na te dwa lata.
EŁ: Tego rodzaju stanowisko jest niezgodne z ideą kontroli konstytucyjności, z funkcją TK.
PSZ: Czy ten sam problem występuje, gdy TK ma rozpoznać przepis zakwestionowany w drodze pytania prawnego?
EŁ: Tak, np. gdy TK widzi, że sąd pytający robi błąd, ponieważ tego przepisu nie może w prowadzonej przez siebie sprawie zastosować. Mieliśmy kiedyś do rozpoznania sprawę, w której z uwagi na przepisy intertemporalne widać było, że sąd pytający idzie w niewłaściwym kierunku. Jeżeli TK jest związany przedmiotem zapytania, to ja optowałabym za tym, by w takim wypadku powiedzieć, że skoro sąd pyta o ten konkretny przepis, to należało go rozpoznać oraz wskazać, że w związku z przepisami intertemporalnymi w danej sprawie i tak tego przepisu nie można zastosować. To wtedy jest jasno powiedziane. Ekscesywne rozumienie skargowości i rozpatrywania w ramach podniesionych zarzutów (to co innego niż przedmiot zaskarżenia!), to doskonałe narzędzie dla – używam tego słowa bez wydźwięku pejoratywnego – manipulacji TK. Bo może być też tak, że podstawa rozstrzygnięcia w skardze jest prawidłowo wskazana, ale nieporadnie sformułowano zarzuty konstytucyjne. Co wtedy? Oddalić „z zarzutu” i powiedzieć, że wszystko jest konstytucyjne? Zjawiska te są na porządku dziennym. To żonglerka pojęciowo-zakresowa. A media nie mają dość krytycyzmu i wiedzy, by umieć to przedstawić w czytelny sposób. Dążenie do orzekania jak najwęziej, to ogólnosądowa choroba w Polsce. Czasem myślę, że pragmatycznym ideałem dla sądów jest poumarzać co się da, a nawet gdy z trudem się to da.