Po ukończeniu pełnoletniości dziecko będzie mogło się dowiedzieć, że było genetycznie adoptowane. Tak wynika z przepisów ustawy, które już za miesiąc wchodzą w życie.
Nie milkną echa zeszłotygodniowej publikacji DGP, w której ujawniliśmy, że od listopada urzędy stanu cywilnego będą gromadzić dane dowodzące, że dziecko zostało poczęte metodą in vitro. Sprawa może być jeszcze bardziej kontrowersyjna, gdyż informacje, o których mowa, mają się odnosić tylko do osób „genetycznie adoptowanych”.
Co to oznacza? Jeżeli para nie może mieć dziecka i musi zaadoptować zarodek (czy też komórki rozrodcze), ma obowiązek złożyć oświadczenie, że partner kobiety starającej się o dziecko już zawsze będzie jego ojcem. Przyznanie się do ojcostwa trzeba będzie składać, jeszcze zanim partnerka zajdzie w ciążę. A dane trafią do urzędu stanu cywilnego, a konkretnie – rejestru uznań. Po naszej publikacji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zapewniło, że informacje nie znajdą się w akcie urodzenia, lecz w „wewnętrznym rejestrze urzędów stanu cywilnego” oraz że przechowywane tam dane będą bezpieczne.
„Każde udostępnienie danych w systemie jest logowane i przypisane użytkownikowi, który zadał zapytanie za pomocą imiennego certyfikatu. W momencie pobrania danych odpowiedzialność za dane spoczywa na użytkowniku, który je pobrał” – napisało MSW. A gdy dziecko się urodzi, protokół będzie „dołączany do akt zbiorowych aktu urodzenia” i ma podlegać udostępnieniu na wniosek osoby, której dotyczy (po osiągnięciu przez nią pełnoletności) lub na żądanie sądu. Oznacza to, że dziecko po ukończeniu 18. roku życia będzie mogło się dowiedzieć, że jego rodzice w rzeczywistości nie są jego rodzicami w sensie biologiczno-genetycznym, lecz jedynie społecznym.
– To tak, jakby ktoś się nagle dowiedział, że był adoptowany – mówi nam Anna Krawczak ze Stowarzyszenia Nasz Bocian. W czym problem? Jak tłumaczy Krawczak, kwestie in vitro czy adopcji to sprawy, które zostały już społecznie oswojone. – Nie ma jednak pomocy w poradzeniu sobie z sytuacją, gdy dziecko z in vitro żyje z rodzicami, z których przynajmniej jedno nie jest z nim spokrewnione. – To ma konsekwencje dla jego tożsamości. Kiedy dochodzi do dawstwa anonimowego, przeszłość jawi się jak czarna dziura. Jeżeli nawet rodzice zdradzą ten sekret, to przy dawcy anonimowym nie ma legalnie żadnych możliwości dowiedzieć się czegoś więcej, oprócz tego, że mój ojciec to tylko numer – tłumaczy autorka książki „Nie przeproszę, że urodziłam” Karolina Domagalska.
Kiedy 21-letnia Sarah walczyła w Niemczech, by móc poznać nazwisko ojca, argumentowała, że czuje się, jakby nie była kompletna. – Wyobrażam sobie, że gdy dotrę do ojca, będzie to jak znalezienie mojej drugiej połowy – mówiła. Na Zachodzie powstają nawet portale społecznościowe, na których rodziny szukają się po DNA. W Polsce dziecko, które będzie się chciało dowiedzieć, kto był jego biologicznym ojcem w przypadku metody in vitro, ma szansę poznać jedynie miejsce i datę urodzenia dawcy nasienia. Autorzy ustawy nie zgodzili się bowiem na wprowadzenie dawstwa jawnego, w którym dziecko ma prawo poznać tożsamość biologicznego ojca.
Tymczasem dane o genetycznej adopcji znajdą się u urzędników, bo wcześniej zgodnie z przepisami partner matki będzie musiał uznać ojcostwo w urzędzie stanu cywilnego. Zdaniem prezes kliniki leczenia niepłodności Invicta Doroty Białobrzeskiej-Łukaszuk obowiązek sprawozdawania takich danych budzi wątpliwości natury etycznej. – Będzie dotyczyć tylko rodziców, którzy adoptują gamety, natomiast w przypadku par korzystających podczas zapłodnienia pozaustrojowego z własnych gamet, bez względu na stan cywilny, takiego wymogu nie ma – podkreśla.
Są także wątpliwości natury prawnej i organizacyjnej. – Do tej pory partnerzy, którzy rozpoczynali leczenie w klinice, podpisywali w ośrodku odpowiednie zgody i oświadczenia, które stawały się częścią ich dokumentacji – tłumaczy Białobrzeska-Łukaszuk. – Wymóg przekazywania tych samych informacji urzędnikom stanu cywilnego wydaje się trudny do uzasadnienia – tłumaczy. U pacjentów pojawiają się ponadto obawy o bezpieczeństwo wrażliwych danych, które będą figurować nie tylko w rejestrze Ministerstwa Zdrowia, lecz także w innych bazach.
Resort zdrowia przekonuje, że zapisy będą chronić dziecko. I rzeczywiście, zgodnie z nowymi przepisami ojciec, który zadeklaruje, że uznaje ojcostwo, już nigdy nie będzie mógł się go zrzec. Gdyby nie takie zapisy, teoretycznie mógłby to zrobić, wykazując, że dziecko nie jest genetycznie jego potomkiem. – Takie rozwiązanie zapewnia, że dziecko urodzone w wyniku procedury in vitro będzie miało oboje rodziców. Ojcem będzie partner matki, który wyraził zgodę na zastosowanie męskiej komórki rozrodczej od anonimowego dawcy – przekonują urzędnicy.

3106 tyle się urodziło dzieci z programu leczenia niepłodności finansowanego przez resort zdrowia

16 718 tyle par jest w trakcie leczenia w ramach programu leczenia niepłodności finansowanego przez resort zdrowia

8,4 mln zł takie będą maksymalne koszty, które poniesie budżet państwa na wdrożenie ustawy o leczeniu niepłodności