Zasadniczą wartością podlegającą ochronie jest równowaga kontraktowa, a nie jej zaburzenie na korzyść konsumenta - piszą r.pr. Anna Cudna-Wagner i adw. Bartosz Miąskiewicz.

Bartosz Miąskiewicz / Media
W artykule „Bułgarski standard” (Prawnik z 21 sierpnia 2015 r.) dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska zaprezentowała kategoryczną tezę o złamaniu przez Sąd Najwyższy obowiązującego w Polsce prawa. Miało się to stać poprzez wydanie 14 maja 2015 r. wyroku w sprawie o sygn. akt II CSK 768/14. Nikogo nie dziwi, że historia powództwa wytoczonego mBankowi przez ponad tysiąc klientów budzi emocje, także wśród komentatorów. Wydaje się jednak, że tym razem krytyka poszła o krok za daleko. Autorka nazywa Sąd Najwyższy „trybunem interesów przedsiębiorcy”. Twierdzi, że jej zdaniem upozorował troskę o interes konsumenta, jednocześnie udzielając przedsiębiorcom „zamaskowanego wsparcia”, a tym samym „podarował przedsiębiorcom niezwykle cenny prezent”. Abstrahując od niefortunnego doboru słów, krytyka Sądu Najwyższego jest niesłuszna przede wszystkim z prawnego punktu widzenia.
Wyrokiem z 14 maja 2015 r. Sąd Najwyższy nakazał sądowi apelacyjnemu ponownie rozpoznać sprawę, w której grupa konsumentów domagała się ustalenia odpowiedzialności odszkodowawczej banku w związku z wykonywaniem zawartych przez strony umów kredytu. Sąd Okręgowy, a następnie Sąd Apelacyjny w Łodzi przyznały rację stronie powodowej, ustalając odpowiedzialność banku.
Sporne umowy to kredyty waloryzowane kursem franka szwajcarskiego. Podstawą powództwa było zawarte w umowach postanowienie wskazujące na możliwość zmiany wysokości oprocentowania kredytu w przypadku zmiany m.in. stopy referencyjnej dla danej waluty, nieokreślające jednak w sposób ścisły zasad zmian oprocentowania.
Sądy obu instancji uznały, że sporna klauzula – jako nieuczciwe (abuzywne) postanowienie umowy – na podstawie art. 385 1 kodeksu cywilnego nie wiąże konsumentów. W konsekwencji przedmiotowe umowy uznano za kredyty ze stałym, a nie zmiennym oprocentowaniem. Przyjmowanie przez mBank w toku wykonywania umów oprocentowania innego niż obowiązujące w dacie zawarcia umowy miało naruszać umowę, skutkując odpowiedzialnością banku.
Sąd Najwyższy co do zasady podzielił ocenę, że przyznanie bankowi kompetencji do podejmowania decyzji o zmianach oprocentowania przesądza niedozwolony charakter przedmiotowego postanowienia umowy. Wskazał jednak, że w postanowieniu dotyczącym zmian oprocentowania należy wyróżnić dwa zasadnicze elementy – w ustnych motywach rozstrzygnięcia Sąd Najwyższy dodał, że kwestionowaną klauzulę należało przepołowić jak arbuza. Wyodrębnione części klauzuli to: część odsyłająca do kryteriów ustalania (weryfikowania) stopy procentowej w czasie trwania stosunku kredytowego (element parametryczny lub ekonomiczny) oraz element decyzyjny, kompetencyjny, przyznający bankowi prawo decydowania o momencie oraz wysokości zmiany oprocentowania. Tylko ta druga część została uznana za niewiążącą. Sąd Najwyższy podkreślił, że umowy muszą pozostać umowami o zmiennym oprocentowaniu. Stwierdzenie abuzywności postanowienia umowy nie może prowadzić do zmiany charakteru prawnego tej umowy, która wiąże strony w pozostałym zakresie. Sąd Najwyższy stwierdził, że Sąd Apelacyjny nie mógł przekształcić spornych umów w kredyty o stałym oprocentowaniu.
Sąd Najwyższy wskazał też na potrzebę skorzystania w tej sprawie z opinii biegłego sądowego. Jego rolą będzie ustalenie, czy dokonywane przez bank zmiany oprocentowania spornych kredytów, które następowały w trakcie wykonywania przedmiotowych umów, odpowiadały racjonalnym, ekonomicznie uzasadnionym i dającym się zweryfikować kryteriom.
(...)



Błędne założenia
W komentowanym artykule postawiono kategoryczną tezę, zgodnie z którą Sąd Najwyższy złamał prawo i uchybił fundamentom systemu ochrony konsumenckiej. Autorka nie zgadza się z Sądem Najwyższym w dwóch kwestiach:
● przyjmuje, że eliminacja klauzuli abuzywnej może prowadzić do zmiany prawnego charakteru umowy łączącej przedsiębiorcę i konsumenta (np. umowa odpłatna może zostać przekształcona w nieodpłatną);
● jej zdaniem fundamentem systemu ochrony konsumenckiej jest prewencyjna rola przepisów, która ma odstraszać przedsiębiorców przed stosowaniem klauzul abuzywnych.
Żadna z tych tez nie jest prawidłowa. Surowa recenzja wyroku SN jest przesadzona nie tylko pod kątem doboru użytych w niej słów – jest przede wszystkim nieuprawniona z prawnego punktu widzenia. Autorka, podkreślając „radykalizm sankcji europejskiej”, w sposób budzący wątpliwości interpretuje orzecznictwo TSUE, dla którego wartością nadrzędną ochrony konsumenckiej nie jest represja w stosunku do przedsiębiorcy, tylko równowaga kontraktowa stron. Z kolei równowaga ta nie może zostać przywrócona bez uwzględniania przy orzekaniu, że bank ponosi określone koszty pozyskania funduszy frankowych. Kwestionowane kredyty były udzielane na okres do 30 lat. Jest oczywiste, że koszty te w tak długim okresie ulegają istotnym zmianom. Potrzebę ich uwzględnienia (oraz ich zmienności w okresie kredytowania) przy dalszym rozpoznawaniu tej sprawy podkreślił Sąd Najwyższy w krytykowanym przez autorkę artykule.
(...)
Całą polemikę czytaj w eDGP.