Na dzisiejszym posiedzeniu rządu zapadnie decyzja w sprawie udzielenia zgody na podpisanie umowy o utworzeniu Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (ABII). Jak można przypuszczać, Rada Ministrów będzie całym sercem za tym, aby Polska włączyła się do tej opływającej złotem inicjatywy.



W największym skrócie i uproszczeniu to chiński pomysł na zawładnięcie światem. A przynajmniej jego gospodarczą częścią. Wystarczy wspomnieć, że ABII nazywane jest już konkurencją dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Przynależność do ABII oznacza korzyści dla przedsiębiorców z państwa członkowskiego. Będą oni mieli ułatwiony dostęp do procedur przetargowych mających na celu wyłonienie wykonawców i dostawców projektów finansowanych przez bank. A środków na finansowanie nie będzie brakowało. Kapitał zakładowy wynosił będzie bowiem okrągłe 100 miliardów dolarów. Polska ma wnieść niewiele ponad 800 milionów. Jest jednak pewien problem: pęd do ABII oznacza już nawet nie tylko uznawanie Chin na arenie międzynarodowej (Polska nie może sobie pozwolić na rozjuszanie światowej potęgi), lecz także akceptowanie stosowanych przez Państwo Środka metod funkcjonowania. Czyli gdy jakiś polityk przypadkiem trafi na konferencję poświęconą prawom człowieka, będzie ze wszystkich sił potępiał Chiny. Ale gdy na stole znajdą się pieniądze, prawa człowieka zejdą na dalszy plan. Na pierwszym znajdą się prawa człowieka gospodarnego.
Czy Polska popełnia błąd? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Znacznie bogatsze od nas państwa wręcz prześcigają się w zachwalaniu inicjatywy Chińczyków i deklaracjach w niej udziału. Czym zresztą rozjuszają USA, których wpływy w światowej gospodarce maleją. Niemcy, Francja czy cała amerykańska strefa wpływów w Azji (jak choćby Korea Południowa) w jednym rzędzie z Rosją wpłacą swoją część – po to, aby w ciągu kilku lat wyciągnąć z banku znacznie więcej.
Zarazem nikt nie ma wątpliwości, że to Chiny będą rozdawały karty. Samodzielnie bowiem będą mogły zawetować każdą decyzję większości członków ABII. Nie oszukujmy się więc, że idziemy po to, aby tworzyć nową międzynarodową strukturę. Idziemy wyłącznie po kasę.
Obawiam się jedynie, że tak jak Niemcy, Wielka Brytania czy Francja zarobią, tak Polska co najwyżej dostanie resztki ze stołu. I w imię tych resztek zamkniemy usta w sytuacjach, w których tak naprawdę powinien się nieść nasz brak zgody na patologie.