Uczestnicy debaty zorganizowanej przez Dziennik Gazetę Prawną dyskutowali m.in. o tym, czy na wzór studiów medycznych należy wprowadzić limity przyjęć określane przez ministra, czy lepiej wrócić do egzaminów wstępnych, czy też ostrzej selekcjonować studentów w trakcie nauki.
Prof. Czesław Kłak z Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Rzeszowie zasugerował, że może warto w przypadku kierunku prawo wprowadzić regulacje dotyczące kanonu studiów, stażu oraz egzaminu zawodowego. Pomysłu tego nie podchwycili jednak inny uczestnicy spotkania. - W mojej ocenie państwo powinno jak najdalej trzymać się od uczelni. Weryfikatorem jest rynek pracy – wiadomo absolwentów jakich szkół chcą zatrudniać pracodawcy. Urzędnicy powinni jak najmniej ingerować w system szkolnictwa wyższego. Tymczasem jest na odwrót. Ministerialnemu urzędnikowi wydaje się, że on lepiej rozumie uniwersytet niż profesor - powiedział prof. Krzysztof Rączka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zwracano także uwagę, iż jakość studiów jest ściśle związana ze sposobem finansowania szkolnictwa wyższego oraz nierealnymi oczekiwaniami studentów. - Wielu klientów psychologów to prawnicy, którzy nie radzą sobie emocjonalnie z sytuacją na rynku. Często pytam naszych studentów, dlaczego zdecydowali się przyjść do nas. Okazuje się, że ukształtowali swoje wyobrażenie o zawodzie na podstawie „Prawa Agaty”, czyli znanego serialu. Sądzą, że będą studiować, a następnie czeka na nich piękny samochód i własna kancelaria. Rzeczywistość, z którą później się zderzają, jest inna. My jesteśmy za to współodpowiedzialni, państwo jest za to współodpowiedzialne, ponieważ tworzy taki system, w którym wynagradza uczelnie za liczbę osób, które podejmują studia - zauważył prof. Tomasz Nieborak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Całą debatę można przeczytać na stronie edgp.gazetaprawna.pl
EŚ
Komentarze (1)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeNależy przywołać stanowisko Sądu Najwyższego z dnia 9 września 2011 r. sygn. I CZ 53/11. który w uzasadnieniu tego postanowienia jednoznacznie wskazał, że
„Przede wszystkim wziąć bowiem trzeba pod uwagę relacje, jakie w świetle art. 87 § 1 k.p.c. powinny zachodzić między istnieniem stałego stosunku zlecenia a udzieleniem przez stronę pełnomocnictwa procesowego osobie pozostającej z nią w takim stosunku. Chodzi o to, że istnienie stałego stosunku zlecenia powinno w konkretnym wypadku mieć charakter niejako pierwotny w stosunku do udzielenia pełnomocnictwa procesowego w danej sprawie. Oznacza to, iż najpierw powinien istnieć między stroną a jej pełnomocnikiem procesowym stały stosunek zlecenia, a dopiero potem możliwe jest udzielenie takiemu zleceniobiorcy pełnomocnictwa procesowego, ale jedynie wtedy, gdy konkretna sprawa pozostaje w związku z przedmiotem istniejącego między nimi stałego stosunku zlecenia.
Na taki sposób rozumienia powyższego zagadnienia wskazano zwłaszcza w uchwale Sądu Najwyższego z dnia 27 czerwca 2008 r. sygn. akt III CZP 51/08 (OSNC 2009/7-8/104), w której uzasadnieniu stwierdzono, że okolicznością doniosłą przy ustanawianiu pełnomocnika nie jest to, czy zlecenie obejmowało zastępowanie zleceniodawcy przed sądem, lecz to, że potrzeba żądania rozstrzygnięcia przez sąd wiąże się lub wynika z okoliczności faktycznych objętych udzielonym uprzednio zleceniem. W przeciwnym razie pominięte zostałoby wynikające z art. 87 § 1 k.p.c. ustawowe ograniczenie zakresu pełnomocnictw udzielanych w postępowaniu cywilnym dla osób pozostających w stałym stosunku zlecenia, które mogą być pełnomocnikami tylko wtedy, gdy przedmiot sprawy wchodzi w zakres tego zlecenia.”
W dalszej części uzasadnienia orzeczenia Sąd Najwyższy zauważa, że: „(…) Dodać wypada, że dla stwierdzenia, iż przedmiot obecnej sprawy wchodzi w zakres tego zlecenia nie może mieć decydującego znaczenia sama data zawarcia umowy stałego zlecenia. Istotne jest bowiem, że zgodnie z treścią tej umowy chodzi o reprezentowanie interesów powódki wobec konkretnego podmiotu, a nie bezpośrednio i wyłącznie o wystąpienie zleceniobiorcy jedynie w charakterze pełnomocnika procesowego zleceniodawcy bez reprezentowania go w innym zakresie. Ponadto uwzględnić należy, że przynajmniej w świetle zamiaru stron, któremu dały wyraz w szczególności w nazwie i treści umowy, chodzi o nawiązanie stałego (trwałego), a nie jedynie doraźnego stosunku prawnego między nimi, wiążącego się z niniejszym procesem (zob. podobnie w post. SN z dnia 15 maja 2007 r. sygn. akt V CZ 32/07, Lex 485996).