Biorąc udział w pracach legislacyjnych jako niezależny ekspert zawsze wybieram się na pierwsze spotkania z ogromną nadzieją. Niestety bardzo często i bardzo szybko ustępuje ona przerażeniu, gdy musimy uzasadniać kwestie oczywiste lub odpowiadać na idiotyczne pytania celem obronienia dobrze przygotowanych propozycji.

Do napisania tego tekstu skłoniło mnie przelanie się czary goryczy systematycznie napełnianej przez polskiego ustawodawcę. W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z konkretnymi przykładami niechlujstwa legislacyjnego, takiego jak niesławny już projekt o bezpłatnej pomocy prawnej, ze wszech miar niekonstytucyjny i pozbawiony elementarnych zasad logiki, czy też bezmyślne przeforsowanie nowelizacji art. 127 Prawa farmaceutycznego. Moje rozgoryczenie, będące głównym powodem napisania niniejszego felietonu, wynika z ponad dziesięcioletniej obserwacji (często aktywnej) działań legislacyjnych.

Pod obrady komisji sejmowej, na spotkanie grupy roboczej w ministerstwie, czy też przy jakiejkolwiek innej okoliczności będącej przyczynkiem do rozpoczęcia lub kontynuowania prac legislacyjnych trafiają co do zasady bardzo dobre projekty autorstwa prawników praktyków, przedsiębiorców z wieloletnim doświadczeniem bądź po prostu grupy osób, które natrafiły na konkretny problem i chcą go rozwiązać, wyręczając tym samym ustawodawcę. Pół biedy, gdyby uwagi legislatorów włączających się nader aktywnie w dalsze prace były konstruktywne lub przynajmniej próbowałyby takie być. Najczęściej owi „eksperci”, niezależnie od tego, czy reprezentują dany resort, czy wywodzą się po prostu z Rządowego Centrum Legislacji, próbują na siłę wykazać, że zasługują na swoje pensje i powstaje mniejszy lub większy bubel prawny. Stosunkowo świeżym przykładem jest ustawa o działalności leczniczej z 2011 r., nadal poprawiana i nowelizowana tylko i wyłącznie z tego powodu, że doskonały projekt przygotowany wspólnie przez środowiska prawnicze i medyczne przepoczwarzył się w trakcie dalszych prac legislacyjnych nie w pięknego motyla, a w klasycznego potworka legislacyjnego (m.in. słynny już brak definicji ZOZ).

Zaznaczam, że biorąc udział w pracach legislacyjnych jako niezależny ekspert zawsze wybieram się na pierwsze spotkania z ogromną nadzieją. Niestety bardzo często i bardzo szybko ustępuje one przerażeniu, jakie towarzyszy mi i moim kolegom, gdy musimy uzasadniać kwestie oczywiste lub odpowiadać na idiotyczne pytania celem obronienia dobrze przygotowanych propozycji. Gwarantuję, zresztą sprawdzić może to każdy ciekawy, zapoznając się chociażby z ogólnie dostępnymi stenogramami, że kieruje nami wyłącznie dbałość do dobro i jakość polskiej legislacji. Często jednak jesteśmy traktowani z przymrużeniem oka i bezsilnie patrzymy jak z dobrych propozycji powstają beznadziejne rozwiązania.
Jak zaradzić tej sytuacji? Drodzy Rządzący, więcej pokory! Drodzy Włodarze Polski, więcej zaufania do prawników! Drogi Ustawodawco, czasem warto posłuchać się praktyków z wieloletnim doświadczeniem! Zawodowi prawnicy, na co dzień obsługujący przedsiębiorców, doskonale wiedzą zarówno od teoretycznej, jak i praktycznej strony, jak prawo funkcjonuje i jak funkcjonować powinno. Znacznie częściej i bardziej konkretnie powinno się sięgać także do konsultacji społecznych i traktować je nie jako zło konieczne, ale niebagatelny element opiniodawczy.

Nie możemy się też bać odwoływania do zagranicznych wzorców. Porządki prawne innych krajów, w których dana gałąź prawa funkcjonuje bez zarzutu, a przynajmniej lepiej niż u nas, tylko czekają, aby stać się przykładowym rozwiązaniem, które – w mniej lub bardziej bezpośredni sposób – wdrożyć można w Polsce.

Najprostszym jednak rozwiązaniem jest rozpoczęcie używania wyłącznie logicznego rozumowania, co inteligentnym ludziom nie powinno nastręczać większych trudności. Jasnym jest, iż wśród decydentów są osoby o różnym wykształceniu, ale od czegoś ma się tych doradców, prawda? Poza tym nadszedł najwyższy czas, aby wsłuchać się z uwagą w głos społeczeństwa. Każdy obywatel, niezależnie od wykształcenia, zna się, a przynajmniej powinien, na tym, co robi. Oby można było to powiedzieć także o tych obywatelach, którzy pełnią funkcje publiczne i mają bezpośredni wpływ na tworzenie prawa.

Jeżeli obecna sytuacja się nie zmieni to „racjonalny ustawodawca” przestanie być nawet i postulatem, a pozostanie w sferze pobożnych życzeń, na co my, jako prawnicy, pozwolić nie możemy.