Do takich wniosków doszedł Sąd Okręgowy w Białymstoku. Sprawa dotyczyła mężczyzny, który podczas podróży służbowej na Białoruś został zatrzymany przez funkcjonariuszy Straży Granicznej, a następnie przewieziony do kolejnych jednostek, by następnego dnia trafić na przesłuchanie w Prokuraturze Rejonowej.
Z uwagi na opisane zdarzenie mężczyzna nie dotarł na spotkanie i nie podpisał wartego ponad 300 tys. euro kontraktu. Ponadto, jak twierdził zatrzymanie naraziło go na utratę dobrego imienia i zniszczenie życia. Nie bez znaczenia są także skutki związane z odczuwanym cierpieniem fizycznym i psychicznym, które doprowadziły do depresji. Zdaniem wnioskodawcy zatrzymanie było niezasadne i nielegalne.
Inaczej twierdzili przedstawiciele Prokuratury Rejonowej. Uważali, że 17 kwietnia wydane zostało postanowienie o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu mężczyzny, jako podejrzanego w toczącej się sprawie, gdyż nie odpowiedział on na wezwanie. 6 dni później mężczyzna został zatrzymany podczas przekraczania granicy. 13 czerwca wniesiono przeciwko niemu akt oskarżenia, związany z wykonywanymi przez niego obowiązkami dyrektora ds. produkcji w jednej ze spółek.
Wnioskodawca złożył do Sądu Rejonowego zażalenie na zatrzymanie, jednak zdaniem sędziego było ono zasadne, legalne i prawidłowe – czyli spełniało wszystkie przesłanki z art. 247 Kodeksu postępowania karnego (Dz. U. z 1997r., nr 89, poz. 555 z zm. – dalej kpk), zgodnie z którym: prokurator może zarządzić zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie osoby podejrzanej, jeżeli zachodzi uzasadniona obawa, że nie stawi się ona na wezwanie w celu przeprowadzenia czynności procesowej, w inny bezprawny sposób będzie utrudniała przeprowadzenie tej czynności albo jeżeli zachodzi potrzeba niezwłocznego zastosowania środka zapobiegawczego.
Z przepisu wynika, że opisywane zachowanie powinno być ostatecznością. A jak uznał Sąd Okręgowy nie można mówić o ostateczności w przedmiotowej sprawie.
Sędziowie zwrócili uwagę, że mężczyzna wielokrotnie podróżował na Białoruś w związku z obowiązkami zawodowymi. Przedstawione przez niego dowody potwierdzają, że spotkanie było zaplanowane, co nie potwierdzało obaw o chęć ucieczki.
Sędziowie nie znaleźli żadnego racjonalnego uzasadnienia dla twierdzeń prokuratury, że mężczyzna celowo unika złożenia zeznań. Organ nie posiadał potwierdzenia zwrotnego, że informacja o przesłuchaniu dodarła do wnioskodawcy.
- Skoro prokurator zdecydował, że wezwie podejrzanego na przesłuchanie przez operatora pocztowego to powinien dać szansę, by ten dobrowolnie stawił się na przesłuchaniu w prokuraturze i przy braku „zwrotki” w dniu 17 kwietnia 2014 roku wezwać go ponownie – argumentowano.
- Wbrew stanowisku prokuratora na 17 kwietnia 2014 roku nie było podstaw do zastosowania środka zapobiegawczego, bowiem podejrzany nie podjął żadnych prób mataczenia ani utrudniania postępowania. Zresztą w okresie późniejszym prokurator takich środków nie zastosował, nawet o nie nie wnioskował, co niewątpliwie by uczynił, gdyby istniały ku temu rzeczywiste podstawy faktyczne i prawne – wyjaśnił sąd.
Skład orzekający uznał, że prokurator się pomylił w liczeniu terminów doręczenia.
- Fakt upływu 14 dni od momentu wysłania wezwania do terminu wyznaczonego przesłuchania nie obciąża podejrzanego. Przecież tryb doręczania i awizowania pism określa art. 133 § 1 i 2 kpk i nie polega on na prostym zsumowaniu liczby dni od wysłania pisma podlegającego doręczeniu.
Tym samym uznano, że termin wyznaczony na przesłuchanie był za krótki by skutecznie dostarczyć pismo. Najprawdopodobniej śledczy zapomnieli o konieczności dwukrotnej awizacji.
Z uwagi na powyższe zatrzymanie było niesłuszne. Dlatego sąd zasądził na korzyść wnioskodawcy 1 tys. zł zadośćuczynienia powiększonego o koszty procesowe.
Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku, sygn. akt: III Ko 396/14