Trzeba pamiętać, że nowelizacje, które wprowadziły reformę, były olbrzymie i dotyczyły skomplikowanej materii. Generalnie jednak to praktyka stosowania prawa wskaże, czy i w jakim zakresie powinny ewentualnie nastąpić jeszcze jakieś kolejne zmiany merytoryczne - mówi Monika Zbrojewska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości

PAP: Zasadnicza część reformy, która zaczęła właśnie obowiązywać - obszerne zmiany w Kodeksie postępowania karnego - zostały uchwalone we wrześniu 2013 r. Czy blisko dwuletni okres vacatio legis został dobrze wykorzystany, a wymiar sprawiedliwości jest przygotowany do zmian?

Monika Zbrojewska: Obecna reforma w dużej mierze faktycznie opiera się na dużej nowelizacji Kodeksu postępowania karnego pochodzącego z czerwca 1997 r. Warto przypomnieć, że kiedy tworzono i wprowadzano ten kodeks w życie, to vacatio legis wynosiło rok i dwa miesiące, bo K.p.k. wszedł w życie 1 września 1998 r. Teraz zaś mamy do czynienia z sytuacją, że cały czas obowiązuje ten sam kodeks, natomiast przeprowadzono jego dużą nowelizację, która określiła ramy reformy. Zdecydowano w związku z tym, że vacatio legis ma być wydłużone do roku i ośmiu miesięcy. Wcześniejsze prace legislacyjne nad reformą trwały także około dwóch lat, bo od 2011 r. Każdy miał możliwość zapoznania się z tymi nowymi rozwiązaniami. Były przeprowadzane szkolenia m.in. przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Było więc sporo czasu na to, aby nauczyć się nowych przepisów.

PAP: Większość społeczeństwa - na szczęście - nie styka się zbyt często z prawem karnym i procedurą w sprawach karnych. Czego jednak teraz powinna spodziewać się osoba pokrzywdzona, będąca ofiarą przestępstwa?

M.Z.: Trzeba podkreślić, że we wprowadzonych zmianach zadbano o interesy procesowe pokrzywdzonego, jeśli będzie on chciał aktywnie - obok prokuratora - uczestniczyć w postępowaniu przed sądem, czyli realizować funkcje oskarżycielskie.

W odniesieniu do pozycji pokrzywdzonych w nowej procedurze karnej nasuwają się na myśl słowa, które wypowiedział w 1997 r. podczas wizyty w Polsce prezydent USA Bill Clinton: "Nic o was bez was". Oznacza to m.in., że we wszystkich trybach konsensualnych w ramach procesu karnego bez zgody i akceptacji pokrzywdzonego nie dojdzie do skutku żadne porozumienie między oskarżonym a prokuratorem. Pokrzywdzony - na takich samych zasadach jak oskarżony - będzie miał prawo do pełnomocnika na koszt państwa. Zadbano także o różnego rodzaju formy zadośćuczynienia i naprawienia szkód dla tej kategorii uczestników procesów. Chodziło o to, aby interesy pokrzywdzonych były w pełni uwzględnione. Procedura ta - jak powtórzę - będzie jednak wymagała aktywności pokrzywdzonego w sprawie karnej.

PAP: Przy okazji tej reformy powtarza się zdanie, że znacznie mniejsza podczas rozpraw ma być aktywność sędziego, który ma stać się "arbitrem". Czy jednak takie określenie roli sędziów karnych, często osób o bardzo wysokich kwalifikacjach prawniczych, nie oznacza ich zmarginalizowania?

M.Z.: Nie odbierałabym w taki sposób tej reformy. Trzeba przypomnieć, że rolą sądu jest orzekanie, a nie wdawanie się w spór i polemizowanie ze stronami. Dotychczas było tak, że sprawy często obsadzał prokurator, który nie przygotowywał aktu oskarżenia. Miał po prostu danego dnia "dyżur w sądzie" i obsługiwał wszystkie sprawy po kolei. Konieczna była więc większa aktywność sędziego, na przykład w zadawaniu świadkom pytań.

Co prawda reforma opiera się na założeniu, że czynności dowodowe będą ciążyć na stronach postępowania, ale sąd nadal będzie miał inicjatywę dowodową. W znowelizowanym kodeksie pozostał zapis, iż "w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami" sąd może zadać pytania świadkom i oskarżonemu. Sędzia przede wszystkim powinien jednak wypełniać właściwą i przypisaną mu rolę, czyli rolę orzekającego arbitra.

PAP: Co jednak w takim razie oznaczają te "wyjątkowe wypadki"? Czy na to pytanie odpowie dopiero praktyka sądów w najbliższych kilkunastu miesiącach i możliwe wskazówki Sądu Najwyższego?

M.Z.: Zgadza się. W tej kwestii nie można było wprowadzić jakiegoś ścisłego i zamkniętego katalogu przypadków, bo oznaczałoby to ubezwłasnowolnienie sądu. Zdaję sobie sprawę, że ta przesłanka "wyjątkowych wypadków" ma charakter bardzo płynny i ocenny. Otwartym pozostaje, jak podejdzie do tego praktyka. Na wnioski trzeba będzie poczekać mniej więcej do końca roku. Tym bardziej, że sprawy w toku będą się toczyły według dotychczasowej procedury, zaś te, które wpłyną po 1 lipca - już według "zmienionej filozofii".

PAP: Oznacza to więc, że przez pierwsze miesiące w sądach de facto będą funkcjonowały równolegle - często na jednej wokandzie - dwie procedury: dotychczasowa i nowa. Czy nie spowoduje to komplikacji dla sędziów i stron?

M.Z.: Nie widzę tutaj żadnego problemu. Każdy, kto zna swoją sprawę, wie według jakiego trybu się ona odbywa. Podstawą, jak zresztą zawsze, jest włożony w każdy proces wysiłek i zaangażowanie, dobre zapoznanie się z okolicznościami sprawy i jej aktami. Jest to oczywiste zadanie dla wszystkich.

PAP: Jeszcze niedawno wiele mówiono o konieczności nowej ustawy o prokuraturze i nawet opracowano jej projekt. Zapowiadane były też kolejne zmiany w Kodeksie karnym. Czy wprowadzoną reformę można więc postrzegać jako pracę legislacyjnie domkniętą?

M.Z.: Nie można wykluczyć, że jakieś zmiany o charakterze technicznym mogą okazać się potrzebne. Trzeba pamiętać, że nowelizacje, które wprowadziły reformę, były olbrzymie i dotyczyły skomplikowanej materii. Generalnie jednak to praktyka stosowania prawa wskaże, czy i w jakim zakresie powinny ewentualnie nastąpić jeszcze jakieś kolejne zmiany merytoryczne. Podkreślić trzeba, że regulacje nieodzowne dla tej reformy zostały już wprowadzone i są one kompletne w stopniu, który ma zapewnić sprawne funkcjonowanie nowej procedury karnej.

Rozmawiał Marcin Jabłoński