Ustawa o ochronie ludności zyska zielone światło, jeśli znikną z niej kontrowersyjne rozwiązania – zapowiadają osoby związane z rządem.

Rządowy projekt ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej jest konsultowany od września zeszłego roku. Jednak z uwagi na liczne propozycje, które wzbudziły opory nawet w samym obozie rządzącym, prace na wiele miesięcy stanęły w miejscu. Co więcej, projekt – miejscami postrzegany jako zbyt kontrowersyjny, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej – miał paść ofiarą „legislacyjnego sita” KPRM, w ramach którego decydowano, które resortowe projekty ustaw mogą być zrealizowane do końca tej kadencji, a które nie.
Teraz jednak, jak słyszymy od naszych rozmówców z kręgów rządowych, udało się osiągnąć wewnętrzny kompromis w tej sprawie. – Projekt zyskał zielone światło, ale pod warunkiem, że zostaną z niego wyrugowane rozwiązania kontrowersyjne lub trudne do zrealizowania – te rzeczy zostawimy na lepsze czasy – mówi osoba z rządu. – Musimy zrobić wszystko, by zamknąć tę sprawę w tej kadencji Sejmu, zanim zasada tzw. dyskontynuacji zabije ten projekt. Szkoda byłoby włożonej w niego pracy – tłumaczy i zakłada, że projekt stanie na rządzie najwcześniej w marcu, choć i to nie jest pewne. Sam resort spraw wewnętrznych i administracji nie zdradza zbyt wiele. Projekt ustawy znajduje się na końcowym etapie pracy Stałego Komitetu Rady Ministrów – wynika z przesłanej nam odpowiedzi.
Jakie rozwiązania mogą zniknąć z projektu? W pierwszej kolejności słyszymy o rezygnacji z możliwości ograniczania praw przedsiębiorców w nadzwyczajnych sytuacjach, np. zajęcia ich pojazdów dla służb. – W Polsce zajęcie mienia kojarzy się ze stanem wojennym. Dlatego projekt w tym zakresie zostanie odchudzony, kontrowersyjne rzeczy, typu zabranie samochodu na potrzeby policji, zostaną z niego wyłączone – zapewnia rozmówca DGP. Biuro Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców wskazywało z kolei na prawo premiera do zawieszania – w stanie klęski żywiołowej – działalności gospodarczej „określonych przedsiębiorców”, i to bez żadnych gwarancji rekompensat.
Wciąż ważą się też losy Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Wyjściowa propozycja zakładała zastąpienie go Służbą Dyżurną Państwa przy MSWiA. Nie wszystkim w rządzie ten pomysł się spodobał. – Chcemy ten system ochrony ludności inaczej przebudować, kończą się prace koncepcyjne – słyszymy. Wycięte miałyby też być pomysły trudne do wykonania ze względów organizacyjnych czy finansowych, np. ten roboczo nazwany „karetka w każdej gminie”, który zakłada, że przy jednostkach straży pożarnej stacjonowałyby ambulanse. Z kolei nie zanosi się na razie na to, by z projektu miał zniknąć inny budzący kontrowersje pomysł, czyli dwa nowe stany – pogotowia i zagrożenia. Choć krytycy projektu nazywają je quasi-stanami nadzwyczajnymi, to jednak wiceszef MSWiA Maciej Wąsik w rozmowie z DGP w styczniu br. podkreślał, że nie byłyby one równorzędne ze stanami nadzwyczajnymi opisanymi w konstytucji i dotyczyłyby tylko działań administracji. – Stan pogotowia polegałby tylko na tym, że będzie można zapewnić pracę niektórych instytucji w trybie 24/7. Stan zagrożenia zostanie wprowadzony, gdy trzeba będzie już podjąć różnego typu działania, ale bez konieczności ogłaszania stanu klęski żywiołowej, bo jej jeszcze nie ma – tłumaczył minister. Z analizy przygotowanej przez Fundację Batorego wynika jednak, że projekt „dawałby rządowi niektóre uprawnienia wynikające z klasycznych stanów nadzwyczajnych, a przy tym – w przeciwieństwie do nich – nie wymagałyby zgody Prezydenta RP ani parlamentu”, co budzi poważne kontrowersje.
Projekt zakłada m.in. utworzenie Funduszu Ochrony Ludności
Projekt ustawy zasadniczo zakłada m.in. wzmocnienie roli premiera, szefa MSWiA oraz wojewodów w sferze zarządzania kryzysowego „w sytuacji niecierpiącej zwłoki” oraz w zakresie ochrony ludności i obrony cywilnej. Doprecyzowuje też kompetencje samorządów (co wiąże się z możliwością wprowadzenia pełnomocnika, który wykona polecenie w gminie, jeżeli wójt odmówi jego wykonania, np. przy decyzji o wysadzeniu wałów przeciwpowodziowych). Zakłada również utworzenie Funduszu Ochrony Ludności – w pierwszym roku o wysokości 1 mld zł, a w kolejnych latach jednego promila PKB, czyli ok. 3 mld zł.
Opozycja liczy na to, że projekt w nowej, okrojonej wersji ujrzy niedługo światło dzienne i będzie budził mniejsze emocje. – Dotychczasowy projekt za bardzo wzmacniał pozycję szefa MSWiA oraz pozwalał rządowi obejść konstytucję przy wprowadzaniu stanów quasi-nadzwyczajnych – mówi Wiesław Szczepański (Lewica), przewodniczący sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych. Przyznaje, że sama ustawa jest „niezmiernie potrzebna”. – NIK już kilka lat temu zwracała uwagę, że potrzebna jest jedna, spójna ustawa kształtująca kwestię obrony cywilnej i ochrony ludności. Kryzys na Odrze dobitnie pokazał, jak ten system w Polsce kuleje – podkreśla poseł. ©℗