Opinia
Rada Ministrów przyjęła pod koniec 2014 r. opracowane w Ministerstwie Środowiska założenia nowej ustawy – Prawo wodne. Intencją projektodawcy było opracowanie takich rozwiązań dotyczących gospodarowania wodami śródlądowymi w Polsce, które zapewnią trwały i zrównoważony społeczno-gospodarczy rozwój kraju oraz zrealizują cele ramowej dyrektywy wodnej. Jestem pod wrażeniem kompleksowości przygotowywanej reformy i zasadniczo popieram jej kierunki. Mam jednak kilka istotnych zastrzeżeń.
Projekt przewiduje, że zostanie powołana Państwowa Rada Gospodarki Wodnej. Ma być organem opiniodawczo-doradczym ministra środowiska i odpowiadać za kreowanie polityki wodnej w kraju. Wydaje się, że tego typu kompetencje konstytucyjnie są przypisane jedynie ministrowi stojącemu na czele danego działu administracji rządowej. Organ opiniodawczo-doradczy może pełnić jedynie funkcje konsultacyjne czy quasi-nadzorcze. Zdziwienie budzi też, że nie przewiduje się, aby Państwowa Rada Gospodarki Wodnej mogła doradzać ministrowi w kluczowych kwestiach, jakimi są sprawy personalne w administracji wodnej. Założenia zmian nie wskazują nawet szacunkowych kosztów działania tego gremium. Wiadomo jedynie, że będzie się ono składało z 30 ekspertów, co sprawia, iż w tak dużym i zróżnicowanym gronie trudno będzie wypracować konsensus i racjonalne rozwiązania.
Zastrzeżenie budzi też fakt dokonywania przez ministra ocen okresowych prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Przecież szef urzędu centralnego, nazywany zwyczajowo w kręgach administracyjnych ministrem, nie jest menedżerem i przed swoim przełożonym ponosi głównie odpowiedzialność polityczną, a dopiero później merytoryczną. Prezes jako organ administracji rządowej w praktyce sprowadzony będzie do roli dyrektora dużego departamentu, a jego kompetencje zostaną ograniczone jedynie do akceptacji planów i programów wodno-środowiskowych.
Niepokoi również powołanie zarządów dorzeczy Odry i Wisły. Staną się one przedsiębiorstwami, które będą zasilane pieniędzmi z pomocy publicznej. W praktyce oznacza to, że za ich usługi różne podmioty, w tym jednostki samorządu terytorialnego i ich osoby prawne, będą musiały płacić. W takich przedsiębiorstwach nie będą zatrudnieni urzędnicy, tylko pracownicy – na podstawie bliżej nieokreślonych kryteriów, bo nie będzie to już klasyczna służba publiczna w konstytucyjnym ujęciu. Personel będzie zatrudniany na podstawie kodeksu pracy.
Założenia przewidują utworzenie urzędów gospodarki wodnej. Milczą jednak na temat koncepcji współpracy ich dyrektorów z wojewodą i podległą mu państwową strażą rybacką. Wydaje się, że nie dają także właściwych podstaw do współdziałania zarządców mienia wodnego Skarbu Państwa z gminami zainteresowanymi realizacją długofalowej polityki energetycznej na bazie prywatnych mikroelektrowni wchodzących w skład lokalnego systemu odnawialnych źródeł energii.
Wreszcie nowe prawo wodne ma nałożyć kolejne zadanie na gminy, które i tak chronicznie borykają się z niedoborem pieniędzy. Chodzi o utrzymywanie niektórych urządzeń melioracji wodnych. Nietrudno przewidzieć, że Związek Gmin Wiejskich zgodnie ze swoimi statutowymi zadaniami będzie dążył do zwrotu samorządom należnych środków, a może nawet wystąpi do Trybunału Konstytucyjnego.
Na koniec należy podnieść, że słabością jest wskazanie 1 stycznia 2016 r. jako daty wejścia w życie ustawy. Przy uwzględnieniu kalendarza wyborczego w 2015 r. należy uznać ten termin za zbyt krótki, nierealny i niekompatybilny z harmonogramem prac parlamentarnych.