Problemem jest nastawienie sędziów do osób z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną, co obrazuje m.in. liczba wyroków orzekających ubezwłasnowolnienie. W Polsce mamy ponad 77 tysięcy osób pozbawionych większości praw obywatelskich. To więcej niż liczba mieszkańców Konina lub Siedlec – alarmuje rzecznik praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz.

Kto w Polsce jest dyskryminowany?

Prof. Irena Lipowicz: W teorii wskazuje się, że możemy mieć do czynienia z dyskryminacją ze względu na płeć, rasę, narodowość, religię, światopogląd, niepełnosprawność, wiek czy orientację seksualną.

Jak wygląda to w rzeczywistości?

Niestety, sprawa jest bardziej złożona. Poważnym problemem jest dziś np. ułomność ustawy o równym traktowaniu. Dyskryminuje ona niektóre grupy społeczne m.in. co do możliwości uzyskania odszkodowania na drodze sądowej. Przykładowo: zadośćuczynienia z tytułu naruszenia zasady równego traktowania może dochodzić osoba, której odmówiono obsługi w barze lub restauracji ze względu na kolor skóry, ale takiego prawa nie posiada już osoba z niepełnosprawnością, osoba starsza lub osoba homoseksualna. Od dawna sygnalizuję ten problem parlamentarzystom. W wystąpieniach zwracam również uwagę na fakt, że w praktyce dyskryminacja może dotyczyć także innych aspektów niż wymieniane w ustawach. Chodzi mi przede wszystkim o sytuację osób słabszych, tych mniej zamożnych, starszych, bezdomnych czy nieorientujących się w meandrach systemu prawnego.

Czy to zamknięty katalog?

W przypadku dyskryminacji nie należałoby raczej sztywno określać jednego katalogu, bo sytuacja społeczna i prawna szybko się zmienia. Warto m.in. zauważyć, że jeśli od lipca nie ruszy system bezpłatnej pomocy prawnej, to – wskutek wprowadzania kontradyktoryjnego procesu karnego – wzrośnie ryzyko dyskryminacji osób biednych, które np. nie będą zwalniane z kosztów sądowych. A przecież nie każdego będzie stać na wynajęcie pełnomocnika ze znanej korporacji prawniczej. Bieda jako przesłanka gorszego traktowania w wielu obszarach to bardzo aktualny temat.

W jaki sposób osoby niepełnosprawne są dyskryminowane w polskim wymiarze sprawiedliwości? W sądach są np. specjalne windy...

Niedostępność architektoniczna to tylko jeden z aspektów tego problemu. Znacznie poważniejsze problemy rodzą niedostosowane procedury sądowe, stereotypowe postrzeganie osób z niepełnosprawnościami oraz niedostępny system komunikacji. Największy problem mają osoby głuche i niewidome bądź głucho-niewidome. W ubiegłym roku Biuro RPO przygotowało raport na temat jakości obsługi takich osób w administracji publicznej. Okazuje się, że ponad 1/3 placówek w ogóle nie wywiązuje się ze swoich obowiązków wynikających z ustawy o języku migowym, a reszta wykonuje je w sposób niesatysfakcjonujący. Znany jest mi przypadek osoby głuchej, która przez cały czas trwania procesu nie miała możliwości skontaktowania się z tłumaczem języka migowego m.in. nie uczestniczył on w spotkaniach oskarżonego z obrońcą, nie był obecny na sali sądowej. Po skazaniu nikt nie poinstruował funkcjonariuszy zakładu karnego, jak pracować z osoba głuchą, nikt nie skonsultował się z tłumaczem języka migowego. Na szczęście możemy też wskazać dobre praktyki w sądach jak np. korzystanie z usług profesjonalnego wideo-tłumacza. Dostrzegamy jednak skalę problemu, dlatego w tym roku Biuro RPO rozpocznie szczegółowe badania na temat dostępności wymiaru sprawiedliwości dla osób z niepełnosprawnościami.

Mówi Pani Profesor o niepełnosprawnych ruchowo. A jaka jest sytuacja osób o obniżonym poziomie rozwoju intelektualnego?

W sprawach dotyczących osób niepełnosprawnych intelektualnie polski wymiar sprawiedliwości sobie po prostu nie radzi. Warto przypomnieć, że zgodnie w przepisami osoba małoletnia, która jest ofiarą przestępstwa np. zgwałcenia, może być przesłuchana tylko raz. Ale to nie dotyczy osób niepełnosprawnych intelektualnie, które choć są pełnoletnie, to nie posiadają świadomości i dojrzałości osoby dorosłej. Znam przypadek osoby, która była kilkanaście razy przesłuchiwana w sprawie zgwałcenia, którego dokonał wychowawca. To powtórna wiktymizacja. Problemem jest również nastawienie sędziów do osób z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną, co obrazuje m.in. liczba wyroków orzekających ubezwłasnowolnienie. W konsekwencji mamy w Polsce ponad 77 tysięcy osób pozbawionych większości praw obywatelskich. To więcej niż liczba mieszkańców Konina lub Siedlec.

Czy widzi Pani Profesor jakieś rozwiązanie?

Przede wszystkim należy zmienić sposób myślenia o osobach niepełnosprawnych intelektualnie, szczególnie wśród przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Powinniśmy patrzeć na poziom rozwoju intelektualnego, a nie na metrykę. W tym kontekście można przywołać chociażby słynną sprawę kradzieży batonika, gdy osoba niezdolna do ponoszenia winy została skazana i umieszczona w zakładzie karnym. To jest plama na honorze wszystkich prawników. A szczególnie niepokojący jest fakt, że jedyne postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie dotyczyło dyrektora zakładu, który zareagował na oczywiste naruszenie praw człowieka.

O sprawie kradzieży batonika za 99 groszy usłyszała cała Polską. Ile jest podobnych przypadków osób, które nigdy nie powinny trafić do więzienia, a jednak się w nim znajdują?

Dzięki współpracy z szefem służby więziennej wiem, że w polskich zakładach karnych jest ok. 200 osób z niepełnosprawnością intelektualną, która uniemożliwia im funkcjonowanie w warunkach więziennych. Bywa, że są otaczane szczególną opieką przez współwięźniów, często karmione i myte nawet przez tych tzw. najtwardszych przestępców. Ale znane są przypadki, gdy taka osoba jest bita, gwałcona i poniżana za każdym razem, gdy personel odwróci wzrok.

Kto może pomóc tym osobom?

Proszę mi wierzyć, że jako Rzecznik wykorzystałam już wszystkie możliwe środki działania. Następny krok w należy do Ministerstwa lub Sprawiedliwości Prezydenta. Również prokuratura i policja powinny się zastanowić, jak to się dzieje, że osoby niezdolne do ponoszenia winy trafiają do zakładu karnego.
Są jednak sprawy indywidualne, w których udało nam się osiągnąć sukces. Było tak m.in. w przypadku osoby, która niesłusznie przebywała w więzieniu przez 2 lata. Dzięki naszej interwencji obecnie znajduje się w domu opieki społecznej i udało się dla niej wygrać odszkodowanie w wysokości 50 tys. złotych.

Zna Pani Profesor inne przypadki?

Ogromnie niepokojącym przykładem jest orzekanie przez sąd o umieszczeniu osoby w zakładzie psychiatrycznym, bez jakiegokolwiek kontaktu sędziego z taką osobą. Np. człowiek chory na schizofrenię przez 15 lat domagał się wysłuchania przez sędziego i przedstawienia swojej sytuacji. W ramach działalności Krajowego Mechanizmu Prewencji natrafiliśmy również na osoby, które w ogóle nie powinny przebywać w ośrodkach psychiatrycznych. Niestety, w dzisiejszych czasach ryzyko, że osoba starsza czy niepełnosprawna, zostanie celowo umieszczona w takim zakładzie, przez co zostanie pozbawiona swojego majątku, ciągle wzrasta. W podobnej sprawie zapadł w ubiegłym roku wyrok przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Prawo krajowe nie przewidywało – i zresztą nadal nie przewiduje – obligatoryjnych okresowych kontroli stanu zdrowia osoby umieszczonej przymusowo w domu opieki społecznej. Trybunał uznał, że państwo polskie dopuściło się w tej sprawie naruszenia przepisów Konwencji, bowiem nie weryfikowało zasadności przetrzymywania skarżącej w zamknięciu i wbrew jej woli przez okres 6 lat.

Nasze społeczeństwo starzeje się coraz bardziej, a państwo nie ma spójnej polityki wobec seniorów. Jak wymiar sprawiedliwości traktuje osoby starsze?

Jest to zjawisko, które wciąż badamy. Warto jednak wspomnieć o sprawie, którą udało się nam wygrać przed Sądem Najwyższym. Chodziło o chęć skorzystania przez osobę starszą z toalety w banku. Niestety, spotkała się z odmową pracowników. Był to rażący przykład dyskryminacji z uwagi na wiek i stan zdrowia. Jednak dla mnie najbardziej szokujące było nie tylko podejście banku, ale przede wszystkim ocena sądu – ten mężczyzna przegrał przecież przed sądem drugiej instancji. Biuro RPO złożyło w tej sprawie skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego i dopiero tam udało się uzyskać satysfakcjonujące orzeczenie. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że potrzebujemy szkoleń w wymiarze sprawiedliwości na temat dyskryminacji.

Czy takie szkolenia już miały miejsce?

Biuro RPO zaangażowało się i wspiera projekt realizowany przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, którego celem jest podniesienie wrażliwości sędziów i prokuratorów w zakresie równego traktowania. M.in. zostanie przygotowany specjalny informator, z którego będzie można korzystać podczas szkoleń dla pracowników wymiaru sprawiedliwości. Poza tym, w listopadzie ubiegłego roku, zorganizowaliśmy debatę w Miejscu Pamięci Auschwitz, w której wzięło udział wielu wybitnych prawników. Dyskutowaliśmy m.in. o przestępstwach motywowanych uprzedzeniami na tle rasowym lub narodowościowym. Miejsce, w którym obradowaliśmy niewątpliwie wpłynęło na wydźwięk tych wystąpień. Największe wrażenie wywarło na mnie przemówienie Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który cytował fragmenty orzeczeń z polskich sądów. Stwierdzano w nich np. że zwrot "Żydzi do gazu" nie jest naruszeniem prawa czy poniżeniem osoby. Myślę, że fakt, iż znajdowaliśmy się w miejscu gdzie w ten sposób pozbawiano ludzi życia, wystarczył, aby zmienić nastawienie niektórych sędziów. Po takim doświadczeniu tłumaczenie, że swastyka to tylko hinduski znak szczęścia trudniej przechodzi przez gardło sędziego.

W jednym z raportów Biura RPO można przeczytać, że „prokuratorzy, ignorując rasistowski podtekst, dążą do skazania sprawcy za zachowania łatwiejsze do sklasyfikowania, wymagające mniej wysiłku i pracy procesowej”. Czy możemy mówić w polskim wymiarze sprawiedliwości o dyskryminacji ze względu na pochodzenie etniczne?

Myślę, że mamy z tym duży problem. Nie tylko ze względu na pochodzenie etniczne, ale także na kwestie narodowościowe. Widać to najlepiej przy sprawach dotyczących tzw. mowy nienawiści. Szczególnie bulwersujące wydają się orzeczenia, w których sąd stwierdza, że wyrażenie „pasożytnicze ścierwa” nie obraża osób danej narodowości, bo słowa "pasożyt" i "ścierwo" rzekomo nie mają jednoznacznie obraźliwego charakteru. Poza tym, niekiedy sąd bagatelizuje zdarzenie, oceniając je jako incydentalne, czy też próbując usprawiedliwiać w jakiś sposób sprawców, jak np. w wydanym niedawno wyroku w sprawie przemocy stosowanej wobec Roma przez jego rówieśników. Sąd uznał, że prześladowanie osoby narodowości romskiej to niefortunny, wprawdzie naganny, niemniej jednak tylko incydent. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że sąd zawsze powinien uważnie badać motywację sprawcy, a w przypadku stwierdzenia, że stanowiła ją nienawiść rasowa odpowiednio uwzględnić to przy wymiarze kary. Pozwalają na to przepisy postępowania karnego. Zalecenie takie wydał również Komitet ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał natomiast, że traktowanie przypadków przemocy na tle rasowym w taki sam sposób jak „zwykłych” aktów przemocy jest równoznaczne z przymykaniem oczu na ich szczególny charakter, co jest wyjątkowo destrukcyjne dla praw podstawowych.

W ostatnim czasie nie milknie dyskusja na temat gorszego traktowania ze względu na płeć. Co powinno się zmienić?

Istotnych zmian wymagają działania państwa w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej. Biorąc pod uwagę ogólną liczbę postępowań i wyroków za znęcanie się, w tym zastosowanych przez sądy środków m.in. nakazu opuszczenia lokalu mieszkalnego zajmowanego wspólnie z pokrzywdzonym, czy zakazu zbliżania się, można stwierdzić, że rozwiązania te nie są jeszcze w pełni wykorzystywane.

Szczególną uwagę należałoby poświęcić starszym kobietom - matkom, które padają ofiarami przemocy ze strony najbliższych im osób np. syna alkoholika. Niestety, wymiar sprawiedliwości nie potrafi objąć ich odpowiednią opieką, nie gwarantuje wypłaty kompensaty. Zresztą z ustawą o państwowej kompensacie przysługującej ofiarom niektórych przestępstw umyślnych walczę już 5 lat.

Nie ma Pani Profesor najlepszego zdania o tej ustawie...

W moim przekonaniu to najgorsza ustawa III RP i trochę wstyd dla polskiego ustawodawstwa a także dla tych osób, które wcześniej były zaangażowane w proces jej tworzenia. To przykład jak można złamać cały katalog prawa człowieka w jednym akcie normatywnym. Dotyczy to m.in. praw osób niepełnosprawnych czy starszych. Poza tym, nie gwarantuje się w niej ochrony przed wtórną wiktymizacją, łamie się zasadę "równości broni”.

Jakie są jej skutki?

Można wskazać wiele spraw, prawdziwych dramatów ludzkich, które są wynikiem działania tej wadliwej ustawy. Gdy 80-letnia kobieta została ciężko pobita, skonfrontowano ją ze sprawcą, który musiał się wypowiedzieć, czy na pewno tak skrzywdził tę osobę. Prokurator skupiał się przede wszystkim na tym, czy starsza pani nie zamierza wyłudzić kompensaty. W innej sprawie sąd pouczył kobietę, która miała 900 zł emerytury, że nie może jej zwolnić z kosztów sądowych ani z opłaty stałej, bo mając taki dochód powinna była przewidzieć, że może paść ofiarą przestępstwa. Powinna przecież przezornie odkładać na ewentualną pomoc prawną. Inna sytuacja, gdy za ciężkie, trwałe obrażenia przyznano ofierze niewiele ponad 100 zł, lub gdy żądano od matki paragonów za zakupy dla ciężko pobitego dziecka.

Co według Pani Profesor powinno się zrobić z tą ustawą?

Dążę do tego, aby w sprawach o kompensatę wprowadzono proste postępowanie administracyjne, którym mogłaby się zajmować np. opieka społeczna. To kosztowałoby o wiele mniej niż teraz. Niepotrzebny jest przecież udział prokuratora, który chce tylko za wszelką cenę – bo to wymusza na nim ustawa - wykazać, że ofiara zamierza wyłudzić kompensatę.

Mowa była o kobietach. A co z ojcami dyskryminowanymi przed sądami rodzinnymi?

Uważam, że powinniśmy docenić dokonującą się w społeczeństwie zmianę w postrzeganiu ojca. Np. w przeszłości bardzo często dochodziło do sytuacji, gdy opuszczali oni swoje niepełnosprawne dzieci, nie podejmowali trudu ich wychowania. Za to dziś mamy takie inicjatywy np. projekt „Mam Supertatę”, który pokazuje, że relacja z niepełnosprawnym dzieckiem może być dla ojców powodem do dumy.

Dlatego tak ważne jest, aby nie zaprzepaścić tego potencjału. Dyskryminacja ojców przed sądami rodzinnymi to zjawisko, które wymaga rzetelnego zbadania. W takich sytuacjach zawsze proszę o składanie skarg do Rzecznika Praw Obywatelskich. Chcę zwrócić uwagę, że w wielu przypadkach źródłem takiej dyskryminacji może być m.in. opóźnienie we wprowadzaniu alternatywnych sposobów rozstrzygania sporów. W moim przekonaniu, znaczną część spraw z zakresu opieki nad dzieckiem można by rozwiązać za pomocą mediacji.

Na początku wywiadu powiedziała Pani, że osoby dobrze odnajdujące się w prawie nie są narażone na dyskryminację. Czy to prawda?

Niestety bywa, że nawet osoby płynnie poruszające się w meandrach wymiaru sprawiedliwości, świadome swoich praw, nie są w stanie uchronić się przed dyskryminacją. Najlepszym przykładem jest sprawa pani asesor prokuratorskiej, która uległa w trakcie aplikacji wypadkowi i porusza się teraz na wózku. Ostatecznie musiała zostać radcą prawnym, bo nie pozwolono jej na kontynuowanie zawodu prokuratora. Sądzę, że należą jej się przeprosiny. Można też wskazać na ubiegłoroczny wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący sytuacji, gdy w takcie kadencji wójt, burmistrz lub prezydent miasta stanie się niepełnosprawny. Trybunał stwierdził, że przepisy, które uniemożliwiają im kontynuowanie sprawowanych funkcji, nie naruszają przepisów Konstytucji. Zatem w Polsce osoba z niepełnosprawnością może pełnić funkcję głowy państwa, ale nie może pozostać wójtem w najmniejszej nawet gminie. Niewątpliwie musimy podjąć jeszcze wiele działań służących przeciwdziałaniu dyskryminacji. Nie wystarczy wprowadzanie kolejnych regulacji prawnych – kluczowa jest zmiana świadomości społecznej. Mam wielką nadzieję, że w końcu uda nam się tego dokonać.

Rozmawiała Katarzyna Bańbor