Proponowane zmiany w prawie spadkowym mogą spowodować ogromne zamieszanie – ostrzegają sędziowie. Sąd Najwyższy wyraża ubolewanie, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie skonsultowało z nim projektu
Gorączkę wśród polskich sędziów wywołało kilka słów projektu. Chodzi o określenie: „sąd ostatniego miejsca zwykłego pobytu spadkodawcy”. To sformułowanie ma zastąpić obecnie funkcjonujące: „sąd ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy”. Jak przekonują orzekający, zmiana może wywołać olbrzymi chaos. Wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń uspokaja, że nie będzie tak źle, choć przyznaje, że mogą występować przejściowe trudności.
Ministerialny projekt nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego i prawa o notariacie (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 164 ze zm.) wynika z potrzeby doprecyzowania postanowień rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z lipca 2012 r. w sprawie jurysdykcji, prawa właściwego, uznawania i wykonywania orzeczeń, przyjmowania i wykonywania dokumentów urzędowych dotyczących dziedziczenia oraz w sprawie ustanowienia europejskiego poświadczenia spadkowego.

Ustawowy przemyt

W skrócie: obecna rzeczywistość – czyli częste podróże pomiędzy poszczególnymi krajami – zmusiła unijnego prawodawcę do wprowadzenia nowych regulacji, które uproszczą i ujednolicą model dziedziczenia. Do zmian trzeba również dostosować polskie prawo. A przy okazji – jak mówi ministerstwo – usprawnić kilka rzeczy. Jednak Sąd Najwyższy nazywa ten manewr przemyceniem – obok innych przepisów – wątpliwych regulacji, których Unia od nas nie wymaga.
Kluczowa w ocenie fachowców kwestia to właściwość miejscowa sądu w sprawach dziedziczenia. Ta zostanie – przynajmniej literalnie czytając przepisy – zmieniona. Obecnie za sąd spadku uważa się ten właściwy dla ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy. To zaś jest łatwe do ustalenia.
– W praktyce przyjmuje się ostatnie miejsce zameldowania. Nie nastręcza to większych trudności – przyznaje prof. Wojciech Machała z Instytutu Prawa Cywilnego Wydziału Prawa i Administracji UW.
Zastrzega, że zmiany w tym zakresie – ograniczenie liczby informacji umieszczanych w nowym dowodzie osobistym oraz ewentualne plany zniesienia obowiązku meldunkowego – mogłyby skomplikować sytuację.
Niebawem jednak podejście do interpretowania, który sąd jest sądem spadku, ma się zmienić. Właściwy będzie sąd ostatniego miejsca zwykłego pobytu spadkodawcy. A to, jak przekonują sędziowie, każdy może postrzegać inaczej.
„Pojęcie zamieszkania ma treść ustaloną w prawie krajowym oraz doprecyzowaną przez orzecznictwo, czego nie można powiedzieć o pojęciu zwykłego pobytu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy oba pojęcia można uznawać za ekwiwalentne, choć najpewniej tak nie jest” – czytamy w opinii Sądu Najwyższego. „Konkludując, Sąd Najwyższy wyraża ubolewanie, iż nie został zaproszony do zgłaszania uwag do projektu na wcześniejszym etapie jego przygotowania, co pozwoliłoby w szerszym zakresie dokonać prawidłowej i pełnej jego oceny” – podsumowuje SN swoje pismo.
Z zarzutami nie zgadza się minister Kozdroń. Jak wyjaśnia DGP, projekt na każdym etapie był i nadal jest właściwie konsultowany. A ewentualne zmiany są nadal możliwe, jednak akurat raczej nie w kwestii właściwości miejscowej sądu.

Brzytwa Grabarczyka

– Dość długo dojrzewaliśmy do tej decyzji, ale wreszcie zdecydowaliśmy się przeciąć ten węzeł gordyjski – mówi minister Kozdroń.
Jak tłumaczy, zmiana ma na celu ujednolicenie nazewnictwa z tym stosowanym w innych regulacjach, w tym w prawie europejskim.
Przecinanie węzła może jednak wywołać liczne problemy. Zwracają na to uwagę sędziowie poszczególnych apelacji. Jeden z głównych zarzutów dotyczy możliwych zachowań spadkobierców. Gdy w danym przypadku będzie ich wielu, może się okazać, iż każdy – w dobrej wierze – będzie występował do innego sądu, gdyż poszczególne osoby inaczej będą postrzegały ostatnie miejsce zwykłego pobytu spadkodawcy. To zaś przełożyłoby się na ogromne trudności w prowadzeniu postępowań spadkowych.
– Takie ryzyko rzeczywiście istnieje – przyznaje minister Kozdroń. – Ale musimy się z tym uporać, nawet jeśli chwilę to zajmie – dodaje.
Jak długa może być ta chwila? Eksperci przekonują, że wątpliwości mogą występować nawet przez kilka lat.
Jak mówi prof. Wojciech Machała, trudno na razie oceniać, z na ile poważnym problemem możemy mieć do czynienia, ale wątpliwości interpretacyjne w którymś momencie się pojawią.
– Prawdopodobnie nie unikniemy zajęcia stanowiska w tej sprawie przez Sąd Najwyższy. Podejrzewam, że nawet w postaci uchwały w randze zasady prawnej – przewiduje prof. Machała.
Jak dodaje, jeśli główną przyczyną projektowanej zmiany jest ujednolicenie terminologii, to działanie resortu sprawiedliwości jest niepotrzebne.
– Nie widzę powodu, aby zmieniać coś, co całkiem przyzwoicie funkcjonowało, a przy tym mieliśmy ugruntowaną linię orzeczniczą – podsumowuje prof. Wojciech Machała.
Ustawa ma wejść w życie 17 sierpnia 2015 r.
Etap legislacyjny
Projekt w uzgodnieniach