Absolwentów prawa, którzy nie odbyli żadnej aplikacji, można porównać z futbolistami grającymi w niższych ligach. Jednocześnie często są to osoby decydujące o naszych losach, np. jako urzędnicy państwowi i samorządowi oraz niektórzy sędziowie sądów administracyjnych - pisze prof. Cezary Kosikowski.

(...)

Wokół aplikacji prawniczych od dawna jest wiele hałasu, nie zawsze zresztą zasadnego, skoro doszło do ustawowego uregulowania spornych zagadnień naboru i organizacji aplikacji prawniczych, a także wynikających stąd uprawnień dla osób kończących aplikację z wynikiem pozytywnym. Dla dokonania oceny wdrożonych zmian przeprowadziłem szczegółową analizę przyjętych rozwiązań prawnych. Zasięgnąłem też opinii aplikantów lub patronów wszystkich rodzajów aplikacji (na niektórych sam zresztą prowadziłem zajęcia). Zapoznałem się też z licznymi wypowiedziami publicystycznymi na temat aplikacji prawniczych, które szczególnie szeroko prezentował DGP. Moje spostrzeżenia są następujące.
Po pierwsze, obecne regulacje prawne nie pozostawiają żadnego marginesu uprawniającego do wysuwania podejrzeń i formułowania insynuacji, że aplikacja jest dostępna tylko dla wtajemniczonych i swoich. Jest to o tyle ważne, że przez lata nad systemem rekrutacji na aplikacje prawnicze ciążyło podejrzenie o nepotyzm i kumoterstwo. Być może tak i było, tyle tylko, że o dziedziczność zawodów dbali również przedstawiciele wszystkich innych zawodów, łącznie z dozorcami.
Po drugie, wyłączając odrębności dotyczące aplikacji ogólnej, sędziowskiej i prokuratorskiej, a także aplikacji legislacyjnej, unormowania prawne odnoszące się do pozostałych rodzajów aplikacji wykazują więcej podobieństw niż różnic. Czasami są to wręcz niemalże tożsame regulacje (np. aplikacji adwokackiej i radcowskiej). Podobieństwa dotyczą zasad oraz warunków naboru na aplikację, a także jej organizacji i kontroli. Prawie wszystkich aplikantów obowiązują takie same zasady odpowiedzialności dyscyplinarnej (z wyjątkiem aplikantów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, dalej: KSSiP). Takie same są też formy zakończenia aplikacji (egzamin końcowy). Wszędzie (z wyjątkiem aplikacji ogólnej, sędziowskiej i prokuratorskiej) wprowadzono zasadę odpłatności za aplikację i przeprowadzane w jej toku egzaminy. Natomiast różnice, poza tym, iż zasadniczo odnoszą się do aplikacji prowadzonych przez Rządowe Centrum Legislacji (RCL) oraz przez KSSiP, dotyczą także czasu trwania aplikacji (od roku – aplikacja legislacyjna, przez 2 lata – aplikacja komornicza, 3 lata – aplikacja adwokacka i radcowska). Aplikacja notarialna oraz aplikacja ogólna oraz sędziowska i prokuratorska mają trwać po 3,5 roku, co nie ma zresztą żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Po trzecie, co wydaje się najważniejsze, ubieganie się o przyjęcie na aplikację prawniczą jest dostępne dla wszystkich chętnych, z wyjątkiem ubiegających się o odbycie aplikacji legislacyjnej, gdzie obowiązuje zasada skierowania przez urząd państwowy, a przyjęcie jest możliwe jedynie w ramach limitu ustalonego przez RCL. O przyjęcie na każdą inną aplikację prawniczą może ubiegać się absolwent prawa, który posiada zdolność do czynności prawnych i nie jest osobą skazaną (podejrzaną) za przestępstwo oraz ma obywatelstwo polskie.
Dostępność aplikacji prawniczych wynika z tego, że minister sprawiedliwości ogłasza w Biuletynie Informacji Publicznej komunikat o terminie i warunkach naboru na poszczególne aplikacje prawnicze. Każdy zainteresowany wie zatem o tym, kiedy i gdzie może dokonać zgłoszenia na egzamin wstępny. W zasadzie nie można odmówić przyjęcia na aplikację osoby, która pozytywnie zaliczyła egzamin wstępny.
Nie ustala się obecnie, poza aplikacją legislacyjną, żadnych limitów przyjęć na aplikację prawniczą. Co więcej, przepisy dotyczące notariuszy i komorników nakazują im wręcz przyjmowanie na aplikację co najmniej jednego aplikanta raz na 3,5 roku lub co 3 lata. Polska statystyka publiczna nie podaje danych dotyczących aplikantów zawodów prawniczych (z wyjątkiem aplikantów adwokackich, których jest o połowę mniej niż adwokatów).
Najbardziej niepokojące jest to, że nie znamy oficjalnie liczby aplikantów sądowych i prokuratorskich. Utrudnia to ocenę, czy jest to liczba zasadnie przyjęta. Posłużę się więc następującymi danymi. W 2012 r. (nie ma innych danych) na stanowisko sędziego rejonowego nominowano 192 osoby. Natomiast w 2014 r. na aplikację przeprowadzaną przez KSSiP zgłosiły się 1450 osoby, przyjęto zaś na aplikację ogólną 181. Czy to oznacza, że Krajowa Rada Sądownictwa oraz KSSiP prawidłowo oszacowały przyszłe potrzeby sądów i prokuratury? Nie, skoro aplikacja ma przygotowywać nie tylko do objęcia zawodów sędziego i prokuratora, lecz także stanowisk asesora prokuratury oraz asystenta sędziego lub prokuratora oraz referendarza sądowego. Są też inne powody. Trudno jest przecież oceniać przyszłe potrzeby kadrowe jedynie na podstawie danych dotyczących przewidywanego ruchu emerytalnego w tych zawodach lub stanowiskach. Nie można przecież wykluczyć wystąpienia różnych zdarzeń losowych, w wyniku których nastąpi większe niż przewidywano uszczuplenie kadr sędziowskich i prokuratorskich. Trzeba mieć także na uwadze możliwość zmiany zawodu sędziowskiego lub prokuratorskiego na inny rodzaj zajęcia bądź też przejścia na wcześniejszą emeryturę (rentę chorobową), a także wyjazd za granicę bądź objęcie funkcji publicznych. Nie można też zakładać, że wszyscy aplikanci pomyślnie ukończą aplikację. Dlatego na aplikację realizowaną w systemie KSSiP należało przyjmować większą liczbę kandydatów, którzy pozytywnie złożyli egzamin wstępny.
Po czwarte, wszystkie aplikacje prawnicze są odpłatne, a tymczasem zatrudnienie aplikanta u patrona jest obowiązkowe tylko dla komorników. Pozostali patroni (adwokaci, radcowie prawni, notariusze) mogą, lecz nie muszą zatrudniać swoich podopiecznych. Aplikant nie zawsze ma możliwość osiągania przychodów pozwalających mu na jednoczesne utrzymanie siebie i ewentualnej rodziny oraz na ponoszenie kosztów nauki (tylko aplikanci KSSiP otrzymują stypendium i mogą liczyć na nagrody). W dodatku nie zawsze mogą podjąć dowolną pracę, gdyż niektóre zajęcia mogą zostać uznane za niegodne postawy aplikanta. Dlatego dobrze, że z wyjątkiem aplikacji komorniczej oraz ogólnej, sędziowskiej i prokuratorskiej istnieje możliwość odbywania tzw. aplikacji pozaetatowej, umożliwiającej zarobkowanie w innych miejscach.
Po piąte, ukończenie aplikacji prawniczej zapewnia obecnie możliwość wpisu na listę adwokatów lub radców prawnych, a także nominację na notariusza lub jego zastępcę. Po skończeniu aplikacji komorniczej można zostać asesorem komorniczym, a potem objąć urząd komornika. Najgorzej jest po ukończeniu aplikacji prowadzonej przez KSSiP . Ustawa niczego nie gwarantuje, bo po skończeniu tej aplikacji równie dobrze można zostać asystentem sędziego lub referendarzem, jak i otrzymać nominację sędziowską, a w prokuraturze być asesorem i potem dopiero prokuratorem.
Absolwenci prawa, którzy nie zdecydowali się i nie odbyli żadnej aplikacji, mogą być porównywani z futbolistami grającymi w niższych ligach. Jednocześnie często są to osoby decydujące o naszych losach (np. jako urzędnicy państwowi i samorządowi, niektórzy sędziowie sądów administracyjnych). Najbardziej ambitni z nich czasami odbywają jakieś kursy lub szkolenia specjalistyczne. Większość jednak nie garnie się do doskonalenia swej pierwotnej (z reguły mocno nieaktualnej) wiedzy prawniczej. No i teraz już wiadomo, dlaczego jest tak, jak jest, czyli źle, a wizerunek prawnika schodzi na psy, za co przepraszam moje psy. Ale tak wcale nie musi być, bowiem niewiele trzeba zmieniać w obowiązującym obecnie systemie aplikacji prawniczych, zwłaszcza tych organizowanych przez samorządy zawodowe prawników. Potrzebne są natomiast inne zmiany.
Po pierwsze, należy postulować, aby obowiązkiem ukończenia aplikacji legislacyjnej objąć także wybranych prawników zatrudnionych w organach samorządu terytorialnego. Tam bowiem tworzy się prawo miejscowe. Trzeba przy tym poszerzać limity przyjęć na aplikację legislacyjną, jeśli nie chcemy, aby tworzeniem prawa zajmowali się absolwenci akademii wychowania fizycznego lub geologii (wystarczy, że są posłami lub ministrami). Uprawnione są dążenia środowiska do uznania absolwentów aplikacji legislacyjnej za osoby wykonujące zawód legislatora.
Po drugie, ośmielam się zaproponować rezygnację z aplikacji prowadzonej obecnie przez KSSiP. Mam bowiem nieodparte wrażenie, że uczyniono z niej coś na wzór „radzieckiej akademii nauk”, po skończeniu której nie było już nikogo mądrzejszego na świecie, łącznie z Panem Bogiem. Aplikacja ogólna jest zbędna, skoro koncentruje się na nauczaniu tego, co aplikanci znają już lub powinni znać ze studiów prawniczych. Niepotrzebnie więc ściąga się ich na zajęcia organizowane centralnie (w Krakowie). To jest niewygodne i kosztowne. W Krakowie bezkonkurencyjnymi są jedynie Wawel i hejnał z wieży Mariackiej. Nie sądzę natomiast, aby w innych ośrodkach akademickich i miastach stanowiących siedziby sądów apelacyjnych nie było wykładowców prawa równie dobrych, jak na krakowskich uczelniach. Po ukończeniu aplikacji ogólnej następuje przecież podział na aplikację sędziowską i prokuratorską, które są realizowane już w sposób zdecentralizowany. Wróćmy więc do tego, co dobrze już sprawdziło się w wieloletniej praktyce, czyli do aplikacji organizowanej i przeprowadzanej odrębnie przez prokuratury i sądy na szczeblu wojewódzkim. Nie słyszałem, aby jej ukończenie komuś zaszkodziło. Część aplikantów znalazła bowiem zatrudnienie zarówno w sądach i prokuraturze, jak i w sądach administracyjnych. Inni zasilili szeregi adwokatów lub radców prawnych bądź notariuszy lub komorników. Nikt nie narzekał tak, jak dzisiejsi absolwenci prawa. Większość z nich chce zostać zawodowymi prawnikami, ale formuła aplikacji w KSSiP im temu nie sprzyja.
Po trzecie, celowe wydaje się powołanie aplikacji sądowoadministracyjnej, organizowanej przez NSA i prowadzonej przez wojewódzkie sądy administracyjne. Powinna przygotowywać kadry sędziowskie i ich zaplecze (asystenci sędziów, referendarze) w sądach administracyjnych. Nie jest bowiem żadnym dobrym rozwiązaniem problemu powoływanie na urząd sędziów wojewódzkich sądów administracyjnych osób, które przez 8 lat wykonywały inne zawody prawnicze lub przez 10 lat stosowały prawo administracyjne w urzędach administracji publicznej. Są to bowiem ludzie, którzy w zdecydowanej większości nie znają teorii i zasad oraz materialnego i procesowego prawa administracyjnego. Szkolono ich w innym zakresie i wiedza potrzebna sędziemu administracyjnemu jest im z reguły obca.
Lepiej będzie zatem, gdy przez 3 lata osoby kandydujące do piastowania godności sędziego administracyjnego odbędą aplikację sądowoadministracyjną, a potem przejdą drogę awansu zawodowego przez stanowiska asystenta sędziego (2 lata) i referendarza (2 lata). Sąd administracyjny oraz jego sędziowie, to nie jest żaden gorszy rodzaj wymiaru sprawiedliwości, do wykonywania którego nie trzeba się odpowiednio przygotować.
Po czwarte, wszystkim pozostałym absolwentom prawa warto stworzyć możliwość praktycznego poznania funkcjonowania zawodów prawniczych. W toku studiów prawniczych nie było to w zasadzie możliwe. Tymczasem absolwenci prawa, którzy nie ukończyli aplikacji prawniczej i wybrali inny wariant swojej zawodowej przyszłości, potrzebują takiej wiedzy (np. zatrudnieni w urzędach publicznych lub w fundacjach i stowarzyszeniach, właściciele kancelarii prawniczych). To dla nich należałoby uruchomić i prowadzić 2-letnie odpłatne studia podyplomowe pod nazwą „Funkcjonowanie zawodów prawniczych”.
Studia powinny być uruchamiane i organizowane przez uniwersyteckie wydziały prawa oraz realizowane we współpracy z organami wymiaru sprawiedliwości oraz organami samorządów zawodowych adwokatów, radców prawnych, notariuszy i komorników. Celem studiów powinno być poznanie praktyki stosowania oraz egzekucji prawa w sądach i prokuraturze, a także przez adwokatów i radców prawnych oraz notariuszy i komorników. W każdym z tych miejsc uczestnik studiów odbywałby praktykę pod opieką patrona, wynagradzanego z opłat za studia podyplomowe. Po odbytej praktyce patron wystawiałby praktykantowi ocenę.
Na podstawie pozytywnych ocen absolwent studiów podyplomowych uzyskiwałby dyplom ich ukończenia. Nie uprawniałby on co prawda do wykonywania konkretnego zawodu prawniczego, lecz dawałby wiedzę o praktyce prawniczej, co mogłoby również zwiększać wśród dyplomantów poczucie ich wartości. Instytucje zatrudniające chętnych na studia podyplomowe powinny kierować je na te studia, zapewniając pokrycie kosztów studiów i udzielanie urlopów szkoleniowych.
Dzięki uruchomieniu proponowanych studiów podyplomowych wielu absolwentów prawa niemających ukończonej aplikacji mogłoby uzyskać wiedzę, której nie wynieśli ze studiów prawniczych, pozbawionych praktyk zawodowych. Studia podyplomowe wypełniałyby więc tę lukę. Uniwersyteckie wydziały prawa mają możliwość uruchomienia i organizacji tych studiów, gdyż zatrudniają wielu nauczycieli akademickich, którzy jednocześnie wykonują zawód prawniczy. Część nauczycieli akademickich, pełniąc funkcję patronów, mogłaby wypełnić wtedy wymagane pensum obciążeń dydaktycznych. Przychody z opłat za studia podyplomowe mogłyby natomiast poprawić stan finansów uczelni i jego pracowników.
Cały felieton czytaj w eDGP.