Zła konstrukcja przepisów karnych w prawie farmaceutycznym oznacza, że wywożący nielegalnie leki za granicę są bezkarni. Projekt ustawy zawierał rozwiązanie problemu. Uchwalony akt już nie
Proceder wagi ciężkiej / Dziennik Gazeta Prawna
Prokuratura Apelacyjna w Lublinie umorzyła śledztwo w sprawie odwróconego łańcucha dystrybucji. Chodziło o apteki, które sprzedawały leki hurtowniom, a te wywoziły je nielegalnie za granicę. Wszystko po to, by na najdroższych lekarstwach zarobić znacznie więcej, bowiem ceny niektórych z nich na Zachodzie są wielokrotnie wyższe niż w Polsce.
Na procederze tracą nie tylko pacjenci, bo dostęp do leków jest ograniczony, lecz także państwo. Dochodzi nawet do tego, że podstawiani są pacjenci słupy i zakładane fikcyjne przychodnie. Oprócz zarobku na eksporcie zyskuje się wówczas również na państwowej refundacji.
– Artykuł 127 ustawy – Prawo farmaceutyczne (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 45, poz. 271 ze zm.) przewiduje odpowiedzialność karną osób, które prowadzą aptekę lub hurtownię bez zezwolenia. Te placówki jednak zezwolenie posiadały – wyjaśnia Andrzej Jeżyński, naczelnik V wydziału ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji lubelskiej prokuratury.
Krzysztof Kumala, prawnik w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, przyznaje, że obecne przepisy nie przewidują sankcji karnych za sprzedaż leków podmiotom nieuprawnionym.
– Decyzja prokuratury jest dla nas wielkim rozczarowaniem. Teraz możemy jedynie odbierać zezwolenie, ale w praktyce każdy może wystąpić o nowe w dzień po odebraniu poprzedniego – podkreśla Paweł Trzciński, rzecznik Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego.
W ocenie prokuratury nie byłoby problemu, gdyby art. 127 stanowił, że karze podlega nie tylko ten, kto prowadzi aptekę lub hurtownię bez zezwolenia, lecz także ten, kto działa wbrew jego warunkom.
– Dawałoby to nam możliwość ścigania osób zajmujących się nielegalnym wywozem leków – zauważa prokurator Jeżyński.
Projekt prawa farmaceutycznego z 2001 r. przewidywał odpowiedzialność za prowadzenie placówki bez zezwolenia albo wbrew jego warunkom. Jednak druga część tej regulacji („albo wbrew jego warunkom”) w niewyjaśnionych okolicznościach podczas prac sejmowej komisji zniknęła.
Według Andrzeja Jeżyńskiego ta sprawa jest interesująca z punktu widzenia prokuratury. Jednak po pierwsze lubelska prokuratura jest niewłaściwa miejscowo do prowadzenia postępowania w tym zakresie, a po drugie – biorąc pod uwagę, że zmiany ograniczającej ewentualną sankcję dokonano w 2001 r. – mamy do czynienia z przedawnieniem karalności. Śledczym nie udało się ustalić, kto wnioskował o okrojenie sankcji, w praktyce wypaczając sens regulacji.
Sprawą może się jeszcze zająć prokuratura warszawska, a nawet generalna, ale na razie nie ma takiej decyzji.
Środowisko farmaceutyczne jest zaś podzielone w ocenie, czy był to przypadek, czy celowe działanie.
– Przez przypadek to ja mogę pomylić klucze do domu z tymi od garażu, a nie zmodyfikować przepis tak, by w następnych latach doprowadził do gigantycznych patologii i wzbogacenia się niektórych – nie ma wątpliwości przedstawiciel koncernu farmaceutycznego.
Jednak w ocenie dr Dobrawy Biadun, radcy prawnego i ekspertki Konfederacji Lewiatan, najprawdopodobniej doszło ze strony urzędników do przeoczenia.
– Po pierwsze, tamte lata to istny szał legislacyjny. Procedowano nad ogromem aktów prawnych, aby dostosować nasze przepisy do unijnych. A po drugie, nielegalny wywóz leków stał się powszechnym kłopotem dopiero kilka lat temu – stwierdza dr Dobrawa Biadun.
Podobnego zdania są posłowie PO. Jak nieoficjalnie mówi nam posłanka Platformy, sejmowi legislatorzy są prawnikami znacznie słabszymi od tych, których zatrudniają koncerny farmaceutyczne. Mogło być więc tak, że przedstawiciel jednej z firm zaproponował w toku prac nad ustawą poprawkę, a ustawodawca nawet nie spostrzegł, jak istotne może to mieć konsekwencje.
– Ważne, abyśmy wyciągnęli odpowiednie wnioski – zastrzega poseł PO Rajmund Miller. – Mamy nadzieję, że przepisy, nad którymi pracujemy, ukrócą proceder nielegalnego wywozu leków. Wysokie kary administracyjne dla łamiących prawo, do 500 tys. zł, powinny ich odstraszyć – dodaje Miller.