Podopieczni ośrodków pomocy społecznej grożą, bywają agresywni. Przykład to ostatnie tragiczne podpalenie placówki w Makowie. Efekt? Śmierć dwóch urzędniczek. Czy pracownikom socjalnym można pomóc?
Są zwykłymi urzędnikami. Na nich wylewają podopieczni ośrodków pomocy wszystkie żale. Rodzice robią raban w domu dziecka, do którego w ramach interwencji zabrano ich pociechę. Pracownik socjalny nie jest wpuszczany do domu, w którym ma przeprowadzić wywiad. Podobnie z kuratorem. Często odmowa współpracy jest związana z agresją podopiecznych. A szkolenia dla pracowników wszystkiego nie załatwią.
– Ze środków unijnych są prowadzone szkolenia dla osób pracujących z klientem trudnym. Korzystają z nich właśnie pracownicy OPS – mówi dyrektor Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie Jolanta Sobczak. To nie wystarczy, by uchronić pracowników przed atakami podopiecznych. – To są trudne środowiska. Korzystaliśmy nieraz z konsultacji psychiatrów. Oni mówią, że z podopiecznymi OPS problemów nie ma. Ale wielu beneficjentów pomocy społecznej z terapii nie korzysta. Podopieczni mówią że „im się należy”.
Pracownicy OPS nie mają specjalnych przywilejów. Tylko niektórym przysługuje dodatkowy dziesięciodniowy urlop raz na dwa lata i dodatek finansowy (250 zł) oraz tzw. ochrona dla pracowników służby publicznej. – To ostatnie sformułowanie jest enigmatyczne. Bo pracownik może zadzwonić po policję w sytuacjach niebezpiecznych. Ale już z policjantem na wizytę iść nie może – mówi dyrektor Sobczak.
W dużych miastach ośrodki pomocy społecznej są monitorowane przez firmy ochroniarskie. – Ale oficjalnie żadna ochrona pracownikowi się nie należy – mówi Alicja Witoszyńska z warszawskiej dzielnicy Targówek. Jest to dobra wola samorządu, który może pokryć koszty tej ochrony. W małych gminach zazwyczaj jej nie ma. Jednak samorządy próbują sobie radzić inaczej.
– Wynajęliśmy pomieszczenia dla naszego gminnego OPS w budynku należącym do policji – mówi wójt gminy Wieliszew Paweł Kownacki. – Teraz pracownicy i mieszkańcy mają lepsze warunki. I czują się bezpieczniej. Pracownicy z opieki społecznej przyznają, że najlepiej byłoby, gdyby mogli np. na lokalne wizje chodzić parami, chętnie z funkcjonariuszem. By byli chronieni na miejscu, w ośrodku. – To jednak generuje koszty, bo opłaty za zatrudnienie ochrony będą większe niż wypłacana pomoc – mówi z goryczą dyr. Sobczak.
– Nie można też dojść do absurdu – mówi socjolog prof. Jacek Wasilewski. – Bo będzie jak w piosence – jeden szeryf przypada na jednego mieszkańca. Choć przyznaje, że pracownicy socjalni powinni mieć ochronę samorządu bądź wręcz ustawową, rządu. – To taki zawód, ale może warto przyjrzeć się bezpieczeństwu ich pracy.