Inicjatywa sądu zostanie ograniczona, a rozszerzona - stron. Prokurator, który był autorem aktu oskarżenia, ma osobiście występować w danej sprawie w sądzie (dziś często przychodzą do niego w zastępstwie prokuratorzy nieznający dobrze danej sprawy).
B. wiceprokurator generalny, dziś wykładowca, prof. Ryszard Stefański podkreślił w rozmowie z PAP, że nie zreformowano postępowania przygotowawczego - prokurator będzie musiał jednocześnie prowadzić śledztwa, a zarazem zwiększą się jego obowiązki, bo będzie musiał osobiście występować w sądzie w sprawie, którą prowadził i skończył aktem oskarżenia. "Jedno z drugim nie jest zgrane" - dodał. "Uważam, że to nie może dobrze zafunkcjonować, bo prokuratura nie jest obecnie w stanie poradzić sobie z tymi obowiązkami" - dodał. Według niego trzeba zreformować postępowanie przygotowawcze, a najlepiej w ogóle je zlikwidować.
Zdaniem Stefańskiego po pewnym czasie niezbędna będzie interwencja ustawodawcy w kierunku reformy tego postępowania, bo nie będzie już powrotu do poprzedniego modelu. Uważa on, że prokurator nie powinien tak jak dziś zbierać tomów dowodów, w tym protokołów przesłuchań świadków (którzy i tak potem zeznają ponownie w sądzie), tylko np. wnosić do sądu, których świadków trzeba przesłuchać na rozprawie.
Według Stefańskiego sama kontradyktoryjność przed sądem jest zaś uregulowana bardzo dobrze, choć i tu widać zagrożenia. Podkreślił, że oskarżony będzie musiał być bardziej aktywny niż dotychczas, ale zakładana przez nowelizacja "równość stron" może być iluzoryczna. Zwrócił zwłaszcza uwagę na sytuację, gdy oskarżony nie będzie miał obrońcy, co oznacza że nie będzie w stanie nawet dobrze formułować wniosków dowodowych, których przecież nikt za niego nie złoży. Podkreślił, że wprawdzie może on żądać obrońcy, a sąd musi mu go zapewnić, ale w przypadku skazania musi za tego obrońcę zapłacić.
"Należy podejrzewać, że oskarżeni nie będą szeroko korzystać z tego uprawnienia; nie będzie zatem równości stron" - dodał Stefański. Jego zdaniem premiowani będą ci oskarżeni, których będzie stać na dobrego obrońcę z wyboru.
"Sama idea jest bardzo słuszna, bo nie może być tak jak dziś, że bezstronny w założeniu sąd z urzędu dopuszcza dowody obciążające oskarżonego, u którego może powstać myśl, że sąd nie jest bezstronny, bo robi wszystko, by go skazać" - oświadczył Stefański. Dodał, że teraz sąd będzie opierał się na wnioskach, które przedstawią strony, choć nowelizacja dopuszcza, że sąd w wyjątkowych, uzasadnionych przypadkach może dopuścić dowód z urzędu. Wyjaśnił, że chodzi o sytuację, w której sędzia - wbrew swemu przekonaniu - musiałby wydać np. wyrok skazujący, choć wie, że jeden dowód mógłby zmienić tę ocenę.
Zarazem Stefański widzi niebezpieczeństwo, że wyjątek taki może stać się regułą - zwłaszcza początkowo - bo sędziowie są przyzwyczajeni do przeprowadzania dowodów z urzędu. "Musi trochę potrwać, by zmieniła się ich mentalność" - dodał.
Także znany warszawski obrońca mec. Radosław Baszuk powiedział PAP, że nowelizacja pozostawiła sądom zbyt "szeroką furtkę" w tym zakresie. Jego zdaniem można sobie wyobrazić, że sądy będą uznawać, iż nowelizacja pozwala im na "szeroką inicjatywę dowodową". Z drugiej strony Baszuk przyznaje, że taka ingerencja sądu mogłaby być potrzebna np. w "możliwej do wyobrażenia sytuacji, gdy sędzia jako bezstronny obserwator załamuje ręce, widząc, że prokurator jest nieprzygotowany; obrońca - bierny, i za chwilę zapadnie wyrok niezgodny z poczuciem sprawiedliwości". Zdaniem Baszuka dopuszczanie dowodów przez sąd z urzędu powinno następować tylko na korzyść oskarżonego, bo tu wszak "obywatel ma do czynienia z całą siłą państwa".
Tak czy inaczej, w perspektywie kilku lat wykształci się tu zapewne jakaś praktyka sądów, a kwestia "obrośnie orzecznictwem", i będzie to mniej lub bardziej przewidywalne - uważa Baszuk. "Dramat może polegać na czymś innym" - dodał adwokat. Zwrócił uwagę, że nowelizacja nie pozwala, by w apelacji od wyroku sądu I instancji kwestionować jego decyzję o przeprowadzeniu dowodu z urzędu, przez co proces z założeniu kontradyktoryjny przekształca się w proces inkwizycyjny. "To szalenie niebezpieczne rozwiązanie" - ocenił Baszuk.
Według niego oznacza to, że "sędziowie przekonani do kontradyktoryjności będą sądzić kontradyktoryjnie, a kochający proces inkwizycyjny - inkwizycyjnie". Jeśli proces ma być kontradyktoryjny, to nie powinno być przepisu o niemożności kwestionowania przez II instancję przeprowadzania dowodu z urzędu w I instancji - ocenił. Za zasadny Baszuk ocenił zaś zakaz kwestionowania w II instancji tego, że przy bierności stron sąd I instancji nie dopuścił jakiegoś dowodu z urzędu.
"Przy założeniu, że sądy wycofają się z przeprowadzania dowodów z urzędu, tradycyjna rola obrony, sprowadzająca się dziś de facto do obstrukcji tez aktu oskarżenia i kwestionowania dowodów obciążających podsądnego, zmieni się w rolę dostarczyciela dowodów dla niego korzystnych" - oświadczył Baszuk. Jego zdaniem zmiana będzie wymagała przekroczenia nawyków nie tylko od sędziów i prokuratorów, ale także i adwokatów.
Współtwórca reformy, b. wiceminister sprawiedliwości, a dziś adwokat Michał Królikowski powiedział PAP, że przy wprowadzaniu przepisu, który kwestionuje mec. Baszuk, chodziło o trzy wyobrażalne sytuacje: gdy sąd chce wiedzy o aktualnej karcie karnej oskarżonego; potrzebuje specjalistycznej wiedzy biegłego, a strony o to nie wnoszą, oraz gdy sąd ma wątpliwości co do poczytalności oskarżonego, a nie wnosi on o obrońcę z urzędu. "To są trzy typowe sytuacje, w których sąd na zasadzie wyjątku może ingerować w sposób inkwizycyjny; w tych sytuacjach nie ma potrzeby kontroli instancyjnej" - dodał Królikowski.
Przyznał, że jeśli sąd całkowicie przekształci proces w proces inkwizycyjny, to faktycznie nie będzie można samoistnie skarżyć tego faktu do sądu odwoławczego. Dodał, że zawsze będzie można jednak w apelacji podnosić zarzut naruszenia prawa oskarżonego do obrony.
Królikowski dodał że pierwotny projekt nowelizacji nie zakładał takiego wyjątku, a został wprowadzony po konsultacjach społecznych. Wyjaśnił, że potrzeba ingerencji sądu w proces może być niezbędna w sytuacji "wysokiego nieprofesjonalizmu stron", zwłaszcza gdy oskarżony nie występuje o obrońcę z urzędu. Drugim argumentem była świadomość, iż dojście do modelu - że sąd jest bezstronny, a strony aktywne, będzie wymagało czasu i musi istnieć jakiś "wentyl bezpieczeństwa". "Zawsze wyjątek może stać się regułą" - przyznał Królikowski. "Przecież dzisiejszy kodeks też nie mówi, że sąd pierwszy przesłuchuje świadka, tylko stanowi, że sąd pyta na końcu, a praktyka jest odmienna" - dodał.
"Chciałabym być sędzią jak w amerykańskim filmie, który tylko słucha stron, a na koniec uzasadnia wyrok, ale może lepiej, gdy marzenia się nie spełniają" - mówiła niedawno PAP była minister sprawiedliwości, sędzia Barbara Piwnik. Oceniała, że nikt nie jest przygotowany do takich zmian, może z wyjątkiem "doświadczonych sędziów pierwszoinstancyjnych".
Szacuje się, że nowe przepisy spowodują blisko trzykrotny wzrost liczby śledztw prowadzonych przez prokuratury apelacyjne i ponad dwukrotny wzrost w prokuraturach okręgowych. W styczniu 2015 r. wchodzi w życie nowy regulamin prokuratury, który ma ją dostosować do wymogów reformy. Wciąż nie ma natomiast obiecywanej od kilku lat nowej ustawy o prokuraturze, która działa na mocy nowelizowanej już kilkadziesiąt razy ustawy z 1985 r.(PAP)
Komentarze(3)
Pokaż:
Natomiast zastanawia mnie inna kwestia. Jak to się dzieje, że zwykle u nas jest tak, że kiedy wchodzi dany akt prawny, nagle pojawiają się głosy krytyczne? W związku z tym mam pytania:
1/ Dlaczego krytycy zawsze podnoszą larum wtedy, kiedy jest już za późno, bo jest już postanowione, że dany akt wejdzie w życie? Spali wcześniej, czy ktoś może płacił im za milczenie?
2/ Czy politycy dają projety swoich ustaw do zaopiniowania fachowcom? Pod nazwą fachowców mam na myśli zarówno prawników (co jest oczywiste), jak ekspertów z danej branży (np. w przypadku KSH, czy Ustawy o Rach. ekonomistów i przedsiębiorców lub w przypadku KK np. karnistów)? I czy ci fachowcy wydają opinie godnie z własnym sumieniem i fachem?
Mam tę świadomość, że prawo w tym państwie działa przeciw ludziom, przeciw naszemu społeczeństwu, przeciw nam. Wiem, czemu tak się dzieje, wiem, że u władzy są politycy, którzy służą obcym interesom i wpływom (zachodnim i wschodnim), wpływom, którym zależy na tym, by społeczeństwo polskie było tanią siłą roboczą, zaś kraj nasz zwykłą gospodarczą kolonią (właściwie już osiągnęli swoje cele, teraz chcą jedynie utrzymać status quo). Nie rozumiem natomiast co robią eksperci, kiedy toczą się dopiero dyskusje n/t takiego, czy innego projektu prawnego? Nie rozumiem także, jak ludzie, niby inteligentni i ponoć rozsądni mogą głosować na polityków, którzy nigdy nie przyczynili się do dobra naszego kraju i nas samych, a często działają, nawet świadomie, na szkodę państwa i interesu narodowego?
Panie i panowie, ryba psuje się od głowy.
Ius ad populum!
Będzie niesprawiedliwie (choć to już po części było wcześniej) i nieskutecznie.
Kontradyktoryjność prawa anglosaskiego jest nierozłącznie związana z instytucją ŁAWY PRZYSIĘGŁYCH, która ocenia spór nad osobą oskarżoną o jakiś czyn. Moderatorem takiego postępowania jest zaś sędzia. I to ma ręce i nogi. Natomiast to co się funduje to jakaś parodia procesu kontradyktoryjnego. Ponadto uprawniczenie procesu - to niemal gwarancja tego, że procesy będą się ciągnęły latami.
Ponadto sąd, który z jednej strony ma zrezygnować z ustalenia prawdy materialnej (co warty jest taki proces), a z drugiej wymierzyć sprawiedliwy wyrok. Śmiechu warte.