Przypadek członków Państwowej Komisji Wyborczej pokazuje, że w sytuacji krytycznej, kiedy trzeba wyjaśnić coś ludziom normalnym językiem, a nie żargonem prawniczym, sędziowie zwyczajnie nie mają umiejętności rozmawiania ze społeczeństwem i wypowiadania się we własnym imieniu – mówi Maciej Strączyński, sędzia Sądu Okręgowego w Szczecinie i prezes Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”
EŚ: Wiele ostatnio dyskutowano o potrzebie lepszej komunikacji sędziów ze społeczeństwem i poprawie wizerunku sądów, a tu jak na złość sędziowie Państwowej Komisji Wyborczej pokazują swoją nieudolność zarówno w podejmowaniu decyzji, jak i przekazywaniu ich opinii publicznej.
MS: Nie mam wątpliwości, że PKW zbyt późno postanowiła o przejściu na ręczne liczenie głosów. W sytuacji kryzysowej, kiedy pojawiło się wiele doniesień z różnych okręgów, że system informatyczny nie funkcjonuje tak, jak powinien, należało podjąć szybką decyzję. Tak się jednak nie stało, stąd pod względem wizerunkowym praca PKW nie wypadła najlepiej. Trzeba jednak pamiętać, że w komisji zasiadają sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, a nie sądów powszechnych. Nie są oni ekspertami od systemów informatycznych, a członkostwo w PKW stanowi dla nich jedynie dodatkowe zajęcie. Sędziowie niezbyt często są zmuszani do błyskawicznego reagowania na szybko zmieniające się okoliczności, pospieszne decyzje nie należą tam do reguł. Zwłaszcza dotyczy to SN, NSA i TK, rozstrzygających poważne zagadnienia prawne, przy których pośpiech jest niewskazany: to nie są tryby przyspieszone czy też szybkie decydowanie np. o zastosowaniu aresztu tymczasowego. Od początku kariery zawodowej sędziów uczy się ostrożności, rozwagi i powściągliwości. Typowy sędziowski charakter i temperament nie jest więc stworzony do podejmowania ważnych rozstrzygnięć pod presją czasu i oczekiwań opinii publicznej, bez odpowiedniego namysłu.
EŚ: Ale krytyka, jaka spadła na PKW nie dotyczy tylko opieszałości w działaniu. Chodzi też o zarzut, że sposób komunikowania się sędziów nadwerężył zaufanie opinii publicznej oraz jej pewność co do rzetelności wyborów.
MS: Wobec sędziów od lat usilnie lansuje się przekonanie, że sędzia co do zasady nie powinien w ogóle wypowiadać się publicznie, bo wszystko, co może mieć do przekazania, zawierają wydawane przez niego orzeczenia. Takie stanowisko zajmuje wielu wysokich urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości. Ja się z nim nie zgadzam. Ale w idei owego nakazu milczenia w sprawach interesujących opinię publiczną wychowywano w Polsce kolejne pokolenia sędziów, w ogóle nie ucząc ich kontaktów ze społeczeństwem. Każdy, kto się do tego nie dostosował, komunikując zbyt wiele i zbyt zrozumiale dla przeciętnego obywatela, narażał się na niemiłe konsekwencje. Poprzez środki nadzoru i kontroli służbowej zniechęca się do dziś sędziów do wypowiadania się we własnym imieniu. Oni sami wolą zatem nie mówić nic, niż wysłuchiwać kolejnych upomnień swoich przełożonych o tym, że od rozmawiania z mediami jest wyłącznie rzecznik prasowy sądu okręgowego czy apelacyjnego. W efekcie, kiedy przydarza się sytuacja krytyczna i trzeba wyjść do ludzi, wyjaśnić im coś normalnym językiem, a nie żargonem prawniczym, to okazuje się, że wielu sędziom zanikła umiejętność rozmawiania ze społeczeństwem.
EŚ: W takim razie jaki przekaz Pana zdaniem powinien wyjść z PKW po tym, jak już wiadomo było, że są poważne problemy z systemem do liczenia głosów?
MS: Na miejscu członków komisji powiedziałbym na konferencji prasowej wprost, że zawiodło oprogramowanie, a oni sami nie ponoszą za to winy ani też nie oni decydowali o tym, jaki system zamówiło i wdrożyło Krajowe Biuro Wyborcze. Urząd ten stanowi bowiem odrębną jednostkę, która organizacyjnie i finansowo nie podlega PKW, ale zapewnia obsługę administracyjną i techniczną związaną z organizacją i przeprowadzaniem wyborów. To właśnie ona ponosi główną odpowiedzialność za popełnione błędy, a sędziowie PKW powinni byli to jasno wytłumaczyć.